Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci - B.V. Larson страница 4

Название: Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci

Автор: B.V. Larson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-66375-90-1

isbn:

СКАЧАТЬ wkurzony i miał ku temu dobry powód, więc nie zaprzeczałem. Zamiast odpowiedzieć, wychyliłem resztę piwa i poszedłem po kolejne dla nas obu.

      – Już sprawdza ceny lotu na Świat Pyłu – powiedział kilka minut po tym, jak w ciszy wypiliśmy kolejne piwo.

      – Co? Chyba żartujesz.

      – Nie, nie żartuję. Będzie mnie to kosztować roczną wypłatę.

      W głowie miałem plątaninę myśli. Della powiedziała, że ma męża. Nie mówiąc o tym, że gdy ostatnio odwiedziłem Świat Pyłu, nie był miejscem szczególnie przyjaznym dla turystów.

      – Tato… powinieneś chyba spróbować ją powstrzymać.

      – Nie wiem, czy jestem w stanie.

      – Ale, tato, Świat Pyłu… nie jest jak Ziemia. Większość planety to śmiercionośna dzicz. Tamtejsi ludzie nie myślą jak my.

      – Oczywiście, że nie. Nie mogłeś się jakoś zabezpieczyć?

      – Przepraszam, tato. Wzięła mnie z zaskoczenia.

      Parsknął z rozbawieniem i pokręcił głową. Normalnie nie pił zbyt wiele. Postawiłem przy nim na stoliczku kolejne piwo. Po chwili zastanowienia otworzył je.

      – Wiesz, o czym mówi już twoja mama? – spytał.

      – O czym?

      – O przeprowadzce tam. Emigracji. Hegemonia ma nową politykę rządową. Jeśli kupisz bilet w jedną stronę jako kolonista, płacisz połowę ceny. Może być nas stać, jeśli sprzedamy tę ziemię.

      Szeroko otworzyłem oczy.

      – Ale…

      – Owszem, polecę z nią. Teraz wiesz już, dlaczego tyle dzisiaj piję.

      Zaczynałem rozumieć. Moją mamę trudno było odwieść od postanowienia. Sam byłem podobny. Ale to było szaleństwo.

      – Nie możecie przenieść się na Świat Pyłu. Jest niczym jedna wielka Dolina Śmierci, a nawet gorzej.

      – Wiem. Ale większość kolonistów osiedla się na drugiej planecie układu, tej oceanicznej.

      Szeroko otworzyłem oczy.

      – Stamtąd wykurzono głowonogi! To jeszcze gorszy pomysł. Nadal uważają ją za swoją własność. Mogą kiedyś tam wrócić i wybić wszystkich ludzi, których tam znajdą.

      Tata wzruszył ramionami.

      – Mogą to zrobić też tutaj, na Ziemi. Właściwie większość ludzi myśli, że to tylko kwestia czasu. Jeśli Imperium nie przyśle floty bojowej z powrotem na Rubież 921, wkrótce będzie po nas. Może twoja matka ma rację? Czemu chociaż wcześniej nie zobaczyć dziecka?

      – Budujemy własne okręty – odparłem. – Każdego dnia rozbudowujemy ziemską flotę. Nasze okręty mogą się zmierzyć z ich jednostkami, dwa do jednego. Widziałem je w akcji.

      – Okręty imperialne tak, ale nie ziemskie – odparł tata. – Ludzie wciąż to mylą. Okręty Galaktyków z Układów Centralnych budują obcy, którzy wiedzą, co robią. Imperialny okręt łatwo poradzi sobie z jednostką głowonogów. Widzieliśmy to na nagraniach. Ale nasze własne okręty są zupełnie inne. Widziałeś je? Wielkie kule pastobetonu na metalowych rusztowaniach. Wyglądają kiepsko i są niesprawdzone. Niektórzy eksperci mówią, że w bitwie popękają jak balony.

      Mój tata oczywiście miał rację. Hegemonia budowała okręty tak szybko jak mogła, ale nasze jednostki przypominały koślawe psie gówna. Były w zasadzie beczkami z zamontowanymi działami. Kadłuby zbudowano z pastobetonu nałożonego na tytanową siatkę, nadającą im jakiś kształt. Proces ten przypominał budowanie basenów w ziemi. Beton z metalowymi prętami w środku. Nowe ziemskie okręty były powolne, ciężkie i brzydkie. Czy były w stanie walczyć? Mogliśmy jedynie zgadywać.

      Z niebywałą prędkością skończyliśmy razem cały dwunastopak, który trzymałem w lodówce na weekend. Byliśmy przynajmniej w znacznie lepszym nastroju. Żartując sobie po drodze, wróciliśmy razem do domu, gdzie zastaliśmy mamę oglądającą kolejne nagranie z Ettą. Udało jej się znaleźć filmik z pierwszymi krokami dziecka. Natychmiast otrzeźwieliśmy i spojrzeliśmy po sobie.

      – Porozmawiam o tym z Dellą, jeśli wciąż jest na Ziemi – powiedziałem.

      – Jeśli przebywa na Ziemi, to może razem z Ettą?

      – Nie. Pyłowcy są inni. Wychowują dzieci grupowo. Della dołączyła do legionu, ale nie wzięła ze sobą Etty.

      Tata pokręcił głową.

      – Wygląda na to, że nie myślą jak my.

      – Owszem. Ale słuchajcie, jeśli lot tam jest możliwy, to pomogę opłacić bilet powrotny. Nie dacie sobie rady jako koloniści na tak nieprzyjaznej planecie.

      Ojciec przytulił mnie, a ja spojrzałem przez jego ramię na duży ekran w salonie. Etta miała na nogach sandały, ale jej stopy były czarne od brudu. Dorośli koloniści wokół nie przejmowali się ani nawet tego nie zauważali.

      Wyszedłem na zewnątrz. Stojąc w ciemnościach wśród brzęczenia muszek i komarów, napisałem na stuku wiadomość do Delli. Nie wiedziałem, czy przebywa na Ziemi, ale gdy tylko wcisnąłem „wyślij” i zaczęła kręcić się ikonka oczekiwania, poczułem, że moje serce bije mocniej.

      Wiadomość brzmiała po prostu: „Della, musimy porozmawiać”.

      Czekałem dość długo. Zacząłem myśleć, że może opuściła Ziemię i wróciła na Świat Pyłu. Może nawet porzuciła życie w legionach, zostawiając wszystko za sobą jak zły sen.

      Tak jednak nie było. Kółko na ekranie przestało się kręcić i usłyszałem cichy dźwięk. Odebrała moją wiadomość.

      2.

      Dzień czy dwa później w środku nocy usłyszałem kogoś w swoim pokoju.

      Della nie odpisała. Wiedziałem tylko, że odebrała wiadomość, ale nie miałem pojęcia, czy ją odczytała.

      Szczerze mówiąc, starałem się o tym wszystkim zapomnieć. Widziałem, że moja mama wciąż jest spięta. Zadawała mi pytania, na które nie mogłem znać odpowiedzi.

      Jak wysoka jest teraz Etta? Ile ważyła po urodzeniu? Czy podczas porodu były jakieś komplikacje? Jak nazywa się ten cały mąż, ojczym, który rzekomo zajmował się dzieckiem, podczas gdy szaleni rodzice dawali się raz po raz zabijać na obcych planetach?

      W odpowiedzi na to wszystko mogłem jedynie wzruszać ramionami i kręcić głową. Wtedy matka zrzędziła, oskarżając mnie o głupotę i nieodpowiedzialność. Znosiłem to ze spokojem. Wiedziałem, że ma dobre powody, by być zła. Della i ja nie byliśmy idealnymi rodzicami.

      Zbudził mnie szelest papierów na brudnym dywanie. Znałem ten odgłos, słyszałem go za każdym razem, gdy chodziłem po zawalonej makulaturą podłodze.

      Odruchowo СКАЧАТЬ