.
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу - страница 11

Название:

Автор:

Издательство:

Жанр:

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ mil i trzy dziesiąte – odpowiedział zagadnięty.

      – Powiększyć jeszcze ognie!

      Maszynista spełnił rozkaz. Manometr wskazywał dziesięć atmosfer. Lecz widać, że wieloryb „powiększył także swą parę”, bo bez najmniejszej trudności płynął też z szybkością dziewiętnastu i trzech dziesiątych mili.

      Okropna pogoń! Nie mogę opisać wzruszenia, jakie przejmowało całą mą istotę. Ned Land stał na swym stanowisku z harpunem w ręku. Kilkakrotnie zwierz pozwalał zbliżyć się do siebie.

      – Dopędzamy go, dopędzamy! – wołał Kanadyjczyk.

      Lecz ile razy gotów już był ugodzić oszczepem, wieloryb odsuwał się z szybkością, którą by ocenić wypadało na trzydzieści mil na godzinę, a nawet podczas największej naszej szybkości, jakby żartując sobie z naszej fregaty, opłynął ją dokoła. Okropny krzyk przerażenia wydarł się ze wszystkich piersi.

      W południe nie bliżej byliśmy od potwora jak o ósmej godzinie z rana.

      Kapitan Farragut zdecydował się wtedy użyć środków bardziej stanowczych.

      – Ach! – zawołał z gorączkową niecierpliwością – to zwierzę płynie prędzej niż „Abraham Lincoln”, ale zobaczymy, czy prześcignąć zdoła jego kule stożkowe!

      Armata na przodzie okrętu została nabita i wycelowana. Wystrzelono – lecz kula przeszła o kilka stóp nad wielorybem oddalonym o pół mili.

      – Niech strzela ktoś zręczniejszy! – krzyknął kapitan – pięćset dolarów nagrody temu, kto przeszyje to bydlę piekielne!

      Stary, siwobrody kanonier – jakbym go widział dotąd – z okiem spokojnym, twarzą zimną, zbliżył się do armaty, nastawił ją i długo celował; w powietrzu rozległ się silny huk pomieszany z okrzykami radości całej załogi.

      Kula nie chybiła celu: trafiła zwierzę, lecz nie przeszyła go na wskroś, zsunęła się tylko po jego powierzchni zaokrąglonej i w odległości dwóch mil wpadła do morza.

      – Aha! – zawołał stary kanonier z gniewem – ten łotr opancerzony jest, jak widzę, blachą sześciocalową.

      – Przekleństwo! – krzyczał kapitan Farragut.

      Polowanie na nowo się rozpoczęło, a kapitan, nachylając się do mnie, rzekł:

      – Będę go ścigał, choćby moja fregata miała rozbryznąć się na najdrobniejsze szczątki.

      – Masz pan słuszność zupełną! – odpowiedziałem.

      Można się było spodziewać, że zwierzęciu sił zabraknie prędzej niż maszynie parowej. Ale tak nie było. Godziny upływały, a na nim ani znać było zmęczenia.

      Na pochwałę „Abrahama Lincolna” przyznać potrzeba, że walczył z niestrudzoną wytrwałością.

      W tym niefortunnym dniu, 6 listopada, przebiegł on do pięciuset kilometrów. Lecz noc nadeszła i ciemnościami pokryła ocean wzburzony. Sądziłem, że wyprawa nasza skończona i że już więcej nigdy nie zobaczymy zwierzęcia fantastycznego. Omyliłem się.

      Dziesięć minut przed jedenastą wieczorem światło elektryczne znowu się ukazało w odległości trzech mil od fregaty, a tak samo było czyste i mocne jak nocy poprzedniej.

      Narwal zdawał się być nieruchomym. Może spał strudzony, dozwalając się kołysać falom. Kapitan Farragut postanowił skorzystać z tej sposobności.

      Wydał rozkazy. Fregata zwolniła biegu, posuwając się ostrożnie, aby nie zbudzić czujności swego przeciwnika. Często się zdarza spotkać na pełnym oceanie wieloryby uśpione głęboko i wtedy łatwo napaść można na nie; Ned Land niejednego ubił w taki sposób. Kanadyjczyk stał jak posąg niewzruszony na swym stanowisku, gotów do działania w każdej chwili.

      W tej chwili, oparty na poręczy przedniego pomostu, zobaczyłem przed sobą Neda Landa groźnie wstrząsającego swym niebezpiecznym oszczepem. Dwadzieścia stóp zaledwie dzieliło go od zwierzęcia nieruchomego.

      Jednym szybkim ruchem wyciągnął on nagle rękę i wyrzucił oszczep. Słyszałem uderzenie oręża trafiającego, jak się zdawało, na jakieś ciało twarde.

      Światłość elektryczna przygasła naraz; dwa potężne słupy wody spadły na pomost fregaty, a lejąc się jak potok wzburzony, z przodu na tył okrętu, przewracały ludzi i porywały wszystko, co napotkały na drodze.

      Dało się czuć gwałtowne wstrząśnienie – a ja przerzucony przez barierę, nie mając czasu uczepić się czegokolwiek, wtrącony zostałem do morza.

      Wieloryb gatunku nieznanego

      Jakkolwiek niespodzianie całkiem upadłem w morze, nie straciłem jednak przytomności.

      Zapadłem zrazu na przeszło dwadzieścia stóp głębokości. Jestem dobrym pływakiem – a choć nie mam pretensji równać się z Byronem i Edgarem Poe, którzy byli mistrzami w tej sztuce, jednak dwoma silnymi ruchami wydobyłem się na powierzchnię.

      Naprzód oczyma szukałem fregaty. Czy spostrzeżono, że mnie brakuje? Czy kapitan kazał spuścić łódkę na morze? Czy mogłem spodziewać się ocalenia?

      Ciemność głęboka pokrywała wszystko dokoła. Widziałem, jak przez mgłę, ogromną czarną masę uciekającą na wschód, a ognie jej niknęły w oddali. Była to fregata. Czułem, że jestem zgubiony.

      – Ratunku! – wołałem, płynąc z rozpaczliwym wysiłkiem za okrętem.

      Suknie[59] mi przeszkadzały w pływaniu; przemokły i przylgnęły mocno do mego ciała, paraliżując wszystkie moje ruchy. Tonąłem, krztusiłem się…

      – Ratunku!

      Był to ostatni mój krzyk; usta napełniła mi woda; ciężar bezwładnego ciała ciągnął mnie w przepaść…

      Nagle silna dłoń pochwyciła mnie za suknie i szybko wyciągnęła na wierzch; usłyszałem, tak, usłyszałem następujące wyrazy:

      – Niech wesprą się na moim ramieniu to będzie im daleko wygodniej płynąć.

      Uchwyciłem za rękę mego wiernego Conseil'a.

      – To ty! – zawołałem – Ty!

      – Ja sam – odpowiedział Conseil – na rozkazy.

      – Wstrząśnienie wyrzuciło cię razem ze mną do morza?

      – Bynajmniej. Lecz ponieważ jestem u nich w służbie, poszedłem za nimi.

      Poczciwy chłopiec uważał to za rzecz bardzo naturalną.

      – A fregata? – zapytałem.

      – Fregata! – odrzekł Conseil, wykręcając się na grzbiecie. – Zdaje mi się, że nie warto liczyć na nią.

      – Co СКАЧАТЬ



<p>59</p>

suknie (daw.) – ubranie.