Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach. Alicja Urbanik-Kopeć
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach - Alicja Urbanik-Kopeć страница 11

СКАЧАТЬ href="#n_53" type="note">[53].

      Mimo dotkliwych kar służące musiały poprawiać sobie złe świadectwa dość często, bo ta sama gazeta pisała w 1910 roku o kolejnym przypadku, niejakiej Marianny Cybulskiej, „która będąc niezadowoloną ze świadectwa, wypisanego do książeczki służbowej przez p. W., poradziła sobie w ten sposób, iż świadectwo wyskrobała i napisała sobie natomiast inne, lepsze”. Została za to skazana na dwa tygodnie aresztu, a autor rubryki z wiadomościami przestrzegał czytelniczki, że „w życiu tylko prostą drogą chodzić należy, bo tak nam nakazuje uczciwość, a przy tym za szacherki wcześniej czy później pokuta nie minie”. Kolejna służąca, Aniela Sudorówna, za poprawienie sobie świadectwa w 1912 roku została skazana na dwa miesiące więzienia[54].

      W przypadku Bronisławy do fałszerstwa nie doszło, wszystkie wpisy są na swoim miejscu. Na szczęście następne referencje są już bardzo dobre. Ze służącej do wszystkiego i robiącej zakupy na mieście Bronisława awansowała na kucharkę (pozycja dobrze opłacana i poszukiwana). Pracodawczyni pisze, że pracowała jeden rok i sprawowała się dobrze. Następnie przez kwartał, do stycznia 1889 roku, służyła u pana Piotrowskiego, emeryta, który też wystawił pozytywne referencje. Reszta opinii jest bardzo dobra. Bronisława była „wierna, rzetelna i najlepszego prowadzenia”, „gotowała bardzo dobrze, była rzetelną i b. pilną”, „sprawowała się dobrze”. Służyła jeszcze kolejne osiem lat, zawsze jako kucharka.

      Ostatni wpis pochodzi z 1 lutego 1897 roku, gdy Bronisława miała już 32 lata. Nie wiadomo, co stało się z nią dalej. Być może wyszła za mąż, co było najczęstszym powodem odejścia ze służby.

      Innych informacji dostarcza książka służbowa z Galicji, pochodząca z 1895 roku. Jej właścicielką była Karolina Frank. Pochodziła z Ujsoł w powiecie żywieckim, tamtejsza gmina wystawiła też książeczkę. W czasach, gdy nikt nie zawracałby sobie głowy robieniem biednej służącej zdjęcia do dokumentów{14}, na stronie drugiej znajdowało się „opisanie osoby” i jej znaków szczególnych. Karolina urodziła się w 1872 roku, a więc w momencie pobierania książeczki miała 23 lata. Była wyznania rzymskokatolickiego, wzrostu średniego. Miała twarz „pociągłą”, oczy „siwe”, brwi „jasno bląd [sic!]”, nos „zwyczajny”, usta „mierne”, włosy „jasno żółte” i zęby, niestety, „rzadkie”. W miejscu na podpis posiadacza, zamiast Karoliny, która najwyraźniej nie umiała pisać, podpisał się wójt Ujsoł Mikołaj T. (reszta nazwiska nieczytelna)[55].

      Galicyjska książeczka zawierała dużo dłuższy wyciąg z przepisów o zatrudnianiu służby domowej niż ta z Królestwa Polskiego, także w dwóch językach, po polsku i po niemiecku. Przepisy zajmowały 14 stron z 80 przewidzianych do wypełnienia. Gdyby ktoś przeczytał Karolinie Frank wyciąg z ustawy, mogłaby się dowiedzieć między innymi, że po zawarciu umowy jest zobowiązana stawić się do służby pod karą grzywny lub przymusowego wcielenia do służby, że pracodawca ma obowiązek ją przyjąć, a jeśli się rozmyślił, musi wypłacić jej zadatek i miesięczną pensję. Że przyjmując służbę, jest zobowiązana do „posłuszeństwa, wierności, uszanowania, baczności i otwartości”. Że chlebodawca nie może jej zakazywać chodzić do kościoła, ale może jej zakazać wydatków na ubiór albo rozrywki. Musi zapewnić jej jedzenie i ubranie, nie może jej bić, a w razie choroby musi płacić za jej leczenie. Regulamin zakazywał też zrywania umowy (z obu stron) przed zakończeniem okresu wypowiedzenia, a następnie wyliczał długie listy przypadków, w których takie postępowanie jest dozwolone. Pracodawca mógłby zwolnić Karolinę, gdyby ta ustawicznie kłamała, była złośliwa, podżegała do kłótni w domu, kradła, nieostrożnie obchodziła się z ogniem, umyślnie niszczyła majątek państwa, oddawała się pijaństwu, rozpuście i nieobyczajności, nocowała bez pozwolenia poza domem, a także „z własnej winy” ściągnęła na siebie „chorobę zaraźliwą lub obrzydliwą”. Karolina mogłaby zwolnić się bez okresu wypowiedzenia, gdyby zdrowie nie pozwalało jej na wykonywanie obowiązków (przy czym regulamin zaznaczał, że „sama brzemienność nie upoważnia sługi do opuszczenia służby”), gdyby państwo ją bili (ale mocno, tak by narażone było jej życie lub zdrowie) albo wyprowadzali się daleko i chcieli ją zabrać ze sobą.

      Galicyjska książeczka miała dużo bardziej usystematyzowany sposób oceny służby. Po rozległym regulaminie następowało kilkadziesiąt stron podzielonych tak jak dzienniczek ocen szkolnych. Kolejne rubryki powinny zawierać nazwisko i miejsce zamieszkania służbodawcy, dzień wstąpienia do służby, rodzaj służby i dzień wystąpienia. Następnie po każdym takim okresie służąca poddawana była ocenie w czterech kategoriach: „Wierności”, „Uzdolnienia”, „Pilności” i „Obyczajności”. Regulamin tłumaczył natomiast, że w każdej z tych rubryk wpisywano tylko korzystne oceny, a jeśli pracodawca miał zastrzeżenia co do którejś kategorii, stawiał tam kreskę. Karolina mogłaby też kontestować i poprawiać wpisy pani lub pana, do czego nie miała prawa służąca w Królestwie Polskim Bronisława. Regulamin pouczał, że „gdyby niekorzystne zaświadczenie służbodawcy opierało się na obwinieniach i podejrzeniach, które by powyższe władze na podstawie dochodzenia przeprowadzonego na żądanie sługi uznały za nieuzasadnione”, wtedy rubryki byłyby uzupełnione z dopiskiem „po przeprowadzeniu dochodzenia”. Następnie dodawał, że służbodawca, który umyślnie wydałby niekorzystne świadectwo i zostałoby mu to udowodnione, będzie obciążony szkodami poniesionymi przez służącego i skazany na dodatkową karę, prawdopodobnie również finansową.

      To wszystko jednak sfera niezrealizowanych możliwości. Oprócz opisu Karoliny, dat i pieczątek na początku książeczki służbowej reszta legitymacji, z ocenami i przebiegiem służby, jest pusta.

      Osoby ze służb zbiegłe

      Niektóre dziewczyny przychodzące do służby popełniały dużo poważniejsze przestępstwa niż „lekceważące” obchodzenie się z pieniędzmi państwa, co spowodowało niepochlebne wpisy w książeczce służbowej Bronisławy Koszarskiej. Część z tych wykroczeń wynikała z restrykcyjnych przepisów prawa, na przykład zakazu oddalania się bez uprzedzenia z domu państwa i nocowania przez służące poza domem. W razie ucieczki winna trafiała do aresztu.

      Według dokumentów Towarzystwa Dobroczynnego Krakowskiego, które wraz z Biurem Stręczeń Stowarzyszenia Sług Katolickich pw. św. Zyty zajmowało się szukaniem pracy służącym po wyrokach, drugą najczęstszą przyczyną aresztu czy grzywny była ucieczka ze służby[56]. W Archiwum Narodowym w Krakowie znajduje się wykaz tych służących, którym udało się z powrotem trafić na dobrą drogę. Czytamy tam, że w latach 1876–1899 z dwudziestu trzech podopiecznych sześć popadło wcześniej w konflikt z prawem, ponieważ uciekły ze służby. Anna, lat 26, w 1877 roku uciekła ze służby, a TDK załatwiło jej nową pracę u kupca mieszkającego tuż pod Wzgórzem Wawelskim. Siedemnastoletnia Franciszka dwukrotnie uciekała ze służby, a TDK znalazło jej pracę u szewca, gdzie zarabiała naprawianiem butów i gotowaniem. Rekordzistka, szesnastoletnia Bernadetta, uciekała ze służby trzykrotnie, a w 1898 roku trafiła do św. Zyty. Adnotacja w dokumentach głosi: „ze względu na zły stan zdrowia umieszczona w szpitalu św. Ludwika, obecnie uczy się gospodarstwa domowego, pozostając pod opieką Towarzystwa Dobroczynnego Krakowskiego”[57]. Nie wszystkie zbiegłe służące trafiały z powrotem do pracy. W 1897 roku od pracodawców uciekła szesnastoletnia Zofia. Zaopiekowało się nią Arcybractwo Miłosierdzia, jego przedstawiciele kupili jej buty, sukienkę i dali pieniądze na powrót do rodziny do Tarnowa.

      Zbiegłych СКАЧАТЬ



<p>54</p>

Gawęda, „Pracownica Polska” 1910, nr 3, s. 14; Za poprawianie świadectwa, „Pracownica Polska” 1912, nr 5, s. 15.

<p>14</p>

Chociaż i taki pomysł się pojawił. W 1901 roku „Przyjaciel Sług” donosił, że na zebraniu rolników w Krakowie padł pomysł, by książki służbowe opatrzone były zdjęciem, co miałoby przeciwdziałać fałszowaniu książeczek i handlowaniu tymi z dobrymi referencjami. „Przyjaciel Sług” był wyraźnie przeciwny, poczytując to za potwarz: „Za fotografiami nie jesteśmy. Policja ma fotografie najlepszych ptaszków. Kto ciekaw, niech je obejrzy”. Radził też: „Wy zaś, sługi, omijajcie zakłady fotograficzne. Szkoda na to każdego centa. Składajcie każdy cent do książeczki oszczędności, a jak będzie 500 złr., to będzie twoja najpiękniejsza fotografia, to chwała twoja, owoc pracy, trudu i poświęcenia. Czyście mnie zrozumiały? Jeśli tak. Zostańcie mi z Bogiem”. Nie każcie się fotografować, „Przyjaciel Sług” 1901, nr 2, s. 23. O podobnym projekcie w Warszawie kilkakrotnie donosiła w 1912 roku „Pracownica Polska”, pisząc, że policja chce w ten sposób zapobiegać kradzieżom „dobrych” książeczek, i odnosiła się do pomysłu dość przychylnie. „Pracownica Polska” 1912, nr 5, s. 15, oraz nr 6, s. 15.

<p>55</p>

Książka służbowa (Dienstbotenbuch), Ujsoły 1895.

<p>56</p>

Dane za: B. Nowak, Sytuacja służących kobiet w kontekście winy, kary i działań pomocowych na obszarach Krakowa w XIX wieku, „Studia Sociologica” 2016, R. VIII, t. 2, s. 177–192.

<p>57</p>

Tamże, s. 189.