20 000 mil podmorskiej żeglugi. Jules Gabriel Verne
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу 20 000 mil podmorskiej żeglugi - Jules Gabriel Verne страница 5

Название: 20 000 mil podmorskiej żeglugi

Автор: Jules Gabriel Verne

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ ją tu będą przez czas naszej nieobecności. Zresztą wydam rozporządzenia, aby nam do Francji wysłano całą naszą menażerię[37].

      – Więc nie powrócimy do Paryża? – zapytał Conseil.

      – I owszem… Tak… Tak… – odpowiedziałem, wykręcając się – ale musimy trochę zboczyć z drogi.

      – Jak im się podoba.

      – Oh! To będzie drobnostka! Trochę zboczymy z drogi, nic więcej! Pojedziemy na fregacie „Abraham Lincoln”.

      – Jak im będzie najwygodniej – spokojnie odpowiedział Conseil.

      – Ty wiesz, mój przyjacielu, tu chodzi o potwora… O sławnego narwala… Pojedziemy, aby oczyścić z niego morza! Autor dzieła in quarto w dwóch tomach: O tajemnicach wielkich głębin podmorskich nie może odmówić uczestniczenia w tej wyprawie zaszczytnej… Lecz niebezpiecznej zarazem! Nie wiadomo, dokąd jedziemy! Te bestie mogą być bardzo kapryśne! Lecz pomimo to pojedziemy, tym bardziej z tak dzielnym jak Farragut dowódcą.

      – Co zrobią, to i ja uczynię – odpowiedział Conseil.

      – Ale pomyśl dobrze, bo nie chcę nic ukryć przed tobą. Jest to jedna z tych podróży, z których się nie zawsze powraca.

      – Jak im się podoba.

      W kwadrans potem nasze pakunki były gotowe. Conseil tęgo się uwinął i pewien byłem, że nic nie brakowało, bo on koszule i suknie klasyfikował równie dobrze jak ptaki i zwierzęta ssące.

      Windą hotelową zjechaliśmy do wielkiego przedsionka w antresoli[38], skąd kilka już na dół prowadziło tylko schodków. Zapłaciłem rachunek w kantorze zawsze napełnionym interesantami. Dałem zlecenie, aby wysłano do Paryża moje paki ze zwierzętami wypchanymi i zasuszonymi roślinami; zapewniłem otwarty kredyt dość znaczny dla babirusy i wraz z Conseil'em wskoczyłem do powozu.

      Za dwadzieścia franków powieziono nas z Broadway drogą na Union Square, Czwartą Avenue do rogu Bovery Street, skąd przez Katrine Street do 34 przystani. Tam powóz nasz wjechał na prom i dotarliśmy w ten sposób do Brooklynu, wielkiego przedmieścia Nowego Jorku rozłożonego na lewym brzegu rzeki Wschodniej[39], a w kilka minut potem byliśmy w przystani, gdzie „Abraham Lincoln” otworami dwóch swoich kominów wyrzucał gęste kłęby czarnego dymu.

      Bagaże nasze bezzwłocznie przeniesione zostały na pomost fregaty. Wskoczyłem na pokład i zapytałem o dowódcę Farraguta. Jeden z majtków zaprowadził mnie do dziarskiego oficera, który, wyciągając rękę, rzekł:

      – Pan Piotr Aronnax?

      – Ja sam – odpowiedziałem. – Dowódca Farragut?

      – W swojej własnej osobie. Witam pożądanego gościa w osobie szanownego profesora. Kajuta pańska jest na pańskie usługi.

      Nie chcąc kapitanowi przerywać zatrudnień jego przed odjazdem, poprosiłem, aby mnie zaprowadzono do przeznaczonej mi kajuty.

      „Abraham Lincoln” i wybrany był doskonale, i bardzo dobrze zaopatrzony, odpowiednio do swego przeznaczenia. Była to fregata wielkich rozmiarów, z przyrządami przegrzewającymi parę, które dozwalały doprowadzić jej ciśnienie do siedmiu atmosfer. Pod takim ciśnieniem średnia szybkość fregaty wynosiła osiemnaście i trzy dziesiąte mili na godzinę; prędkość to bardzo znaczna, ale jeszcze niedostateczna do walki z olbrzymim potworem.

      Urządzenie wewnętrzne fregaty odpowiadało jej przymiotom[40] żeglugowym. Byłem bardzo zadowolony z mojej kajuty, położonej na rufie w obrębie obwodu oficerskiego.

      – Wygodnie nam tu będzie – rzekłem do Conseil'a.

      – Tak wygodnie, z przeproszeniem pana – odpowiedział Conseil – jak rakowi pustelnikowi w ślimaczej skorupie.

      Pozostawiłem Conseil'a zajętego naszymi tłumokami[41], a sam wyszedłem na pomost, aby się przypatrzyć przygotowaniom do podróży.

      W tej chwili kapitan Farragut kazał odwiązać ostatnie łańcuchy przytrzymujące okręt w przystani Brooklynu. Tak więc, gdybym się był spóźnił o kwadrans, mniej może nawet, byłbym stracił sposobność odbycia tej wyprawy nadzwyczajnej, nadprzyrodzonej, nieprawdopodobnej, której opis, jakkolwiek rzetelny, może obudzić niedowierzanie.

      Kapitan nie chciał tracić ani jednego dnia, ani jednej godziny, aby jak najprędzej dostać się na morza, na których spodziewano się spotkać potwora. Kazał zawołać głównego mechanika.

      – Czy mamy dosyć pary? – zapytał.

      – Tak jest – odpowiedział mechanik.

      – Go ahead[42]! – zawołał kapitan.

      Na ten rozkaz przesłany maszynie za pomocą ścieśnionego powietrza, maszyniści puścili parę, która ze świstem wpadła do szybrów[43] wpół otwartych. Długie, poziome drągi tłoków jęknęły, ruszyły z miejsca tryby wału, a śmigi śruby poczęły uderzać o fale ze wzrastającą szybkością i „Abraham Lincoln” poważnie[44] wypłynął, otoczony mnóstwem małych statków parowych zapchanych ciekawymi, którzy go odprowadzali.

      Przystań Brooklynu i cała część Nowego Jorku leżąca nad brzegiem rzeki Wschodniej, roiły się od tłumów ludności. Pół miliona piersi wyrzuciło w powietrze trzykrotne „hurra!”. Tysiące chustek unoszących się ponad tym tłumem, powiewały ku fregacie aż do jej przybycia na wody Hudsonu, to jest do krańca tego przedłużonego półwyspu, który tworzy miasto Nowy Jork.

      Wtedy fregata, płynąc od strony New Jersey wzdłuż prawego brzegu rzeki, cudnymi zasianego willami, przeszła pomiędzy fortami, które powitały ją wystrzałem swych dział największego kalibru. „Abraham Lincoln” odpowiedział trzykrotnym podniesieniem i opuszczeniem flagi amerykańskiej, której trzydzieści dziewięć gwiazd błyszczało na wierzchołku tylnego masztu. Potem, zwalniając bieg dla wypłynięcia na kanał zachodzący w zatokę utworzoną przez cypel Sandy Hook, przesunął się raz jeszcze około tej ławy piaszczystej, z której biegło pożegnanie tysiąca widzów.

      Godzina trzecia wybiła. Pilot wskoczył do swego czółna i podpłynął do goeletki[45] oczekującej nań pod wiatrem. Wówczas ogień podsycono, śruba uderzyła o fale jeszcze gwałtowniej; fregata popłynęła wzdłuż niskiego i żółtego brzegu Long Island, a o godzinie ósmej wieczorem całą siłą pary pędziła już po szarych wodach Atlantyku.

      Ned Land

      Kapitan Farragut dzielnym był marynarzem, godnym fregaty, którą dowodził; on i jego okręt – była to jedna całość, jedna dusza. O potworze nie wątpił ani na chwilę i na pokładzie swego statku najmniejszego nie dozwalał zaprzeczenia jego istnieniu. Pojmował potwora jak Żydzi Lewiatana, wiarą, a nie rozumem. Potwór istniał według niego, on więc przysiągł, że uwolni СКАЧАТЬ



<p>37</p>

menażeria – dzikie zwierzęta w klatkach pokazywane publiczności.

<p>38</p>

antresola – półpiętro, zwykle między parterem a pierwszym piętrem.

<p>39</p>

rzeka Wschodnia – West River.

<p>40</p>

przymioty – cechy; zalety.

<p>41</p>

tłumok – tobołek; pakunek.

<p>42</p>

go ahead (ang.) – naprzód.

<p>43</p>

szyber – zasuwa służąca do regulacji ciągu powietrza w kanale kominowym.

<p>44</p>

poważnie – tu: majestatycznie.

<p>45</p>

goeletka – mała żaglówka.