20 000 mil podmorskiej żeglugi. Jules Gabriel Verne
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу 20 000 mil podmorskiej żeglugi - Jules Gabriel Verne страница 9

Название: 20 000 mil podmorskiej żeglugi

Автор: Jules Gabriel Verne

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ chmur, po czym ślad światła rychło ginął w ciemnościach.

      Przekonywałem się coraz więcej, że Conseil uległ wrażeniu ogólnemu i może po raz pierwszy w życiu nerwy tego zucha poruszyły się pod wpływem uczucia ciekawości.

      – No, Conseil – odezwałem się – oto jeszcze ostatnia sposobność zarobienia dwóch tysięcy dolarów.

      – Niech mi pozwolą powiedzieć – odrzekł Conseil – że nigdy nie liczyłem na tę nagrodę; choćby rząd Stanów Zjednoczonych przyrzekł i sto tysięcy dolarów nagrody, to ani bym o niej pomyślał.

      – Masz słuszność, Conseil. Jest to głupia sprawa, w którą wdaliśmy się zbyt lekkomyślnie. Straciliśmy wiele czasu i daremnie ulegaliśmy wzruszeniom. Od sześciu już miesięcy mogliśmy byli być we Francji…

      – Do ślicznego ich mieszkanka, do ich muzeum. I byłbym już poklasyfikował ich szkielety! I babirusa byłaby już umieszczona w swojej klatce w Ogrodzie Botanicznym, ściągając tłumy ciekawych.

      – Masz słuszność, Conseil, a jeszcze będą ludzie z nas żartowali, gdy powrócimy.

      – W rzeczy samej – spokojnie odrzekł Conseil – sądzę, że będą żartowali z nich i wyznać muszę…

      – Co wyznać musisz?

      – Że będą mieli tylko to, na co zasłużyli.

      – To prawda!

      – Kiedy się ma zaszczyt być uczonym, jak my, nie wystawia się na…

      Conseil nie mógł dokończyć swego komplementu: ogólną ciszę przerwał w tej chwili głos gromki. Był to głos Neda Landa, który wołał:

      – Oho! Potwór, tam, pod wiatr… przerzyna nam drogę w poprzek!

      Całą siłą pary

      Na ten okrzyk cała załoga rzuciła się w stronę oszczepnika: dowódca, oficerowie, sternicy, majtkowie, chłopcy okrętowi, nawet maszyniści i palacze opuścili swe obowiązki; wydano rozkaz zatrzymania statku i fregata posuwała się już tylko siłą rozpędu.

      Ciemność głęboka otaczała wszystko, a jakkolwiek Kanadyjczyk dobre miał oczy, pytałem sam siebie, jak i co mógł widzieć. Serce mi biło jak młotem.

      Lecz Ned Land nie omylił się i wkrótce wszyscyśmy zobaczyli przedmiot, który on ręką wskazywał.

      W odległości 240 sążni od fregaty, z prawego boku morze zdawało się jakby oświetlone po wierzchu. Nie było to proste zjawisko fosforescencji[55]. Potwór, zanurzony na kilka sążni pod powierzchnią wód, rzucał ten silny a niepojęty blask, o którym jednak wspominały raporty wielu dowódców okrętowych. Wspaniałe te promienie musiał wytwarzać czynnik wielkiej siły oświetlającej. Plama świetlna opisywała na morzu ogromny owal mocno wydłużony, w którego środku zbierało się ognisko rzucające blask olśniewający, zmniejszający się jednak stopniowo.

      – Jest to nagromadzenie molekuł fosforycznych[56] – zawołał jeden z oficerów.

      – Nie, panie – odpowiedziałem z przekonaniem. – Nigdy folady[57] ani salpy[58] nie wydają tak potężnego blasku. To światło jest wyraźnie natury elektrycznej… Zresztą patrz pan, patrz! Ono się porusza! Posuwa się naprzód, w tył! Rzuca się na nas!

      Na fregacie dał się słyszeć jeden okrzyk ogólny.

      – Milczenie! – zawołał kapitan Farragut. – Zwrócić okręt do wiatru! Ruch w tył!

      Majtkowie rzucili się do steru, maszyniści do maszyn. Parę odwrócono natychmiast i „Abraham Lincoln”, zawracając od lewego boku, zakreślił sobą półkole.

      – Ster na prawo! Maszyna naprzód! – krzyknął kapitan Farragut.

      Rozkazy spełniono z szybkością; fregata nagle odsunęła się od świetlnego ogniska.

      Mylę się. Chciałem powiedzieć, że chciała się odsunąć, lecz zwierzę nadprzyrodzone zbliżyło się do niej z szybkością dwa razy większą.

      Oddychaliśmy zaledwie, oniemieliśmy i osłupieliśmy bardziej z zadziwienia, aniżeli z obawy. Zwierzę dopędzało nas jakby przez igraszkę.

      Okrążyło fregatę pędzącą z szybkością czternastu węzłów i otoczyło ją warstwą elektryczności jak pyłem świetlnym. Potem odsunęło się na dwie lub trzy mile, pozostawiając za sobą smugę fosforyczną podobną do kłębów pary, jakie wyrzuca w tył lokomotywa pociągu pośpiesznego. Nagle od ciemnych krańców widnokręgu, do których doszedł, potwór zawrócił się znowu ku fregacie z przerażającą szybkością i w odległości dwudziestu może stóp od niej zatrzymał się, przygasił nagle swój blask, nie zanurzając się jednak w wodzie, bo światło nie ulegało stopniowemu zmniejszaniu się, tylko nagle znikło. Potem ukazał się z drugiej strony okrętu, lecz nie wiadomo, jakim sposobem? Czy opłynął go, czy też przesunął się pod jego spodem. Niebezpieczeństwo zetknięcia z nim groziło nam klęską.

      Dziwiły mnie obroty fregaty. Uciekała, zamiast nacierać. Powinna była ścigać, a tymczasem sama była ścigana; zrobiłem tę uwagę kapitanowi. Na twarzy jego, spokojnej zwykle, czytałem nieopisane zdziwienie.

      – Panie Aronnax – odpowiedział – nie wiem, z jaką straszną istotą mam do czynienia i nie chcę nierozważnie narażać mojej fregaty wśród takiej ciemności. Zresztą jakże zaczepiać, gdy nie wiemy kogo? Jakże się bronić przeciw nieznanemu? Poczekajmy do dnia, a wtedy role się odmienią.

      – Ale już teraz nie wątpisz, kapitanie, o istnieniu zwierzęcia? – zapytałem.

      – Nie, panie; jest to oczywiście narwal olbrzymi, ale zarazem elektryczny.

      – Może być – dodałem – że nie można się do niego zbliżyć, tak samo jak do węgorza elektrycznego lub do drętwika (Raja elektryczna).

      – W rzeczy samej – odrzekł kapitan – i jeśli posiada on w sobie jeszcze siłę piorunującą to jest niezaprzeczenie najstraszniejszym zwierzęciem, jakie wyszło kiedykolwiek z rąk Stwórcy. Dlatego też, panie, mam się na ostrożności.

      Przez całą noc załoga okrętowa była na nogach i nikt nie pomyślał o spaniu. „Abraham Lincoln”, nie mogąc walczyć szybkością, zwolnił swój bieg; utrzymywano na nim niewielką tylko parę. Narwal, idąc za przykładem fregaty, pozwalał się kołysać falom – i zdawało się, że postanowił nie opuszczać placu bitwy.

      Jednakże około północy znikł albo, lepiej powiedziawszy, „przygasł” jak ogromny robak świecący. Czy uciekł? Należało się i tego lękać, ale nie spodziewać. Lecz na siedem minut przed pierwszą z rana dało się słyszeć ogłuszające gwizdnięcie podobne do tego, jakie wydaje strumień wody z nadzwyczajną wyrzucony gwałtownością.

      Kapitan Farragut, Ned Land i ja staliśmy wówczas na pomoście rufy, usiłując stamtąd przedrzeć ciekawym wzrokiem grube ciemności.

      – Nedzie СКАЧАТЬ



<p>55</p>

fosforescencja – zjawisko świecenia niektórych substancji światłem własnym, po uprzednim naświetleniu.

<p>56</p>

molekuła – inaczej cząsteczka.

<p>57</p>

folady (łac. Pholas) – rodzaj jadalnych małży morskich.

<p>58</p>

salpy – drobne zwierzęta morskie należące do podtypu osłonic.