Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 28

Название: Nabór

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Zamęt

isbn: 9788381433846

isbn:

СКАЧАТЬ nie podobało. Prezydent James Coburn zdecydowanie nie lubił szczerych polityków, wolał biznesmenów. Szczery polityk sprawiał wrażenie głupca, co było niebezpieczne, dlatego cała ambasada pracowała na najwyższych obrotach, żeby się zorientować, jaka jest prawda.

      Ochroniarz wziął od premiera płaszcz i znikł za drzwiami. Bolecki poszedł do łazienki, by się odświeżyć. Nie czuł się dobrze. Od kilku tygodni miał nawracające bóle brzucha i zawroty głowy, ale leczył się sam. Nie miał zaufania do lekarzy i uważał, że wie najlepiej, co mu jest. Jednak suplementy i leki, które przynosił mu Kaziura, wcale nie pomagały.

      Opłukał twarz wodą, wytarł się białym ręczniczkiem i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądał dobrze. Worki pod zaczerwienionymi oczami i zapadnięte policzki sygnalizowały, że dzieje się coś złego, ale musiał wytrzymać jeszcze miesiąc. Udział Polski w wojnie z Iranem mógł mu zagwarantować przyszłe zwycięstwo w wyborach prezydenckich i wieczną chwałę, a wprowadzenie stanu wojennego – ostateczne rozbicie opozycji. Oprócz Jerzego Kaziury, szefa jego kancelarii, marzeń premiera i prezesa partii nie znał nikt.

      Czterdziestopięcioletni Kaziura, z postury i twarzy przypominający żurawia, związał swoje życie z Boleckim i wspierał go, między innymi dostarczając mu leki.

      Przyjdź, Jureczku – polecił przez interkom premier.

      Kaziura zjawił się w ciągu minuty. Czerwony na twarzy i bez krawata, wyglądał na lekko podpitego.

      – No i co oni tam… – zaczął Bolecki i urwał, szukając czegoś na biurku.

      – Nic specjalnego – odparł Kaziura. – Pieprzą cały czas, a Maziak jak zwykle najbardziej. No i co?

      – Beckman? – zapytał retorycznie Bolecki. – Nic nowego. Ustalenia w mocy, ale Coburn na pewno nie przyjedzie do lata, a terminu operacji nie podają albo nie chcą podać. Z rozmowy wywnioskowałem, że powinniśmy być gotowi do końca kwietnia, ale to wiemy od dawna. – Usiadł za biurkiem. – Aha… mają najnowsze wyniki badań, to absolutnie nieoficjalne oczywiście, ale notowania Coburna idą w górę. To napawa nadzieją. – Z zadowoleniem pokiwał głową.

      – Nasze nowe będą za trzy tygodnie, ale też nie jest źle…

      – Zobaczymy, zobaczymy… – wtrącił Bolecki, przeglądając jakiś dokument, który w końcu znalazł. – Za miesiąc ogłosimy i wtedy się zacznie.

      – Zrobimy wtedy nowy polling.

      – Te środki, które mi ostatnio przyniosłeś – Bolecki zmienił temat – są do dupy.

      – Bo to środki doustne, panie premierze – odparł Kaziura i obaj się roześmiali.

      – Ty to masz poczucie humoru, Jureczku, boki zrywać. Porozmawiaj z tym swoim konowałem, żeby dał coś mocniejszego. – Rozbawiony Bolecki pokręcił głową. – Dobra… – powiedział w końcu. – Chyba wystarczająco zmiękli. Bierz ich na dół.

      Kaziura obrócił się zgrabnie i ruszył w stronę wielkich dwuskrzydłowych drzwi. Wrócił do swojego gabinetu. Czterech mężczyzn wciąż siedziało przy stole konferencyjnym, ale butelka dwudziestopięcioletniego chivas regal była już pusta.

      – Panowie, premier prosi panów na dołek – oświadczył z lekką ironią i otworzył szeroko drzwi.

      Wszyscy wiedzieli, dokąd idą i o czym będą rozmawiać.

      Od kilku tygodni nie było ważniejszego tematu niż wojna z Iranem. To miało być kolejne spotkanie w nowo utworzonym pokoju ciszy, czyli odpowiedniku krypty w AW, tylko nowocześniejszym. Po aferze z ministrem Kwasem, jego żoną Polanowską i szefem Agencji Wywiadu Hafnerem, który dopuścił do nagrania rozmów w krypcie i upadku rządu, Bolecki miał głęboki uraz do Miłobędzkiej. Kiedy więc ponownie został premierem, natychmiast zażądał własnego pokoju ciszy, który nazywał złośliwie dołkiem, bo nie tylko mieścił się w piwnicy, ale był też miejscem przesłuchań w sprawach, które powinny pozostać ściśle tajne.

      Ochroniarz odebrał od wszystkich telefony komórkowe oraz inne przedmioty, które mogły posłużyć jako źródło energii do podsłuchu. Na wszelki wypadek wchodzący zostawiali na wieszaku marynarki lub mundury. Potem ochroniarz sprawdzał jeszcze każdego skanerem. Szczegółowa praktyczna procedura miała też znaczenie psychologiczne. Bolecki chciał, by wszyscy mieli poczucie, że są inwigilowani, że nie ma wyjątków i nie uniknie tego żaden minister.

      Sprawa ministra obrony Mieczysława Kwasa i Romana Leskiego, szefa „pieprzonej Sekcji”, jak ją zawsze nazywał, ciążyła mu bardziej niż jakakolwiek inna afera. To była jego wielka osobista porażka i chociaż zdołał się z niej wygrzebać i znów zostać premierem, to odbierając nominację od słomianego prezydenta pod plastikowym żyrandolem, poprzysiągł sobie, że trzeciego razu nie będzie. Teraz planował podbić Polskę na zawsze albo ją spalić wraz z pałacowym chochołem. Innego wyboru nie było. Ale o tym nie wiedział nikt, nawet Kaziura. Bolecki był mistrzem kamuflażu i mimikry oraz arcymistrzem kłamstwa.

      Kaziura włączył nagrywanie i usiadł w rogu.

      – Siadajcie, panowie – oznajmił Bolecki, wchodząc na dołek jako jedyny w marynarce. Lubił ten moment, kiedy wszyscy musieli być w koszulach, a on nie. – Bardzo przepraszam, że kazałem wam czekać, ale sami rozumiecie. Sytuacja jest skomplikowana, a czas biegnie. Właśnie wracam ze spotkania z panią ambasador Beckman i mamy już jasność co do dalszych kroków Waszyngtonu. Jeśli nic się nie zmieni, prezydent Coburn ogłosi powstanie koalicji antyirańskiej za dwa tygodnie.

      – Dwa tygodnie? – zapytał minister obrony Maziak. – Mało czasu. A kiedy planują rozpocząć działania zbrojne? Do dzisiaj nie wiemy, czego od nas oczekują. GROM, Formoza, Lubliniec są w gotowości, ale co z logistyką? Nic nie wiemy… I co… – zawahał się – i co… z naszymi w Iraku? Sytuacja wokół polskiej bazy jest napięta.

      – Wszystko mamy pod kontrolą – włączył się szef wywiadu wojskowego. – Jesteśmy w stałym kontakcie z partnerami amerykańskimi i nie ma się czego obawiać z tej strony.

      – Jest pan pewien, że partnerzy nas rzetelnie informują? – zapytał minister spraw zagranicznych. – Gdyby stało się coś w Iraku, to…

      – Niech pan nie kracze – wtrącił się Bolecki. – A co mówi CIA? – zwrócił się do szefa AW Wesołowskiego. – Przecież jesteście w stałym kontakcie. I nie interesuje mnie, co mówią oficjalnie, tylko nieoficjalnie. Rozumie pan, pułkowniku?

      – Oczywiście, panie premierze – odparł hardo Wesołowski. – Potwierdzają wszystkie dotychczasowe ustalenia. Nic się nie zmieniło. Możemy być pewni partnerów z Langley.

      – Czyli co? – zaniepokoił się premier.

      – Nooo… – zawahał się Wesołowski. – Chcą pomóc… mówią…

      – Jak ktoś mówi, że chce pomóc, to znaczy, że sprawy się komplikują – odezwał się minister Baryła. – Jest gorsza afera z Anglikami. Zgodnie z tym, co uzyskaliśmy, wykręcają się z obietnicy, tłumacząc to zawirowaniami po Brexicie, i Coburn ich olał. Czyli СКАЧАТЬ