Przewieszenie. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przewieszenie - Remigiusz Mróz страница 6

Название: Przewieszenie

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Триллеры

Серия: Komisarz Forst

isbn: 978-83-8075-078-4

isbn:

СКАЧАТЬ tam parking dla samochodów służbowych.

      Mruknął coś pod nosem.

      – Słucham? – zapytała Dominika.

      – Co z tego, skoro wszystkie miejsca są zajęte?

      Spojrzała w lustro. Od kiedy dowiedziała się, że to właśnie ten człowiek jakimś cudem trafił na trop zabójcy z Giewontu, dokładnie go prześwietliła. Nie licząc kilku epizodów, które całkowicie dyskwalifikowały go jako oficera policji, przebieg służby miał przeciętny.

      Im więcej na temat komisarza się dowiadywała, tym bardziej była pewna, że ktoś wysłał go na Białoruś. Początkowo podejrzewała któregoś z przełożonych Forsta, ale potem uznała, że żaden stróż prawa nie usankcjonowałby takiej samowolki. Zielone światło musiał dać jakiś polityk.

      Ledwo sobie to uświadomiła, przestała grzebać w sprawie. Nie warto było sprowadzać na siebie problemów tylko po to, by zaspokoić ciekawość. Liczyły się fakty. A fakty były takie, że dopóki morderca nie zabił Szrebskiej, wszyscy byli przekonani, że Forst złapał właściwych ludzi.

      – Zejdę po pana – powiedziała.

      – Niech się pani nie fatyguje. Znajdę miejsce i…

      – I tak pana nie wpuszczą.

      Nie odpowiedział, a po chwili usłyszała dźwięk przerwanego połączenia. Uznała, że tym samym oznajmił jej, że będzie czekał na dole.

      Być może zdziwiłoby ją obcesowe podejście, gdyby nie to, że grzebiąc w przeszłości Forsta, dowiedziała się, jakim jest człowiekiem. Bezpośredni przełożony twierdził, że chodzący w czerwonych koszulach w kratę komisarz jest niesforny, działa raptownie i przynosi polskiej policji więcej szkód niż korzyści. W głosie Edmunda Osicy pobrzmiewała jednak nuta sympatii, gdy Wadryś-Hansen z nim rozmawiała.

      Potem dowiedziała się, że Forst spał z jego córką i najwyraźniej nikogo w jednostce to nie dziwiło, oprócz samego ojca dziewczyny. Koledzy po fachu mówili o komisarzu właściwie w samych negatywnych słowach – nie potrafił działać zespołowo. Miał w poważaniu wszelkie zasady, a w dodatku nawet najbliższych traktował, jakby byli tylko przypadkowymi przechodniami na ulicy.

      Dominika wiedziała, że tacy sprawdzają się najlepiej w tropieniu zabójców.

      Poprawiła jeszcze grzywkę, a potem skinęła do siebie głową i wyszła z łazienki. Zeszła schodami, odpowiadając zdawkowo na powitania. W budynku była winda, ale Wadryś-Hansen lubiła przechadzać się korytarzami. Była tutaj szychą i czuła to, gdy mijali ją pracownicy prokuratury. Uważała, że nie ma nic złego w tym, by trochę podbudować swoje ego. Pewny siebie oskarżyciel to dobry oskarżyciel.

      Wyszła na zewnątrz i nie musiała długo szukać komisarza. Stał przy czarnym, nieoznakowanym volkswagenie i palił papierosa. Pogłoski o jego czerwono-czarnych koszulach nie były przesadzone.

      Spojrzał na nią i wypuścił dym kącikiem ust. Prokurator podeszła do niego niespiesznie, a potem skinęła mu głową. Nie uszło jej uwadze, że na siedzeniu pasażera leżą puszki piwa.

      – Dominika Wadryś-Hansen – przedstawiła się dla porządku.

      – Ciekawe nazwisko – powitał ją oficer, otaksowując wzrokiem. – Wyszła pani za Duńczyka?

      – Szweda.

      Pokiwał głową, przyglądając się budynkowi prokuratury okręgowej. Doszedł ją smród papierosów.

      – Jak podróż? – zapytała.

      – Jeśli mam być szczery, gównianie.

      – Piwo pomogło?

      Spojrzał na samochód, a potem wzruszył ramionami.

      – Sam widok nie pomaga – odparł. – Otworzę dopiero wieczorem, jak wrócę do domu.

      Dominika westchnęła, zastanawiając się, ile może mu powiedzieć. W końcu uznała, że najlepiej będzie, jeśli wyłoży wszystkie karty na stół.

      – Nie jestem przekonana, czy wróci pan dziś do Zakopanego.

      – Słucham?

      – Michał Sznajderman pobił jednego z więźniów.

      Forst patrzył na nią obojętnie.

      – Niestety wybrał recydywistę, który nie pozostał bierny – dodała. – Jego koledzy również nie.

      – Mogę się tylko cieszyć. Sukinsyn zasługuje na lanie każdego dnia.

      Ściągnęła brwi.

      – Coś pan o tym wie, prawda?

      – Słucham?

      – Pana przygoda w Rosji wiązała się z pobytem w jednym z więzień?

      Spojrzała na jego usta, starając się dostrzec, czy to, co słyszała, jest prawdą. Gdy jakiś czas temu rozmawiała z którymś funkcjonariuszem zakopiańskiej policji, ten oznajmił, że Forst po powrocie z Rosji miał powybijane lub uszkodzone niemal wszystkie zęby.

      Trudno było to stwierdzić, bo się nie uśmiechał, a odzywał jedynie zdawkowo. Niełatwo było też ustalić cokolwiek w sprawie tej rzekomej odsiadki.

      – Gdybym kiedykolwiek trafił do jakiegoś rosyjskiego więzienia, zapewne już bym z niego nie wyszedł – odparł.

      – Z pewnością.

      Rzucił papierosa na ziemię, przydeptał go, a potem obrócił się do niej.

      – Może przejdziemy do rzeczy?

      – Zapraszam do…

      – Nie – uciął. – Możemy porozmawiać tutaj. Ładna pogoda.

      Już drugi raz wpadł jej w słowo, co normalnie Dominika skwitowałaby choćby lekkim wyrazem dezaprobaty. Uznała jednak, że ułoży tego policjanta w inny sposób. Mniej bezpośredni.

      – Sznajderman napadł na tego więźnia, bo chciał zostać poturbowany – odezwała się. – Kiedy z licznymi ranami przyjęto go do ambulatorium, oświadczył tylko, że albo się pan z nim spotka, albo zrobi to jeszcze raz.

      – Jest gotów zabić się dla spotkania ze mną?

      – Na to wygląda.

      – Świetnie. Pozwólcie mu.

      – Komisarzu Forst…

      – Nie będzie drenował publicznej kabzy – odparł Wiktor. – Wie pani, ile płaci się za dziennie utrzymanie więźnia?

      – Nie.

      – Osiemdziesiąt złotych. To daje dwa i pół tysiąca СКАЧАТЬ