Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci - B.V. Larson страница 3

Название: Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci

Автор: B.V. Larson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-66375-90-1

isbn:

СКАЧАТЬ Della. To, że nie wspomniałem rodzicom o ich wnuczce, czasami mnie gryzło, ale do tej pory uważałem, że tak będzie lepiej.

      Co mnie podkusiło, żeby przeglądać zdjęcia na stuku właśnie w tej chwili, w towarzystwie najbardziej niebezpiecznej osoby na Ziemi, jeśli chodzi o moją prywatność? Nie wiem. Nie byłem pewien, dlaczego właściwie zataiłem przed nimi te informacje. Pewnie zdawałem sobie sprawę, że rodzice zaczną wypytywać o szczegóły, o których nie miałem pojęcia.

      Z głębi mojej piersi wydobyło się długie westchnienie. Nie spojrzałem mamie w oczy. Nie mówiłem nic. Nie zamierzałem jej okłamywać, ale nie chciałem też zaczynać nieuchronnej rozmowy.

      Mama przyglądała mi się jeszcze przez dwie sekundy, po czym weszła do kuchni.

      – Zaraz wracam.

      Ulga trwała krótko. Wróciła z pincetą. Skrzywiłem się z irytacją, gdy ją zobaczyłem.

      – Pokaż rękę – powiedziała.

      – Nie mam już siedmiu lat, mamo – jęknąłem. – Sam potrafię pozbyć się włosów z ekranu.

      – Najwyraźniej nie – odparła, trzymając mnie za nadgarstek. Pozwoliłem jej pociągnąć mnie za rękę, by mogła wyrwać około dziesięciu blond włosków, które wyrosły po wewnętrznej stronie mojego przedramienia, przysłaniając lekko ekran otaczający mój lewy nadgarstek.

      Pozornie przypadkiem otworzyła znów mój album ze zdjęciami. Wyświetliła się twarz Etty, spoglądającej na nas tępym wzrokiem, jakim patrzą zwykle niemowlęta.

      – Popatrz, jaki słodziak – powiedziała.

      Znów westchnąłem.

      – Owszem.

      – Trochę dla ciebie za młoda, czyż nie?

      – To nie moja dziewczyna, mamo.

      – W takim razie kto?

      – Ona… ma na imię Etta.

      Mama odłożyła pincetę, po czym usiadła na kanapie naprzeciwko mnie. Wpatrywała się we mnie wygłodniałymi oczami. Wiedziałem, że mnie ma i będę musiał wszystko wyznać.

      – Przepraszam. Nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć.

      – Powiedzieć co? – spytała cicho.

      – Etta to moja córka. Jest twoją wnuczką, mamo.

      Przez jakieś pięć sekund dało się usłyszeć, jak rośnie trawa. Mama miała dziwny wyraz twarzy, jakby miała się rozpłakać, zemdleć albo jedno i drugie.

      Zamiast tego podskoczyła i mnie przytuliła. Potem uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz.

      – Ty mały draniu – powiedziała syczącym szeptem. – Dlaczego nic nie powiedziałeś?

      – Nie wiedziałem jak.

      Chwyciła mnie za nadgarstek i zaczęła nawigować po moim stuku jak zawodowiec. W menu szybko znalazła nagranie wideo z Ettą i obejrzała je ze łzami w oczach.

      – Ma jakieś dwa lata. Umie już chodzić. Dwa lata, James? Utrzymywałeś moją jedyną wnuczkę w tajemnicy przez dwa lata?

      – Nie, poczekaj – powiedziałem. – To nie tak. Sam dowiedziałem się o niej dopiero parę miesięcy temu.

      Opowiedziałem jej historię o szalonej kolonistce imieniem Della, która zabiła mnie kilka razy, po czym celowo zaszła w ciążę. Oczywiście opuściłem ten fragment z zabijaniem, ale nadal nie brzmiało to dla niej najlepiej.

      – Ledwie znasz tę dziewczynę? I… zaraz, mówisz, że to dziecko nie przebywa nawet na Ziemi?

      – Tak, to właśnie mówię, mamo. Mieszka na Świecie Pyłu… no wiesz, Zeta Herculis. Nigdy jej nawet nie spotkałem. Della dała mi tylko parę zdjęć.

      – Jesteś pewien, że to twoje dziecko? To znaczy jest podobna do ciebie, ale ta cała Della nie brzmi jak wiarygodne źródło.

      – Chodzi ci o to, że pewnie sypia z wieloma facetami? To prawda. Ale co do ojcostwa jestem pewien. Ojciec Delli to… rodzaj lekarza. Zrobił test DNA.

      – Mają twoje DNA?

      – Tak.

      Prawda była taka, że na Świecie Pyłu mieli mnóstwo mojego DNA, więcej nawet niż ja sam. Zrobili sekcje kilku moich ciał i znali mnie lepiej niż ktokolwiek. Mieli dość cholernego DNA, żeby zbudować sobie nowego Jamesa McGilla, jeśli tylko chcieli.

      Moja mama znów się rozpłakała. Próbowałem ją pocieszyć i przesłałem jej wszystkie zdjęcia i filmy, jakie miałem. To chyba jednak niewiele pomogło. Przejrzała je, ale nadal nie była zadowolona.

      Gdy się uspokoiła, zjedliśmy obiad i wróciłem do siebie. Szedłem do domu jak pies, który właśnie dostał porządnego kopa w tyłek. Wyglądało na to, że mama dowiedziała się wszystkiego w najgorszy możliwy sposób i podobnie zareagowała.

      James McGill znów się spisał.

      Tego wieczora do moich drzwi zapukał tata. Wpuściłem go ze sztucznym uśmiechem. Udało mu się odpowiedzieć podobnym.

      – Co tam, tato?

      Przyglądał mi się przez parę sekund.

      – Masz jeszcze trochę tego kiepskiego piwa?

      – Jasne.

      Podałem mu zimną puszkę, sobie też otworzyłem. Łyknął, po czym odezwał się:

      – Twoja matka jest cała w nerwach.

      – Tak… Przepraszam za to. Nie chciałem, żeby dowiedziała się w taki sposób.

      – Nie chodzi o to, jak jej to powiedziałeś, tylko o same wieści.

      – Zawsze sugerowała, że chciałaby zostać babcią. Myślałem, że może się ucieszy, jak się w końcu uspokoi.

      – Naprawdę, James? Nasza pierwsza wnuczka tkwi na innej planecie i myślałeś, że to nas uszczęśliwi? Młodsi już nie będziemy. Może nie zauważyłeś, ale się starzejemy. Ty może nie, ale my tak. Nie będziemy czekać wiecznie.

      Zmarszczyłem brwi. Miał rację. Służąc przez dłuższy czas w legionach, można było przeżyć sto lat albo i więcej, zachowując młodość. Na przykład centurion Graves miał jakieś siedemdziesiąt do stu lat, ale wyglądał na góra trzydzieści pięć.

      Dla kogoś młodego brzmiało to świetnie, ale rodzina i inni ludzie, którzy nie służyli w legionach, starzeli się. Podczas każdej kampanii leciałem do gwiazd i zwykle w jakiś sposób umierałem. Przy użyciu uzyskanych od kosmitów wskrzeszarek legiony odtwarzały dla mnie nowe ciało i umysł. Jako że nie robiono zbyt często kopii zapasowych ciał, zwykle wracałem do życia fizycznie młodszy, niż kiedy opuściłem Ziemię.

      Ale СКАЧАТЬ