Przewieszenie. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przewieszenie - Remigiusz Mróz страница 2

Название: Przewieszenie

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Триллеры

Серия: Komisarz Forst

isbn: 978-83-8075-078-4

isbn:

СКАЧАТЬ w tym roku nie była jednak sroga, a majowe słońce operowało wyjątkowo mocno. Mężczyzna wracał z Zawratu. Przy podejściu było trochę śniegu, ale nie opłacało się nawet zakładać raków. Dla bezpieczeństwa wyciągnął czekan, ale użył go bodaj dwa razy.

      Zaczął jeść swoje danie, rozglądając się. Większość ze zgromadzonych w stołówce ludzi zostanie tutaj na noc, mało kto zdecyduje się na powrót do Kuźnic.

      Jedna z tych osób stanie się jego ofiarą.

      Świadomość ta wprawiła go w cudowny nastrój. Mężczyzna wiedział, że znajduje się na początku długiej drogi – drogi, którą zapamiętają przyszłe pokolenia. Być może kiedyś ktoś pójdzie w jego ślady, starając się powtórzyć to, co jemu udało się osiągnąć.

      Dziś wszystko się rozpoczynało. Tutaj, w Murowańcu.

      Zjadł, a potem zamówił sobie duże piwo. Kilka łyków sprawiło, że serce przestało mu walić jak młotem. Wyciągnął laminowaną mapę, a potem rozłożył ją na stole, jakby planował jutrzejszą wędrówkę.

      Raz po raz unosił wzrok i poszukiwał zaciekawionego spojrzenia.

      W końcu je dostrzegł. Samotna dziewczyna siedziała stolik dalej i uśmiechnęła się do niego lekko. Był to nieśmiały gest – pytanie, nawet nie zachęta. Mężczyzna odpowiedział równie zdawkowym uśmiechem.

      Turystka miała gęste, krótko przystrzyżone, jasne włosy. Siedziała w samej koszulce sportowej, bo w schronisku jak zawsze było gorąco. Mężczyzna przyglądał się jej, gdy nie widziała.

      Wiedział już, że niebawem dziewczyna zginie z jego ręki.

      Poczuł, że ma wzwód i szybko skierował myśli na inny tor. Pochylił się nad mapą i przez chwilę przypominał sobie dzisiejszą trasę. Podniecenie go opuściło.

      Dopił piwo, a potem poszedł odnieść kufel i wziął kolejny. Kiedy wracał, skierował się do stolika dziewczyny. Ona również wodziła wzrokiem po mapie.

      – Wiadomo już, gdzie jutro można cię spotkać? – zapytał.

      Zaśmiała się nerwowo.

      – Nie wiem jeszcze, dokąd pójdę – odparła. – Ale na noc planuję zejść do Piątki.

      Plany się zmieniają – skwitował w duchu mężczyzna. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, dziewczyna nigdy nie dotrze do Doliny Pięciu Stawów.

      – A ty? – zapytała niepewnie.

      – Właściwie nie wiem – odparł. – Zazwyczaj przyjeżdżam na żywioł. Pakuję plecak, nie zastanawiam się i ruszam.

      – Nieźle.

      – Rano wyszedłem z Palenicy, poszedłem na Zawrat, a potem… w zasadzie nie było już wiele możliwości.

      Postawił kufel na stole, a gdy dziewczyna nie zaoponowała, usiadł naprzeciwko niej.

      – Robię takie eskapady co jakiś czas – powiedział. – Doładowują mnie poczuciem wolności.

      Popatrzyła na niego z uznaniem, ale się nie odezwała. Była nieśmiała, małomówna, może ruszyła w trasę od schroniska do schroniska, by przełamać się w kontaktach międzyludzkich. Nadawała się dla niego idealnie.

      – Na co dzień od rana do wieczora jestem zamknięty w korporacyjnym świecie, więc sama rozumiesz… – Urwał i się uśmiechnął.

      – Rozumiem. Gdzie pracujesz?

      Nie musiał niczego naprędce wymyślać, miał przygotowany scenariusz na potrzeby takiej rozmowy. Ględził przez chwilę o tym, że zajmuje się branżą deweloperską, podał jej kilka nieznaczących szczegółów na temat rynku nieruchomości, a potem zapytał, co ona robi.

      Rozmowa biegła utartym torem, a on mówił znacznie więcej, widząc, że dziewczyna nie jest specjalnie wylewna. Zdobył jednak jej sympatię, w czym z pewnością pomogło piwo, które zamówiła.

      Dzięki niemu poszła także do ubikacji, podczas gdy on pilnował jej plecaka. Był to kluczowy moment. Wsunął do niego rękę, a potem zrobił to, po co tutaj przyszedł. Dziewczyna wróciła niczego nieświadoma.

      Nazywała się Paulina Jasińska. Miała dwadzieścia dwa lata i pochodziła z Krakowa. On przedstawił się jej jako Iwo i wyrzucił z siebie krótką formułkę o tym, jak nietypowe imię potrafi zdziwić rozmówców.

      – Ale mówią na mnie Eliasz, od nazwiska – dodał.

      Nie pytała, o jakie nazwisko chodzi.

      – Masz rezerwację? – zapytała.

      Spojrzał na nią niepewnie.

      – Nie mam – odparł. – Uroki braku uprzedniego planowania.

      – To może być problem. Tutaj nie dają gleby.

      – Nie? – zapytał, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że schronisko na Hali Gąsienicowej, co do zasady, nie pozwala turystom spać na podłodze. Eliasz przygotował się do tej wędrówki pod każdym względem, także sprawdzając wszystkie potencjalne miejsca noclegowe.

      – A pokoje trzeba rezerwować – dodała. – Ja mam miejsce w ośmioosobowym, płacę cztery dychy za noc. Plus pościel i dwa złote dla miasta.

      Udał, że jest zdziwiony.

      – Ale jak to? – zapytał. – Nie pozwolą przespać się na podłodze?

      – Z tego, co wiem, to nie. Mówią, że to wbrew przepisom pożarowym.

      Iwo wiedział, że nie ma to wiele wspólnego z prawdą. Chodziło o to, by turyści kupowali miejsca w pokojach, zamiast liczyć na darmowy nocleg. W wielu schroniskach można było „awaryjnie” ułożyć się w jadalni czy korytarzu, przy czym ludzie korzystali z tego przywileju bynajmniej nieawaryjnie. Zamiast brać pokój, z góry zakładali, że wezmą glebę.

      – Lepiej popytaj, czy mają miejsca – poradziła Paulina.

      – A jak nie?

      – To będziesz musiał kombinować.

      – Chyba mnie nie wyrzucą?

      – Raczej nie, pewnie coś ci znajdą. W nocy ma spaść temperatura, zapowiadali też opady śniegu.

      Przyjął zaniepokojony wyraz twarzy, a potem napił się jeszcze piwa. Poczekał, aż dziewczyna opróżni swój kufel, po czym podniósł się i oznajmił, że idzie wywalczyć sobie miejsce.

      – Przy okazji stawiam kolejne – dodał, wskazując na puste naczynie.

      Uśmiechnęła się i skinęła głową. Miał ją w garści.

      Po drugim piwie umówili się, że rankiem razem ruszą przez Kozią Przełęcz do Doliny СКАЧАТЬ