Название: Ukochany wróg
Автор: Kristen Callihan
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-287-1622-3
isbn:
– Teraz wiesz, jak się czułam przez te wszystkie lata – komentuję zadowolona.
W liceum był ponad dziesięć centymetrów wyższy ode mnie, teraz wydaje się jeszcze roślejszy. Gdyby wstał, pewnie przewyższałby mnie o głowę.
Mamrocze i zatrzymuje się przed drzwiami.
– Możesz nacisnąć przycisk?
Naciskam.
– Winda? Komfortowo.
– To śmieszne w jednopiętrowym domu – przyznaje z cieniem samokrytyki. – Ale poprzednia właścicielka była malarką. Tworzyła olbrzymie obrazy i nie chciała, żeby znoszono je po schodach. Dom musiał mieć bardzo szeroką windę.
Ach, ci bogacze. Winda w rezydencji nad morzem? Żaden problem.
Ciche kliknięcie, przyjeżdża winda. Otwieram zewnętrzne drzwi i przesuwam wewnętrzne, Macon wjeżdża do środka i po chwili jesteśmy na górze.
– Jak długo będziesz na wózku? – pytam.
– Jeszcze tydzień, potem pojedziemy do lekarza. Dostanę ortezę.
– Pojedziemy?
Przygląda mi się z rozbawieniem i irytacją jednocześnie.
– Tak. Jesteś moją asystentką, Ziemniak. Idziesz tam, gdzie ja.
Równie dobrze mógłby powiedzieć: witaj w piekle.
Uciskam nasadę nosa, odpędzając migrenę, i zerkam na niego spod krawędzi dłoni.
– To na czym konkretnie polega praca twojej asystentki?
– Teraz mnie o to pytasz?
– Po prostu odpowiedz, Macon.
Kąciki jego warg idą w górę, ale to nie jest zwykły uśmiech. To triumf.
– Załatwiasz dla mnie różne rzeczy, o nic nie pytasz i pomagasz mi w czasie rekonwalescencji.
Ha, niesamowite. Kiedyś Macon w życiu nie przyznałby się do słabości. Fakt, że teraz jako inwalida spodziewa się obsługi, jest mało że zaskakujący, wręcz szokuje.
– Dobra – przytakuję. Może nie czuję wielkiej ulgi, ale widzę światełko w tunelu. W sumie nie jest źle.
Jasne. To jedynie roczna wizyta u dentysty, i świetnie o tym wiesz.
– Jeśli chodzi o gotowanie – podejmuje, gdy zmierzamy korytarzem – oczekuję zdrowych posiłków. Żadnego ciężkostrawnego południowego gówna.
Nie mam zamiaru tłumaczyć mu, że nie całe regionalne żarcie jest ciężkostrawne, a już na pewno, że to nie gówno, bo doskonale o tym wie. Po prostu zachowuje się jak… jak on, i próbuje mi dopiec.
– Zdjęcia wznawiamy w czerwcu – ciągnie spokojnie, tak jakby nie widział mojego wymownego spojrzenia – i będzie problem, jeśli przytyję choćby kilogram.
– Musisz utrzymywać topowy tyłek w szczytowej formie?
Zatrzymuje się. Powietrze robi się gęste, gdy przesuwa po mnie wzrokiem, a na jego wargi wypływa seksowny i arogancki uśmiech.
– Ej… Widziałaś mój tyłek na ekranie?
– Nie. Za to Sam owszem. A jednak ten widok nie wystarczył, żeby ją tu zatrzymać, co?
Mruży oczy.
Co ty wyprawiasz? Nie rób sobie z niego wroga…
Ale jeśli mu się podłożę, już nie żyję. Rozmowa z Maconem Saintem wymaga zachowania równowagi. Dlatego tylko uśmiecham się neutralnie, jakbym wcale nie czuła ciężaru w piersi i żar nie parzył mi właśnie skóry.
Na całe szczęście Macon chwilowo odpuszcza.
– Mój pokój jest tam dalej. – Niedbale wskazuje ręką. – Twój tutaj.
Zatrzymujemy się przed drzwiami, które są tuż obok jego drzwi. Kurczę, liczyłam na to, że będę mieszkać na drugim końcu domu.
Macon chyba odczytał to z mojej twarzy, bo posyła mi rozbawione spojrzenie.
– Musisz być blisko, na wypadek gdybym potrzebował czegoś w nocy.
– Poważnie? Co to, nowa forma kary?
Krzywi się.
– Jezu, Delilah. Miałem wypadek samochodowy. Często potrzebuję pomocy. Koniec, kropka.
Wygląda na tak urażonego, że z kolei ja się poddaję.
– Przepraszam. Jestem trochę spięta.
– Niemożliwe – rzuca złośliwie, ale łagodnieje, gdy otwiera drzwi. Wjeżdża do środka i odsuwa się, żebym mogła wejść.
Pokój robi na mnie duże wrażenie. Jest wielkości mojego salonu, z fotelami po jednej stronie i łóżkiem z kremowym wezgłowiem po drugiej. Ale nic by nie przebiło widoku w oddali – ocean zalany słońcem. Drzwi balkonowe, wychodzące na szeroką werandę, wołają, żebym podeszła bliżej.
– Nadal chcesz mieszkać w domu dla gości? – pyta Macon.
Rozglądam się jeszcze raz i już sama nie wiem, czego chcę: rzucić się na białą pościel czy wybiec na werandę, gdzie czekają wiklinowe fotele.
– Nie, mogę być tutaj.
– Zanim North przyniesie twoje rzeczy, pokażę ci resztę domu, potem zrobisz mi śniadanie.
Prawie zapomniałam, po co tu jestem.
Pokazuje: inne pokoje gościnne, siłownię, swój gabinet, po czym schodzimy na główny poziom, gdzie znajdują się: kino domowe, przeszklone pomieszczenie z winem, przytulny pokoik i przestronny otwarty salon. Wszystko wygląda pięknie, ale mnie najbardziej ciągnie do kuchni.
Próbuję się opanować, choć to trudne. Na niczym tu nie oszczędzano, od marmurowych blatów począwszy na lodówce cateringowej Sub-Zero skończywszy.
Na widok wielkiej czarnej kuchenki z miedzianymi elementami zatyka mi dech w piersi.
– La Cornue.
– Co takiego? – pyta Macon. Pewnie myśli, że tracę rozum.
– Kuchenka. – Gładzę jej elegancką krawędź dla czystej przyjemności. – Wyjątkowa do gotowania. – Za czterdzieści tysięcy dolców. Przysięgam, że oczy mi wilgotnieją.
Macon wjeżdża w głąb pomieszczenia.
– Mam wielbicielki, które patrzą na mnie tak jak ty na ten piekarnik.
– Bo się nie znają. – Pochylam się, przyglądam СКАЧАТЬ