Dziewczyna bez makijażu. Zuzanna Arczyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dziewczyna bez makijażu - Zuzanna Arczyńska страница 8

Название: Dziewczyna bez makijażu

Автор: Zuzanna Arczyńska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66201-51-4

isbn:

СКАЧАТЬ Nie ciągnęło go do młodziutkiej przyszłej żony ani trochę. On mógłby być jej starszym bratem i tak chciał ją traktować: jedną z czterech, tę najstarszą siostrę. Na górze czekała wyborna kochanka. Wystarczyło tylko wziąć szampana z lodówki, by przegonić foch. Teraz jednak Alosza musiał się skupić. Poznawanie smarkuli mogło być nawet ciekawe. Pytała, on odpowiadał, potem zamieniali się rolami. W sumie uznała, że to głupie, bo formularze pochodziły ze Stanów lub Kanady, ale skoro trzeba się przygotować, to postanowiła zrobić to solidnie. Oni wywiązali się już z części umowy. Dzieci zostały ubrane, nakarmione i bezpiecznie spały w swoim pokoju. Teraz przyszła jej kolej, by się trochę przyłożyć.

      Angelika położyła się późno, ale i tak nie mogła zasnąć. Naszykowała ciuchy na następny dzień, jak zawsze czarno-biały zestaw, ale tym razem w najlepszym gatunku. Powtórzyła historię, spakowała plecak i pomyślała, że rano pójdzie pobiegać. Zdąży, skoro do szkoły ma ją zawieźć Arek. Nie mogła zasnąć. Przekładała się z boku na bok. Czuła zmęczenie, ale i dziwny niepokój. Męczyła się. W końcu odkryła przyczynę: pierwszy raz w życiu była sama nocą w pokoju. Zawsze obok i nad nią spały trzy siostry oraz mama, choć ta czasem wolała kłaść się na podłodze, gdy bolały ją plecy. Dziewczyna wiedziała już, że w takiej ciszy nie zaśnie. Musiała słyszeć oddech, gadanie przez sen, jakieś dźwięki domu, cokolwiek.

      Zniecierpliwiona bezsennością zgarnęła kołdrę i stary, nakręcany budzik, który zabrały z mamą, odchodząc z domu. Poszła do pokoju dziewczynek. Światło księżyca oświetlało ich kontury. Wszystkie trzy posapywały wtulone w siebie, a po ich prawej stronie spała mama. Dziewczyna uśmiechnęła się i zajęła miejsce po lewej. Wiedziała, co mamę tu przygnało. Rozumiała ją aż za dobrze.

      7

      Rano w prawdziwie termoaktywnych dresach i nowych butach Angelika poszła pobiegać. Cicho i lekko zeszła ze schodów. Niestety wyjście z domu nie było proste. Nie miała pojęcia, jak wydostać się na zewnątrz. Bała się, że próby otwarcia drzwi lub wpisanie nieprawidłowego kodu sprawią, że alarm postawi na nogi wszystkich domowników. Wkurzona już miała wracać do pokoju, gdy na schodach zobaczyła Aloszę w sportowym stroju.

      – Show me code, please3 – powiedziała cicho.

      Wybierał kolejne cyfry na klawiaturze, mówiąc przy tym głośno:

      – A, L, O, SZ, A. – Wystukał dwa, cztery, pięć, osiem i znów dwa.

      Do głowy by jej nie przyszło, że odpowiednik „sz” to jedna litera.

      – Nu, dawaj4. – Otworzył i pozwolił jej wyjść.

      Po chwili, równo oddychając, gnała przed siebie. Mężczyzna chyba spodziewał się truchtu, bo został z tyłu i biegł swoim rytmem. Jego jogging w niczym nie przypominał jej wyczerpującego wysiłku. Z boku wyglądało to tak, jakby przed nim uciekała. W rzeczywistości potrzebowała dostarczyć mózgowi endorfin i tlenu.

      Kate stała w oknie. Patrzyła, co się dzieje na drodze przed domem. Schowała się za zasłoną, by z dołu nikt jej nie dojrzał. Zawinięta w koronkowy szlafrok, popijała kawę. Marzyła o papierosie, ale obiecała Aloszy, że zadba o zdrowie. Właściwie to nawet żałowała tej małej Polki. Wiedziała, że jej życie nie będzie bajkowe, a za kilka lat majątek, z którym się oswoi, pryśnie. Rodzinka nie powinna zbytnio przyzwyczajać się do luksusów, a nastolatka dokładnie czytać intercyzę, a nawet wziąć prawnika. Jednocześnie Kate czuła złość na Topolowa. Stary cwaniak nie wziął jej pod uwagę jako kandydatki na żonę swego pierworodnego. Dlaczego uparł się na Polkę? Czy Angielkom czegoś brakuje? Ona przynajmniej ma klasę i umie wydawać pieniądze. Wygląda wystrzałowo i łeb ma na karku. Nie to, co ta szara mysz, chuchro zbyt młode na żonę dla światowego Aloszy.

      To, że plany Kate legły w gruzach, nie znaczyło, że nie mogła tego zmienić. Trzeba było zacząć budować od nowa. Postanowiła zagrać najstarszą bronią świata: zajść w ciążę i zabrać Aloszę do domu z tego dziwnego kraju. W obliczu dziecka stary będzie musiał zmienić śpiewkę. Ugnie się jak wszyscy i zawsze. W końcu wnuk to krew z krwi, nie jakieś tam papierowe brednie. Na razie jednak Angielka musiała dopasować się do tła. Nie wychylać, niemal przyjaźnić. Da się zrobić. Zagra słodką i kochaną. Potrafi. Jędzą będzie potem, kiedy już zajdzie. Dobry plan to połowa sukcesu! Potem niańka i swobodne latanie po świecie. Uda się. Wszystko się uda.

      Tymczasem za oknem aniołek jej chłopaka, jak nazwała w myślach Angelikę, kończył morderczą trasę i wracał do domu. Aloszy jeszcze nie było widać. Gdy wróci, wejdzie pod prysznic jak zawsze, a Kate razem z nim. Na dobry początek dnia.

      Droga do szkoły w ciepłym aucie i suchych butach była czymś, do czego wszyscy mogli się przyzwyczaić niemal natychmiast. Angelika wyskoczyła z samochodu i po chwili stała pod klasą z zeszytem w ręku. Dzwonek na lekcję zadzwonił, a fizyka wciąż nie było. Ktoś poszedł po klucz. Najlepszym sposobem na przeczekanie nieobecności nauczyciela było zachować pozory. Wszyscy weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Dopóki będą cicho, nikt się nie domyśli, że profesor znowu nie dotarł na czas. Jeśli w końcu dojedzie, wie, gdzie ich szukać, a jeśli nie, każda kolejna klasa będzie go kryła. Zasłużył. Do zeszłego roku był ulubieńcem uczniów; wesoły i swobodny, dowcipnie wyjaśniał trudne zagadnienia. Sprawiał, że fizyka stawała się przystępna. Potem jego żona po kilku miesiącach choroby umarła na raka. Od tej pory często nie było go w pracy i jakoś udawało im się go nie zdradzić. Gorzej, gdy pojawiał się w szkole nawalony. Wtedy woźna zawracała go już w korytarzu, żeby przypadkiem nie spotkał kogoś z pedagogów, bo mogłoby się to skończyć dla niego źle, a tego nikt mu nie życzył. Ludzie wierzyli, że w końcu się otrząśnie i wróci do świata żywych oraz trzeźwych, tymczasem nic na to nie wskazywało.

      Z braku zajęcia klasa postanowiła omówić swoje sprawy. Kilarska, jak zwykle zaangażowana w nowy pomysł, usiadła na biurku nauczycielskim i machając nogami, zaczęła opowiadać, jak cudownie spędzą czas na wycieczce, którą współfinansuje jej tatuś. Od samego rana miała coś do Angeliki. Rzucała w jej stronę zawistne spojrzenia. Prawdopodobnie w oko wpadły jej nowe buty koleżanki.

      – Sucha, a ty jak zwykle nie jedziesz, co? – zapytała zaczepnie, choć wszyscy w klasie wiedzieli, że z kasą u niej zawsze krucho.

      – Nie. Nie jadę. – Angelika ani myślała się tłumaczyć.

      – Autobus jest za darmo. Tylko za żarcie płacimy. To w końcu Rzym. Wymyśl coś. Na buty za parę ładnych stówek znalazłaś kasę, to może i na wycieczkę złapiesz sponsora.

      W klasie zrobiło się cicho. Bezczelne oskarżenie zawisło w powietrzu.

      – Odjeb się, Wioleta, bo tak ci przypierdolę z forhendu w ten pusty łeb, że go nie znajdziesz, gdy spadnie i się potoczy – warknęła Angelika głośno i wyraźnie w swojej obronie.

      Rówieśnicy wciąż milczeli.

      – To, że ty nie przepracowałaś w życiu ani godziny, a jedyne zajęcie, które sobie wyobrażasz, to dawanie dupy, nie znaczy, że inni mają tak samo, zdziro. I mów szczerze, o co chodzi. Słuchajcie! To nie jest wycieczka СКАЧАТЬ



<p>3</p>

Pokaż mi kod, proszę.

<p>4</p>

Chodź.