Korekty. Джонатан Франзен
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Korekty - Джонатан Франзен страница 9

Название: Korekty

Автор: Джонатан Франзен

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 978-83-7999-974-3

isbn:

СКАЧАТЬ Lekarstwo niszczy libido, a więc apetyt na jedyną życiową przyjemność, która jest całkowicie za darmo, w związku z czym trzeba wydawać jeszcze więcej pieniędzy na przyjemności zastępcze. Zdrowie psychiczne to nic innego jak zdolność uczestniczenia w ekonomii konsumpcyjnej. Kupując terapię, kupuje się możliwość kupowania. Chcę też powiedzieć, że ja osobiście właśnie w tej chwili przegrywam walkę ze skomercjalizowaną, zmedycynizowaną, totalitarną nowoczesnością.

      Denise przymknęła jedno oko, drugie otworzyła bardzo szeroko. Źrenica i tęczówka zlewały się w jedno, tworząc duży czarny paciorek na białej porcelanie.

      – Jeśli powiem, że to bardzo interesujące sprawy, to czy przestaniesz o nich mówić i pójdziesz ze mną na górę?

      Chip pokręcił głową.

      – W lodówce jest poszetowany łosoś. Sos śmietanowo-szczawiowy. Sałatka z fasoli i orzechów. Wino, bułka i masło. To dobre, świeże masło z Vermontu.

      – Czy przyszło ci do głowy, że tata jest chory?

      – Wrócę za godzinkę, najpóźniej za półtorej.

      – Zapytałam, czy przyszło ci do głowy, że tata jest chory?

      Chipowi stanął przed oczami obraz drżącego ojca, mówiącego błagalnym tonem; żeby zablokować to wspomnienie, usiłował sięgnąć pamięcią do seksu z Julią, z nieznajomą o lazurowych włosach, z Ruthie, z kimkolwiek, ale bezskutecznie – wywołał jedynie wizję mściwych, atakujących go jak furie piersi.

      – Im szybciej pojadę do Eden i naniosę poprawki, tym szybciej wrócę. Jeśli naprawdę zależy ci na tym, żeby mi pomóc.

      Właśnie nadjeżdżała wolna taksówka. Odruchowo zerknął na nią, ale to był błąd, ponieważ Denise opacznie zrozumiała jego spojrzenie.

      – Nie mogę dać ci więcej pieniędzy.

      Cofnął się raptownie, jakby go opluła.

      – Jezu, Denise…

      – Chciałabym, ale nie mogę.

      – Przecież nie proszę cię o pieniądze.

      – Bo to do niczego nie prowadzi?

      Odwrócił się na pięcie, wyszedł w ulewę i z twarzą wykrzywioną gniewnym uśmiechem, brodząc po kostki w kipiącym, rozlanym na chodniku jeziorze, pomaszerował w kierunku University Place. W ręce ściskał zamkniętą parasolkę Denise, ale i tak był przekonany, że to nie jego wina, że to nie w porządku, że jest zupełnie mokry.

      Jeszcze całkiem niedawno, nawet nie poświęcając temu zagadnieniu wiele uwagi, Chip wierzył, że w Ameryce można odnieść sukces, nie zarabiając mnóstwa pieniędzy. Zawsze był dobrym uczniem i studentem, ale że od wczesnej młodości jedyną formą działalności ekonomicznej, do jakiej przejawiał jakiekolwiek uzdolnienia, było robienie zakupów, postanowił poświęcić się karierze intelektualisty.

      Ponieważ Alfred wspomniał kiedyś mimochodem, że w ogóle nie rozumie potrzeby istnienia czegoś takiego jak teoria literatury, i ponieważ Enid w kwiecistych, pisanych regularnie co dwa tygodnie listach, dzięki którym sporo zaoszczędziła na rozmowach międzymiastowych, nieustająco błagała go, żeby zrezygnował z robienia „niepraktycznego” doktoratu z nauk humanistycznych („Patrzę na wszystkie Twoje nagrody zdobyte w konkursach matematycznych i fizycznych i myślę, jak bardzo taki zdolny młody człowiek jak Ty przydałby się społeczeństwu na przykład jako lekarz, bo musisz wiedzieć, że ojciec i ja staraliśmy się wychowywać Was w taki sposób, żebyście nauczyli się myśleć nie tylko o sobie, lecz także o innych”), Chip nie mógł narzekać na brak motywacji do ciężkiej pracy, żeby udowodnić rodzicom, iż nie mają racji. Wstając z łóżka znacznie wcześniej niż odsypiający kaca koledzy, pilnie gromadził wyróżnienia, nagrody i pochwały pełniące w środowisku akademickim funkcję brzęczącej monety.

      W ciągu pierwszych piętnastu lat życia tylko raz, a i to pośrednio, zetknął się z autentyczną porażką. Tori Timmelman, z którą chodził w college’u i długo potem, tak bardzo uległa feministycznemu zacietrzewieniu i do tego stopnia znienawidziła patriarchalny system awansu i fallometryczny system pomiarów osiągnięć, iż nie zdała matury – może dlatego, że nie chciała zdać, a może dlatego, że nie była w stanie tego uczynić. Chip dorastał, słuchając wywodów ojca na temat Powinności Mężczyzny i Powinności Kobiety oraz potrzeby zachowania tego rozróżnienia. Dla równowagi przez prawie dziesięć lat mieszkał z Tori w maleńkim mieszkanku, piorąc, sprzątając i opiekując się kotem. Czytał jej lektury, przygotowywał streszczenia, pomagał tworzyć zręby wiekopomnej pracy naukowej, która jednak nie mogła powstać ze względu na intensywność emocji wstrząsających autorką. Dopiero kiedy władze college’u w D. zaproponowały mu pięcioletni kontrakt (w tym samym czasie Tori zatrudniła się na dwa lata w szkole rolniczej w Teksasie), poczuł, że do cna wyczerpał zapasy męskiego poczucia winy i ruszył dalej.

      Zjawił się w D. jako atrakcyjny trzydziestotrzylatek o imponującym dorobku. Rektor college’u, Jim Leviton, był prawie gotów zagwarantować mu dożywotnie zatrudnienie. W ciągu pierwszego semestru udało mu się pójść do łóżka z młodą historyczką Ruthie Hamilton oraz w parze z Levitonem zdobyć mistrzostwo szkoły wykładowców w deblu – do którego to celu rektor dążył bezskutecznie od dwudziestu lat.

      College w D. był instytucją dość elitarną, funkcjonującą wyłącznie dzięki uczniom, których rodzice opłacali czesne w pełnej wysokości. Aby ich przyciągnąć, za trzydzieści milionów dolarów wybudowano centrum sportowo-rekreacyjne, trzy kawiarnie oraz dwa potężne „zespoły mieszkalne” przypominające nie tyle bursy, co raczej luksusowe hotele, które absolwenci mieli często odwiedzać w świetlanej przyszłości. Było tam mnóstwo skórzanych kanap, a także tyle komputerów, żeby każdy odwiedzający przez cały czas miał w polu widzenia przynajmniej jeden monitor i klawiaturę.

      Młodsza kadra naukowa mieszkała w nieporównanie gorszych warunkach. Chip i tak miał sporo szczęścia, ponieważ umieszczono go w zawilgoconym piętrowym segmenciku z pustaków przy Tilton Ledge Lane, na zachodnim skraju college’u. Podwórko graniczyło ze strumieniem, który oficjalnie nosił nazwę Kuyper’s Creek, nieoficjalnie zaś Złomowy Potok, ponieważ na jego drugim, podmokłym brzegu rozciągało się ogromne złomowisko samochodowe należące do Stanowego Departamentu Penitencjarnego. Władze college’u od dwudziestu lat walczyły w sądach różnych instancji z „postępującą degradacją środowiska naturalnego”, a także „planami budowy na tym terenie więzienia o złagodzonym rygorze”.

      Co miesiąc lub dwa, dopóki wszystko układało mu się z Ruthie, Chip zapraszał kolegów, sąsiadów, a czasem również jakiegoś rozwiniętego nad wiek ucznia na kolację i zaskakiwał wszystkich langustą, pieczonym jagnięciem lub dziczyzną z jałowcem oraz jakimś staromodnym deserem w rodzaju czekoladowego fondue. Zdarzało się nawet, że późnym wieczorem, przy stole, na którym puste butelki po kalifornijskim winie tłoczyły się jak wieżowce na Manhattanie, Chip czuł się na tyle bezpiecznie, żeby pośmiać się z siebie, odrobinę otworzyć, opowiedzieć parę wstydliwych historyjek z dzieciństwa. Na przykład o tym, jak to jego ojciec nie tylko ciężko pracował dla Kolei Midland Pacific, czytał książki dzieciom, naprawiał różne rzeczy w domu i codziennie pochłaniał treść СКАЧАТЬ