Ukochany wróg. Kristen Callihan
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ukochany wróg - Kristen Callihan страница 13

Название: Ukochany wróg

Автор: Kristen Callihan

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-287-1622-3

isbn:

СКАЧАТЬ Wiem, że to nie to samo, ale chcę jakoś zrekompensować ci stratę, dać…

      Wykrzywia wargi zirytowany.

      – Delilah.

      Jezu, gdy używa mojego prawdziwego imienia, jest jeszcze gorzej. Przy „Ziemniaczku” odruchowo reaguję wściekłością, kiedy słyszę „Delilah”, przeszywa mnie gorący dreszcz. Nie potrafię nic na to poradzić, ten gość ma głęboki, niski, ochrypły głos, który przywodzi na myśl pomiętą pościel i mokrą od potu skórę…

      Co się ze mną dzieje? Chyba muszę mieć owulację. Macon Zasraniec Saint nie może tak na mnie działać!

      – Nie przyjmę czeku – powtarza twardo. – Ten zegarek jest wart dwieście osiemdziesiąt tysięcy dolców.

      – O ja cię pieprzę.

      Mruży oczy, w ich głębi zapala się ciemne światło.

      – Myślałem, że mieliśmy tego nie robić.

      Zaraz zwymiotuję. Rzygnę jak nic. Puszczę pawia na to jego wspaniałe biurko. Przełykam ohydny posmak.

      – Nie żartuj.

      – Masz rację – poważnieje. – To nie jest temat do żartów.

      – Dwieście osiemdziesiąt… – Ocieram spocone czoło. – Cholera, jaki zegarek może tyle kosztować?

      Spogląda na mnie z pobłażliwością.

      – Patek Philippe z różowego złota z cyferblatem wysadzanym brylantami.

      Zapadam się w fotelu.

      – To znaczy orientuję się, że te zegarki są bardzo kosztowne. Widziałam takie u wielu osób w LA. Ale nie zdawałam sobie sprawy, że ta błyskotka ma wartość mieszkania – nawijam nerwowo, a Macon unosi brew, bo ceny nieruchomości szybują tutaj do nieba. Marszczę nos. – No dobra, zaliczki na mieszkanie. Dobry Boże – robię niepewny gest – a twoja mama po prostu go nosiła jak jakieś Seiko.

      Patrzy na ocean, ukazując mi wyrazisty profil.

      – Chyba lubiła drażnić nim mojego ojca.

      – To nie on go jej kupił?

      Robi krzywą minę.

      – Wbrew temu, co próbował dawać do zrozumienia, nie on był bogaty, to rodzina matki miała pieniądze. Dom, samochody, zegarek… wszystko należało do niej. I chciała, żeby to poczuł.

      O dziwo, odnoszę wrażenie, że Macon to aprobuje. No tak, chyba nigdy nie miał dobrych relacji z ojcem. Zresztą, kto miał? George Saint potrafił być nieprzyjemny; szybko nauczyłam się go unikać.

      – No to… – zaczynam, ale nie jestem w stanie wymyślić nic sensownego.

      – No to – powtarza Macon.

      – Macon…

      – Delilah – wyraźnie się ze mną drażni.

      Przygryzam wargę, żeby na niego nie wrzasnąć.

      – Nie wiedziałaś, że Sam dla mnie pracowała, prawda? – pyta nagle.

      Tak, wciąż boli, że siostra nic mi o tym nie powiedziała.

      – Od skończenia liceum rozmawiałyśmy o tobie raz jeden: gdy powiedziała, że grasz w Dark Castle. Nie miałam pojęcia, że utrzymujecie jakikolwiek kontakt.

      Jego twarz pozostaje obojętna, ale w oczach pojawia się iskra gniewu.

      – Byłem cholernie zaskoczony, gdy Samantha zgłosiła się do mnie do pracy na stanowisko asystentki. Właściwie nie chciałem jej zatrudnić, ale mówiła, że jest w rozpaczliwej sytuacji.

      – Litowanie się nad Sam to zawsze przepis na katastrofę – komentuję pod nosem.

      – A jednak ty tutaj jesteś.

      W moim żołądku pali się ogień, pochylam się i zaciskam pięści.

      – Nie zrobiłam tego dla Sam, tylko dla mamy. Ojciec umarł rok temu i ona mocno skupiła się na nas. Tylko my jej zostałyśmy. Serio, myśl o Samancie budzi we mnie mordercze instynkty. Najchętniej bym jej przywaliła – wyjawiam szczerze, a Macon tłumi śmiech. Gdzieś w głębi ducha też chcę się zaśmiać, sytuacja jest jednak zbyt poważna. – Ale Sam tutaj nie ma, a ja robię, co w mojej mocy. Chodzi o to… Straciłam już ojca i nie mogę stracić jeszcze mamy, Macon. Nie mogę.

      – Ona dobrze wie, jaka jest Sam – odzywa się niemal z czułością, adresowaną jednak nie do mnie, tylko do mamy. Ale nawet szacunek do niej nie złagodzi jego podejścia.

      – Istnieje ogromna różnica między tym, co wiesz, a czego doświadczasz. Mamę już dwa razy zabierało pogotowie z powodu ataku paniki. Bierze leki na nadciśnienie, nie powinna się denerwować. Nadrabia miną, ale nerwy ma w strzępach.

      Zaciska zęby, na mocnym karku napinają się mięśnie. Przełyka ślinę, próbuje się odprężyć.

      – Nie chcę skrzywdzić twojej mamy, ale Samantha jest złodziejką. Wykradła poufne informacje. – Ciemne oczy lśnią gniewem. – Komuś stała się krzywda.

      – Komu? – pytam cicho.

      – Co za różnica? – warczy, a potem bierze głęboki wdech. – Rzecz w tym, że dokądkolwiek idzie, podąża za nią chaos. I niech mnie szlag, jeśli teraz pozwolę jej się wywinąć.

      To nie ja go okradłam, ale i tak jest mi potwornie wstyd, czuję się zbrukana.

      – Może jednak jakoś bym to spłaciła?

      – Hm… – Przesuwa po policzku palcem wskazującym. Zarost na jego twarzy jest chyba tylko po to, by podkreślać miękką linię warg. Zapuszczał go specjalnie czy po prostu po wypadku nie był w stanie się golić? – Jesteś właścicielką bardzo popularnej firmy cateringowej.

      To nie było pytanie. Po moich plecach przebiega dreszcz.

      – Skąd wiesz?

      Patrzy tak, jakbym go zaskoczyła.

      – Sprawdziłem cię. Uniwersytet Stanforda, najpierw historia sztuki, potem Culinary Institute of Art. Roczna wymiana w Paryżu, później w Katalonii. Pracowałaś w Verve and Roses w Nowym Jorku, do Los Angeles przeniosłaś się trzy lata temu, żeby otworzyć swój biznes.

      – Jezu. – Czuję, jak drętwieje mi twarz. – Zdajesz sobie sprawę, że to trochę przerażające? Aż tyle się nakopać?

      Macon kręci głową.

      – To jest na twojej stronie, Ziemniak.

      Przewracam oczami.

      – Dobra. Zapomnij. Ale i tak brzmi opresyjnie.

      Mruczy w ten swój irytujący sposób.

      – Myślałaś, СКАЧАТЬ