Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci - B.V. Larson страница 6

Название: Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci

Автор: B.V. Larson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-66375-90-1

isbn:

СКАЧАТЬ jest zbyt zajęty przewodzeniem ludziom, by robić coś tak trywialnego.

      – W takim razie kto? Nie mów, że samodzielnie łowi skałoryby.

      Skrzywiła się

      – Natasha. Zajmuje się nią Natasha. Sama chciała pomóc.

      – Ettą zajmuje się więc Natasha… Ach.

      – Co?

      – Teraz zrozumiałem, dlaczego mnie okłamałaś. Powiedziałaś mi o Etcie na Świecie Maszyn, ale wtedy jeszcze nie zdradziłaś mi prawdy o Natashy. Więc wymyśliłaś ojczyma, żeby ją chronić. Ale potem powiedziałaś mi o kopii Natashy. Dlaczego wtedy nie wyznałaś prawdy?

      – Zwiadowcy nie kłamią… a przynajmniej nie powinni.

      – Rozumiem. Musiałaś przykryć jedno kłamstwo drugim. Trochę to rozumiem. Sam wpadałem przez to w kłopoty.

      Della wstała, wyraźnie zagniewana. Nie mogłem się powstrzymać przed podziwianiem jej ciała, gdy od niechcenia przyjęła elegancką pozę. Chyba nie spotkałem jeszcze kobiety poruszającej się z większą gracją i o tak zgrabnej sylwetce. Nie była jak ziemska dziewczyna, która wciąż musiała ćwiczyć, żeby utrzymać formę. Była raczej jak dziki kot, z ciałem zbudowanym z uzyskanych w naturalny sposób mięśni.

      – Nie wiem, dlaczego w ogóle tu przyszłam. Tylko mnie obrażasz.

      Zrobiła krok w stronę drzwi, ale delikatnie chwyciłem ją za rękę. Zatrzymała się i spojrzała na mnie z ukosa.

      – Lepiej mnie puść – powiedziała.

      – Dlatego wciąż przychodziłaś do mojego łóżka na Świecie Maszyn, prawda? – spytałem, nadal ją lekko trzymając. – Tak naprawdę nie miałaś męża, ale nie mogłaś mi o tym powiedzieć. Nie powinienem był wtedy ci odmawiać, ale nie znałem prawdy.

      – Co się stało, to się nie odstanie. Nie ma co myśleć o tamtych błędach. A teraz muszę iść.

      Mój umysł działał w przyspieszonym tempie. Wiedziałem, że został mi tylko jeden ruch. Następnie musiałbym puścić ją, zanim odetnie mi rękę.

      – Nie martw się – powiedziałem. – Twój honor jest bezpieczny.

      Widziałem po wyrazie jej twarzy, że powiedziałem to, co trzeba. Niektórzy uważają, że zawsze mówię nie to, co należy, ale w przypadku kobiet często udawało mi się w ostatniej chwili naprawić kiepską sytuację. Wszyscy mamy swoje talenty.

      Della uśmiechnęła się. Całe to zamieszanie między nami obracało się wokół jej honoru. Okłamywała mnie w tej czy innej kwestii, odkąd spotkaliśmy się ponownie na „Cyklopie” i gryzło ją to. Ale zapewniwszy ją, że nie będę tego rozpowiadać, wybawiłem ją od najgorszych obaw.

      Usiadła z powrotem na kanapie.

      Nie zamierzam twierdzić, że jestem mistrzem wyczucia czasu, ale jestem oportunistą. Rzadko kiedy ignoruję kobiety, które uśmiechają się i są w zasięgu ręki. Położyłem na niej dłonie i nie opierała się.

      W ciągu kilku sekund złączyliśmy usta. Musiałem pogratulować sobie w myślach. W pół godziny Della przemieniła się z czyhającej na mnie morderczyni w namiętną kochankę.

      Ale to nie tylko moja zasługa. Tak już po prostu było między nami. Nie istniało nic pomiędzy.

      Wszystko działo się bardzo szybko. Obnażyła piersi i zęby, po czym kochaliśmy się.

      Co do tych zębów, widziałem to już wcześniej i zawsze mnie to nieco niepokoiło. Za każdym razem gdy uprawialiśmy seks, zmieniała się w dzikie zwierzę. Trudno opisać to inaczej.

      Później przyjrzałem się w lustrze zakrwawionemu gardłu. Cholera, dziewczyna była bliżej poderżnięcia mi tętnicy szyjnej, niż myślałem. Zakleiłem ranę plastrem i zagwizdałem. Byłem pod wrażeniem. Dobrze, że nie zagłębiła ostrza o parę milimetrów dalej. Poranne spotkanie zapoznawcze z moimi rodzicami byłoby nieco niezręczne, gdyby wcześniej mnie zabiła.

      Gdy zmyłem krew, wtuliliśmy się w siebie na kanapie. Spaliśmy w plątaninie kończyn, aż przez poszarpane zasłony przeniknęło blade światło poranka.

      3.

      Kolejny dzień był znacznie lepszy. Moja mama ucieszyła się z poznania Delli. Dziewczyna przywiozła ze sobą nawet trochę nowych zdjęć Etty ze Świata Pyłu, których nikt z nas jeszcze nie widział. Dellę wyraźnie poruszyło szczere pragnienie mojej mamy, żeby poznać wnuczkę. Zapewne jej rodzina tylko z grzeczności udawała, że się nią interesuje.

      Na planecie Delli, jedynej kolonii Ziemi, rodziny były sobie znacznie mniej bliskie. Krewni Delli to ważni ludzie, których szanowała, ale nie byli kochający, jak rodzina każdego dziecka z Sektora Północnoamerykańskiego. Byli raczej jak lekarz rodzinny: przyjazna, opiekuńcza osoba, w towarzystwie której dorastałeś, ale która zachowywała pewien zawodowy dystans do ciebie i twoich problemów.

      Rozmowy z Dellą dotyczące Etty i jej życia były dziwne. Moja mama robiła co mogła, by wciąż się uśmiechać. Widziałem jednak, że ledwie powstrzymywała chęć nakrzyczenia na Dellę i pytanie, co sobie myślała, zostawiając dziecko samo na pustynnej planecie. Udało się jej jednak zachować zimną krew i być miłą dla tej nieznajomej, która była matką jej wnuczki.

      Nieco źle się czułem z tym wszystkim. Nie jestem typem człowieka, który wciąż się martwi. Zwykle po prostu płynę z prądem, a jeśli świat nie próbuje mi przeszkadzać, ja nie przeszkadzam jemu.

      Dlatego też kobiety w moim życiu nigdy nie zawładnęły moimi myślami. Zawsze skakałem od jednej do drugiej, nie biorąc żadnej relacji zbyt poważnie. Ale wszystko się zmieniło. Wiedza, że mam dziecko żyjące na kawałku skały krążącym wokół odległej gwiazdy, zaczęła na mnie działać, czułem to. I działała też na moich rodziców.

      – A więc, Dello – odezwała się moja mama po dziesięciu minutach owijania w bawełnę – co myślisz o pomyśle, abyśmy polecieli odwiedzić to śliczne maleństwo?

      Mówiąc to, mama wyciągnęła rękę, aby nalać każdemu z nas świeżej kawy. Czułem, że się denerwuje. Ręka jej nieco drżała, ale mimo wszystko nie rozlała ani kropli.

      Della nie ruszyła swojej filiżanki. Jako że nie pochodziła z Ziemi, uważała, że kawa smakuje jak zużyty olej silnikowy. Nie powstrzymało to jednak mojej mamy przed dolaniem jej.

      – Myślę, że to do zrobienia – powiedziała Della neutralnym tonem.

      To było dla niej typowe. Pyłowcy nie należeli do ludzi, którzy skakali z radości, spotykając przyjaciela czy krewnego. Byli porywczy i nieco paranoiczni. Zapewne zbyt wiele dekad spędzili, wyglądając na niebie statków łowców niewolników, aby stanowić radosną gromadkę.

      Moją mamę jednak ucieszyła odpowiedź Delli, bo nie brzmiała „nie”. Uśmiechnęła się szeroko.

      – W takim razie mamy wstępny plan – powiedziała. – Jak myślisz, kiedy będziesz wracać?

      – Mam СКАЧАТЬ