Название: Ukochany wróg
Автор: Kristen Callihan
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-287-1622-3
isbn:
A tutaj – gdzie słońce, ocean i piękno domu – chroniczne napięcie, które zagnieździło się w moim ciele przez ostatnie lata, powoli rozluźnia uścisk.
W dużo wolniejszym rytmie niż w cateringu zaczynam szykować kolację. Gotowanie tutaj to zupełnie odmienny rodzaj przyjemności. Nie spieszę się. Zatapiam się w esencjonalności jedzenia, odgłosie rozcinania papryki, świeżym aromacie krojonego warzywa.
Oddycham wolniej i głębiej jak podczas medytacji.
Przestałam tak gotować nawet dla siebie. Przyrządzanie posiłków stało się wyścigiem, potrzebą udowodnienia talentu i równało się oddaleniu od tego, co tak bardzo kochałam.
– O czym myślisz, Ziemniaczku?
Macon siedzi na wózku nieopodal, w bursztynowej smudze słońca, która barwi jego skórę na ciepły brąz, podkreślając sińce pod oczami i zmarszczki przy ustach. Odchyla się na oparcie wózka, niby niedbale, ale widać, że jest obolały.
– Właśnie rozmyślałam o tym, jak bardzo lubię gotować – odpowiadam, idąc do lodówki.
– Dopóki nie zaczniesz ciskać pomidorami – rzuca lekko.
Zerkam na niego ostro, a on patrzy na mnie niewinnie. Prycham i wyjmuję mleko.
– Niestety, pomidory już się skończyły. Ale mam kalafiora, więc lepiej mnie nie prowokuj.
– Auć! – Unosi ręce. – Będę grzeczny, przysięgam – tłumi uśmiech i robi znak krzyża na piersi, a potem podąża za mną wzrokiem, gdy biorę miód i przyprawy. – Zawsze poruszałaś się po kuchni tak, jakbyś tańczyła do muzyki, którą słyszysz tylko ty.
Robię zdziwioną minę, serce mi zamiera.
– Naprawdę?
– Nie zauważyłaś? – Przesuwa kciukiem po poręczy wózka, nie patrzy na mnie. – Zazdrościłem ci tej swobody. Tego, że znalazłaś miejsce, do którego idealnie pasujesz.
– Jedno miejsce. Ty wpasowujesz się wszędzie.
Wzdycha, jego usta wykrzywia uśmiech, a może grymas?
– Pozory mylą. – Kiwa głową w moją stronę. – Co szykujesz?
– Latte z kurkumą. – Podstawiam mleko z przyprawami pod dyszę ekspresu, żeby się nagrzało i spieniło. Powietrze napełnia się aromatem: goździków, kardamonu, kurkumy i cynamonu.
– Pachnie jak na Święto Dziękczynienia – zauważa, gdy nalewam kawę do dwóch filiżanek.
– Proszę. – Podaję mu jedną, sama siadam na ławie.
Podjeżdża do końca stołu, upija łyk.
– Pyszna.
– Mhm… Kurkuma ma działanie przeciwzapalne, łagodzi ból.
Spogląda mi w oczy nad brzegiem filiżanki.
– Nie jest tak źle.
– Czemu mężczyźni udają, że ich nie boli, kiedy widać wyraźnie, że to nieprawda?
– Bo nie lubimy, kiedy ktoś się nad nami roztkliwia – odpowiada z nikłym uśmiechem.
– Chyba żartujesz. – Trzymam filiżankę w obu dłoniach. – Uwielbiacie być dopieszczani. Oczekujecie, że będziemy się nad wami trząść. Każdy chory facet to mistrz narzekania.
W oczach Macona pojawia się błysk wyzwania.
– Umyka ci istota całej sytuacji. – Stawia filiżankę na stole. Odrobina kremowej pianki przykleja się do kącika ust, zlizuje ją koniuszkiem języka. – Robimy to tylko wtedy, gdy spodziewany się, że kobieta przytuli nas, pocałuje i położy do łóżka.
Policzki mi płoną, pewnie od parującej latte.
Macon skupia na nich wzrok, robi dzióbek.
– Więc jeśli tego nie oferujesz…
– Pamiętaj o kalafiorze, Macon. Świetnie celuję.
Śmieje się.
– No, nie wiem… – W jego oczach zapala się iskra ciekawości. – Masz chłopaka, który zrobi ci piekło z powodu naszej umowy?
Uśmiecham się do swojej filiżanki.
– Trochę późno na takie rozważania, nie uważasz?
– W sumie to nie mój problem. – Wzrusza ramieniem. – Pytam z ciekawości.
– Mój ostatni związek skończył się parę miesięcy temu.
Ach, Parker. Teoretycznie chłopak idealny. Słodki, lecz nie natrętny; miły do bólu. Odnoszący sukcesy marketingowiec z własnym mieszkaniem. Lubił pieścić kobietę oralnie, nie zasypiał zaraz po seksie, a to zawsze plus. Zostawiłam go bez wahania – najlepszy znak, że należało to zrobić.
Macon odchyla się na wózku, splata ręce na brzuchu.
– Co się stało?
– Niedopasowanie.
– Niedopasowanie? – Nuta sceptycyzmu, tak jakby zakładał, że gość mnie rzucił, tylko wstydzę się przyznać.
Odstawiam filiżankę z westchnieniem.
– Chrapał.
Prycha rozbawiony.
– Rzuciłaś faceta tylko dlatego, że chrapie? Jezu, Delilah, każdy czasami chrapie!
– Wiem, nie jestem kompletnie głupia. – Rzucam mu gniewne spojrzenie, unosi brew. – Ale nie słyszałeś tego chrapania! To nie było normalne. Chrapał tak przeraźliwie, że jego pies wybiegał spanikowany z pokoju, a sąsiedzi walili w ścianę.
Uśmiecha się szeroko.
– Nie wiedział o tym?
– Spał tak twardo, jakby był w śpiączce wywołanej chrapaniem. A ja nie mogłam zmrużyć oka. – Wzdrygam się na samo wspomnienie; piła łańcuchowa tnąca głaz nie byłaby cichsza. – Może gdybym go kochała, jakoś bym zniosła te nocne koncerty. Bo trzeba przyznać, że seks był naprawdę super. Chłopak miał duży talent do…
– Nie musisz tego rozwijać – przerywa z kamienną twarzą.
Nie udaje mi się ukryć uśmiechu.
– Skoro nie mogłam spędzić z nim nocy, jak miałam utrzymać związek? Nic by z tego nie wyszło. A ty? – odbijam pytanie.
– Mogę z całym przekonaniem zapewnić, że jeszcze żadna kobieta СКАЧАТЬ