Название: Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci
Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-66375-90-1
isbn:
Wtedy imperator Galina Turov stała się widzialna – tak jakby. Przebywała za półprzejrzystą taflą szkła. Nie mogłem przestać się gapić na jej smukłą sylwetkę. Co więcej, wyglądało to dla mnie, jakby była tam naga.
Miałem wrażenie, jakby właśnie wycierała włosy po wyjściu spod prysznica. Zajęło mi to długą sekundę, ale w końcu uznałem, że to nie przypadek. Nikt nie umieszczał za zasłoną prysznicową żarówki i nie stał tak na widoku bez dobrego powodu.
– Sir? – spytałem. – Czy mam przyjść później?
– Czy twoja wizyta będzie mniej irytująca, jeśli ją przełożysz?
– Nie wiem, czy mogę to obiecać.
– W takim razie miejmy to już za sobą. Usiądź, James.
„James”. Zwykle mnie tak nie nazywała. Właściwie tylko gdy była w zalotnym nastroju albo pijana. Cóż, wiadomo przecież, że miałem z imperator kilka lat wcześniej nieco nieodpowiednią relację. Większość ludzi, zwłaszcza Winslade, nadal uważali moje spoufalanie się z nią za niestosowne.
Wyszła zza zasłony chwilę później, wciąż z mokrymi włosami. Miała na sobie ubranie, ale nie przepisowy mundur. Wyglądało to jak piżama z oznakami stopnia na pagonach. Oficerowie spali w czymś takim. Ale, jak zwykle, ubranie było bardziej obcisłe, niż powinno. Można było to polecić inteligentnym tkaninom, jeśli się chciało.
– Uch… Czy jesteś… jest teraz pani po służbie? – spytałem.
– Niestety, oficerowie wysokiego stopnia nigdy tak naprawdę nie mają wolnego. Doskonale pokazuje to twoja wizyta. A teraz, zanim zmarnujesz więcej mojego czasu, przejdź do rzeczy. Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, aby zobaczyć się ze mną osobiście?
– Bo uważam, że popełniacie błąd. Powinniście sprawdzić wszystkie trzy układy, w których mógł schronić się wróg, zgodnie z pierwotnym planem.
– Wróg… Jasne, James, wiem, że straciłeś w tej tragedii rodzinę. Ja również chciałabym odpłacić się napastnikom. Ale muszę być z tobą szczera. Zgubiliśmy ich.
Z zaskoczenia zamrugałem oczami.
– Nie tak rozumiem sytuację.
– Mieliśmy tak naprawdę jedyną możliwość ich namierzyć: pierwszy przystanek. Potem szanse na to, że nadal lecimy prawidłową trasą, znacznie zmalały.
– Ale technicy przeprowadzili kalkulację – zaoponowałem. – Ten kurs powinien odpowiadać kursowi napastników. Muszą w końcu gdzieś się pojawić.
– Załóżmy, że tak jest – odparła, wycierając wciąż włosy ręcznikiem. – Może początkowo lecieliśmy w odpowiednim kierunku, ale musimy szczerze powiedzieć sobie kilka rzeczy. Każdy napastnik z odrobiną rozsądku powinien w ciągu ostatnich paru tygodni wyjść z nadświetlnej, zmienić kurs i odlecieć w innym kierunku. Mogli tak zrobić tydzień temu i nie zauważylibyśmy tego, bo sami przebywaliśmy w bąblu czasoprzestrzennym i byliśmy ślepi. Mogą to nawet robić właśnie teraz i znów nie wiedzielibyśmy o tym.
– Rozumiem. Ale załoga uciekającego okrętu zwykle obiera kurs w linii prostej. Namierzyliśmy trzy gwiazdy, do których mogliby…
– Tak naprawdę wcale nie. Nie mieliśmy nigdy trzech celów. Ten pierwszy był obiecujący. Mieliśmy spore szanse na dorwanie ich tam. Ale teraz prawdopodobieństwo jest nikłe. To prosta matematyka. Wyznaczyliśmy kurs w oparciu o ich początkową ścieżkę lotu na tyle dokładnie, jak to możliwe, ale nasze pomiary nie mogły być idealne. Z każdym rokiem świetlnym linia tak naprawdę zmienia się w stożek. Docieramy do jego szerszego krańca i w jego obszarze znajduje się wiele potencjalnych celów. Jak wyjaśniłam, ten pierwszy podwójny układ był naszą jedyną prawdziwą nadzieją.
Poczułem przypływ frustracji. Może miała rację i przynajmniej wyczuwałem, że tak uważa, ale nie chciałem się poddawać. Jeszcze nie.
– Sir, mówi pani o marginesie błędu – powiedziałem – o prawdopodobieństwach. Cóż, skoro to beznadziejna sprawa, to czemu teraz nie porzucimy pościgu? Czemu po prostu nie zawrócimy do domu?
– Z uwagi na politykę i PR – odparła, odkładając ręcznik na bok i przechodząc na moją stronę biurka. Oparła pośladki o krawędź blatu i odchyliła się do tyłu, kładąc ręce na biurku. – Musimy pokazać, że szukaliśmy tak dokładnie, jak tylko się dało, aby zadowolić wściekły tłum na Ziemi. Ostatecznie wrócimy z pustymi rękami i lepiej będzie, jeśli trochę nam zajmie, zanim przyznamy, że ponieśliśmy porażkę.
– Pani imperator, mamy trochę wspólnych tajemnic i barwną przeszłość…
– Myślisz, że możesz mi grozić? – przerwała mi. – Naprawdę, McGill? Nie sądziłam, że roisz sobie, że możesz mi w tej chwili zaszkodzić. Wiem o twojej rozmowie z Nagatą. Nie myśl, że weźmiesz mnie z zaskoczenia.
Byłem w szoku, ale nie okazywałem tego. Ekwita Nagata polecił mi, abym przekazywał mu informacje o Turov. Chciał pozbyć się jej z dowództwa, zapewne dlatego, że miała chrapkę na jego stanowisko.
– To nie pogróżka – odparłem ostrożnie. – Proszę o przysługę.
– Przysługę? Co daje ci do tego prawo?
– No cóż… sporo sobie nawzajem zawdzięczamy. Proszę tylko o krótki postój. Jeśli i tak mamy przestać szukać po sprawdzeniu jeszcze jednej gwiazdy, niech to będzie ta, którą teraz mijamy. Sama pani powiedziała, że prawdopodobieństwo, że zmienią kurs, rośnie z każdym dniem. Ten układ znajduje się wewnątrz obszaru, gdzie mogą to zrobić. Nie pomijajmy go.
– To cię zadowoli?
– Tego nie powiedziałem. Będę zadowolony, jeśli ich znajdziemy.
– W to jestem w stanie uwierzyć – stwierdziła, przyglądając mi się uważnie. – A co ja będę z tego miała?
Próbowałem coś wymyślić, ale początkowo nic nie przychodziło mi do głowy.
– Wspomniała pani o Nagacie – powiedziałem w końcu. – Może to ja mógłbym dostarczać informacji o jego posunięciach?
Usłyszawszy to, uniosła brwi. Skinęła głową z aprobatą i podeszła bliżej mnie.
– To mi się podoba. Najlepsi agenci to podwójni agenci. Zrobisz to dla mnie? Zaryzykujesz wszystko, aby dostarczyć mi informacji o polowaniu na czarownice, jakie wrogowie urządzają w Centrali?
– Jeśli to sprawi, że ten okręt się zatrzyma, to tak.
Odwróciła się, jak gdyby rozważała opcje. Moje oczy, jak zapewne dobrze wiedziała, skupiły się niemal natychmiast na jej pośladkach.
Obejrzała się przez ramię i przyłapała mnie na gorącym uczynku. Uśmiechnęła się.
– Przyjmuję twoją propozycję, James. Będziesz regularnie odwiedzać mój gabinet i składać raport trzy razy w tygodniu, co dwa dni. Rozumiesz?
– Uch… СКАЧАТЬ