Ukochany wróg. Kristen Callihan
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ukochany wróg - Kristen Callihan страница 18

Название: Ukochany wróg

Автор: Kristen Callihan

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-287-1622-3

isbn:

СКАЧАТЬ głos szepcze w mojej głowie, że jeśli w tej chwili się wycofam, będę żałował do końca życia. To równie dobrze może być podszept diabła, ale intuicja jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, więc odkładam telefon.

      Rozdział 6

      Delilah

      DeeLight do SammyBaker: Sprzątam za ciebie bajzel, jak zwykle. Jeśli kochasz mnie albo mamę, wracaj tu.

      Powinnam nie cierpieć domu Macona. Ale nie mogę: jest taki piękny. Kocham tę rezydencję. To mnie wkurza. Mam chęć coś kopnąć, najlepiej Macona w tyłek.

      I znowu North otwiera mi drzwi.

      – Dzień dobry, panno Baker.

      – Proszę do mnie mówić Delilah. – Wchodzę; czuję przyjemny zapach cytryny i lawendy. Niech to wszyscy diabli.

      – Zatem: Delilah.

      – North to twoje imię czy nazwisko? – pytam, gdy zamyka za mną drzwi.

      Marszczy nos, chyba się waha.

      – Imię. – Krzywi się i zbiera w sobie: – Nazywam się North West.

      Mogłabym zareagować na wiele różnych sposobów, ale z większością pewnie się już zetknął. Dlatego zauważam jedynie:

      – North by Northwest to jeden z moich ulubionych filmów.

      Patrzy na mnie tak, jakby mi odbiło, potem uśmiecha się niepewnie.

      – Żartujesz ze mnie? Saint ci mówił, jak się nazywam?

      – Nie. Czemu?

      Kręci głową.

      – To ulubiony film mojej mamy.

      – Ach, rozumiem. Odziedziczyłeś imię?

      – Niestety.

      – Ja dostałam swoje po ciotecznej babce Delilah, która utonęła w placku z truskawkami.

      Mężczyzna tłumi śmiech.

      – Przepraszam… co takiego?

      – Akurat pakowała swoje słynne Truskawkowe Pyszności na poniedziałkowy wieczorek, gdy straciła przytomność. Lekarz uznał, że mogła mieć problem z niskim poziomem cukru. Tak czy inaczej, skończyła z twarzą w placku z truskawkami.

      North mruga z niedowierzaniem.

      – Ja…

      – Nie daj się wciągnąć w te bajeczki Delilah. – Macon pojawia się w wejściu do holu. – To królicza nora, w której nie chciałbyś skończyć.

      Znów siedzi na wózku inwalidzkim, co mnie zbija z pantałyku. Fakt, uważałam go za zasrańca, ale zawsze wydawał się niezłomny. Choć dupkiem i złamasem jest nadal.

      – To nie bajeczka – warczę. – Szczera prawda.

      Przewraca oczami.

      – Ta kobieta udławiła się rabarbarem. A nie utonęła w placku.

      – Potato, potato, tomato, tomato… – nucę znaną piosenkę Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga.

      – Let’s call the whole thing off – kończy North i mruga do mnie.

      Uśmiecham się.

      – Nie masz przypadkiem czegoś do zrobienia, North? – wkurza się Macon.

      Koleś nawet nie patrzy w jego stronę.

      – Nie, szefie. – Nie ma w tym ironii, ale widać wyraźnie, że nie martwi się potencjalnym zwolnieniem.

      – To idź sobie znajdź jakieś zajęcie – mówi spokojnie Macon. On też nie patrzy na swojego ochroniarza, tylko na mnie. – Napisałem, żebyś wzięła ze sobą rzeczy.

      Z instrukcji wynikało, że mam się spakować przynajmniej na tydzień. Potem wrócę do domu i zabiorę wszystko, czego będę potrzebować na rok. Mogę także wynająć swój dom, jeśli zechcę. Miałam wielką ochotę cisnąć telefonem o ścianę.

      – Torby są w samochodzie.

      – W takim razie North je tutaj przyniesie.

      – A nie do domu dla gości?

      – Sorka, Ziemniak, dom gościnny zajmuje North.

      Ogarnia mnie wściekłość.

      – O, serio? A czy Sam przypadkiem tam nie mieszkała?

      Ciemne oczy Macona się zwężają.

      – Ty nie jesteś Sam i zostaniesz tutaj.

      – Niby dlaczego?

      Jego policzki robią się czerwone.

      – Bo ja tak każę.

      Słowa aż dudnią w powietrzu, co zaskakuje nas oboje. Macon mruga, jakby się ocknął z transu, a ja śmieję się krótko.

      – Mówisz jak moja matka.

      – Uważaj, żebyś nie dostała klapsa.

      Nieproszone ciepło liże moje uda; przestępuję z nogi na nogę, usiłując ich nie zaciskać.

      – Tylko spróbuj.

      Mierzymy się wzrokiem. Próba sił, rozgrywka, kto ustąpi pierwszy.

      Przerywa ją North, klaszcząc w dłonie.

      – Dobra, dzieciaki. Idę po bagaże; jak wrócę, chcę tu widzieć uśmiechnięte buzie. Uśmiechnięte buzie, powtarzam.

      Macon nie odrywa ode mnie wzroku.

      – Pieprz się, North.

      Osiłek kręci głową.

      – Już nie żyjesz, człowieku.

      I wychodzi.

      Macon przesuwa wzrokiem po mojej twarzy.

      – Zamierzasz być taką zadziorą przez cały czas?

      – Tylko wtedy, gdy będziesz się zachowywał jak dupek.

      Wykrzywia wargi.

      – Mam ochotę pociągnąć cię za kucyki.

      Nie uśmiechnę się. O, na pewno nie.

      – Nie mam kucyków.

      W jego głosie pojawia się ochrypła nuta.

      – To СКАЧАТЬ