Paragraf 22. Joseph Heller
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Paragraf 22 - Joseph Heller страница 21

Название: Paragraf 22

Автор: Joseph Heller

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Юмор: прочее

Серия:

isbn: 978-83-8125-631-5

isbn:

СКАЧАТЬ co z nimi robisz? – spytał Milo, brnąc uparcie przez te narastające nieporozumienia, żeby wreszcie wyrzucić z siebie pytanie, które od początku cisnęło mu się na wargi. – Sprzedajesz?

      – Nie, rozdaję.

      – Komu?! – krzyknął Milo głosem załamującym się z przerażenia.

      – Każdemu, kto chce! – krzyknął w odpowiedzi Yossarian.

      Milo wydał przeciągły, żałosny jęk i zachwiał się na nogach, a na spopielałej twarzy wystąpiły mu krople potu. Drżał na całym ciele i skubał w rozterce swój nieszczęsny wąs.

      – Dużo daję Dunbarowi – kontynuował Yossarian.

      – Dunbarowi – powtórzył tępo Milo.

      – Tak. Dunbar może opychać się owocami do woli, bo to mu w niczym nie pomoże. Po prostu zostawiam pudło tam, gdzie każdy może się częstować. Aarfy przychodzi zawsze po śliwki, bo twierdzi, że w stołówce dostaje za mało śliwek. Możesz się zająć tą sprawą przy okazji, bo to wcale nie jest zabawne, kiedy Aarfy się tu kręci. Kiedy kończą mi się zapasy, każę je kapralowi Snarkowi uzupełnić. Nately zabiera masę owoców, ile razy jedzie do Rzymu. Zakochał się tam w pewnej dziwce, która mnie nienawidzi, a nim też się wcale nie interesuje. Ona ma młodszą siostrę, która ani na chwilę nie zostawia ich samych w łóżku, a mieszkają razem z parą staruchów i kilkoma innymi zawsze skorymi do figli dziewczynami o pięknych, tłustych udach. Nately, ilekroć przyjeżdża, przywozi im całe pudło owoców.

      – Sprzedaje?

      – Nie, daje w prezencie.

      Milo zmarszczył brwi.

      – Tak, myślę, że to bardzo hojnie z jego strony – mruknął bez entuzjazmu.

      – Myślę, że tak – zgodził się Yossarian.

      – I bez wątpienia jest to całkowicie legalne – powiedział Milo – bo przecież ta żywność jest twoją własnością. Myślę, że wobec trudnej sytuacji ci ludzie są bardzo wdzięczni za pomoc?

      – Tak, oczywiście – zapewnił go Yossarian. – Dziewczęta sprzedają wszystko na czarnym rynku i kupują sobie za to sztuczną biżuterię i tanie perfumy.

      Milo ożywił się.

      – Sztuczna biżuteria! – zawołał. – Nie wiedziałem. Ile one płacą za te tanie perfumy?

      – Staruch kupuje za swoją dolę whisky i zdjęcia pornograficzne. To rozpustnik.

      – Rozpustnik?

      – Jeszcze jaki!

      – Czy w Rzymie jest duży popyt na zdjęcia pornograficzne? – spytał Milo.

      – Jeszcze jaki! Weź na przykład takiego Aarfy’ego. Znając go, nigdy byś nie przypuścił, prawda?

      – Że to rozpustnik?

      – Nie, że to nawigator. Znasz kapitana Aardvaarka, prawda? To ten sympatyczny facet, który podszedł do ciebie w dniu twojego przyjazdu i przedstawił się: „Nazywam się Aardvaark, nawigacja to mój folwark”. Miał fajkę w gębie i na pewno spytał cię, gdzie studiowałeś. Pamiętasz go?

      Milo nie słuchał.

      – Weź mnie na wspólnika! – zawołał błagalnie.

      Yossarian odrzucił jego propozycję, chociaż nie wątpił, że całymi ciężarówkami mogliby upłynniać owoce, które by pobierali z kantyny na podstawie listu doktora Daneeki. Milo był przygnębiony, ale od tej chwili zwierzał się Yossarianowi ze wszystkich swoich sekretów z wyjątkiem jednego, rozumując logicznie, że człowiek, który nie chce okraść nawet ukochanej ojczyzny, nie okradnie nikogo. Milo powierzał Yossarianowi wszystkie swoje sekrety z wyjątkiem tego, gdzie zakopuje pieniądze od dnia, w którym wrócił ze Smyrny z samolotem pełnym fig i dowiedział się od Yossariana, że do szpitala przybył facet z Wydziału Śledczego. Milo, który był tak naiwny, że dobrowolnie zgłosił się na stanowisko oficera żywnościowego, traktował tę funkcję niezwykle poważnie.

      – Nie miałem pojęcia, że dajemy za mało śliwek – przyznał pierwszego dnia. – To dlatego, że jestem tu od niedawna. Uczulę na tę sprawę mojego szefa kuchni.

      Yossarian spojrzał na niego przenikliwie.

      – Jakiego szefa kuchni? – spytał. – Przecież nie masz żadnego szefa kuchni.

      – A kapral Snark? – powiedział Milo, unikając wzroku Yossariana. – Jako mój jedyny kucharz jest faktycznie szefem kuchni, chociaż obawiam się, że wykazuje nieco zbyt twórcze podejście do pracy. Wyobraził sobie, że sierżant żywnościowy jest kimś w rodzaju artysty, i stale narzeka, że musi prostytuować swój talent. Nikt tego od nigo nie wymaga! Nawiasem mówiąc, czy nie wiesz przypadkiem, za co został swego czasu zdegradowany do szeregowca i dlaczego jest tylko kapralem?

      – Wiem – odpowiedział Yossarian. – Za to, że otruł eskadrę.

      Milo zbladł znowu.

      – Za co?

      – Dodał kilkadziesiąt kawałków wojskowego mydła do batatów, żeby dowieść, że ma do czynienia z pozbawionymi smaku filistrami. Cała eskadra pochorowała się. Trzeba było odwołać loty.

      – Coś podobnego! – zawołał Milo, nie ukrywając oburzenia. – Oczywiście przekonał się, że nie miał racji?

      – Wprost przeciwnie – sprostował Yossarian. – Przekonał się, że miał stuprocentową rację. Zmietliśmy pełne talerze i żądaliśmy dokładki. Czuliśmy, że jest nam niedobrze, ale nie podejrzewaliśmy, że nas otruto.

      Milo skonsternowany poruszył dwukrotnie nosem jak bury kosmaty zając.

      – W takim razie tym bardziej należy go przenieść do pracy administracyjnej. Nie chcę, żeby coś podobnego zdarzyło się przy mnie. Widzisz – wyznał w przypływie szczerości – moim celem jest, żeby lotnicy naszej eskadry otrzymywali najlepsze posiłki na całym świecie. Myślę, że jest to coś, o co warto walczyć. Moim zdaniem oficer żywnościowy, który mierzy niżej, nie zasługuje na to, żeby być oficerem żywnościowym. Chyba mam rację, nie?

      Yossarian powoli odwrócił głowę i spojrzał na Mila badawczo, z niedowierzaniem. Miał przed sobą prostą, szczerą twarz człowieka niezdolnego do podstępów i oszustw, uczciwą, otwartą twarz, z szeroko rozstawionymi dużymi oczami, czarnymi brwiami, rudą czupryną i nieszczęsnym rudobrązowym wąsem. Milo miał długi, wąski nos o rozedrganych, wilgotnych nozdrzach, wyraźnie przekrzywiony w prawo i skierowany zawsze w przeciwnym kierunku niż reszta twarzy. Była to twarz człowieka niezłomnego i świadome naruszenie zasad moralnych, na których wspierała się jego uczciwość, było dla niego równie niemożliwe, jak nagła przemiana w odrażającą ropuchę. Jedną z tych zasad moralnych było przekonanie, że należy brać najwyższą cenę, jaką da się uzyskać. Był także zdolny do potężnych wybuchów świętego oburzenia, a jeden z nich wywołała wiadomość, że w okolicy СКАЧАТЬ