Название: Nabór
Автор: Vincent V. Severski
Издательство: PDW
Жанр: Шпионские детективы
Серия: Zamęt
isbn: 9788381433846
isbn:
Był w połowie kanapki z kozim serem posypanym dymką, gdy przyszedł pierwszy esemes. Monika informowała, że odebrała samochód z lotniska, i życzyła powodzenia w rozmowach z Tamarą. Odpisał: Dziękuję. Dam znać – i dołożył łapkę. W tym samym momencie zadzwoniła Maria.
– Cześć – rzuciła ściszonym głosem. – Szybko, bo mam mało czasu. Jestem w Agencji i zaraz jadę na siódme w sprawie twojej i Romana. Jakaś odprawa ma być. Gdzie jesteś, możesz mówić?
– Mogę – odparł Dima. – Co się dzieje?
– Nic nie wiem, ale rozmawiałam ze znajomym z sąsiedniej ulicy. To oni, na zlecenie pierwszego, ale nasi o wszystkim wiedzą. Mają ci uprzykrzyć życie, żebyś zmiękł. Tak było wczoraj… – Urwała. – Gdzie jesteś?
– Wyjechałem. Jestem w Atenach.
– O… kurwa! – wykrzyknęła.
– Bo?
– Będziesz teraz wszystkiemu winny… dezerter. – Znów ściszyła głos. – Dobra, muszę iść. Odezwę się później. Trzymaj się, Dima. – Rozłączyła się.
Nie dowiedział się niczego nowego. Od początku było oczywiste, że to sprawa osobista Boleckiego, teraz tylko dostał kolejne potwierdzenie. Problem tkwił w tym, że arogancja premiera nie miała granic i można było po nim się spodziewać najbardziej absurdalnych działań. Mistrz kłamstwa i populizmu, w polskiej polityce sprawdzał się świetnie, ale w starciu ze starym szpiegiem Leskim i Dimitriosem, byłym nielegałem, puszczały mu nerwy i było tylko kwestią czasu, kiedy popełni błąd. Wbrew temu, co powiedziała Maria, Dima tylko utwierdził się w przekonaniu, że podjął słuszną decyzję o wyjeździe z Polski.
Po rozwaleniu mojego mieszkania i moim zniknięciu na pewno pomyślą, że ten Żyd-Grek solidnie się wkurwił i coś planuje ze starym Leskim, manipulantem i ekscentrykiem – zastanawiał się Dima i czuł, że wzbiera w nim wola walki, ale jeszcze bardziej wściekłość. Teraz zajmą się Moniką – dotarło do niego niespodziewanie i jego entuzjazm trochę przygasł. Chociaż… ona niczego nie lubi bardziej, niż walczyć w zwarciu.
Przełknął ostatni kęs i wstawił kubek do zmywarki. Spojrzał na zegar. Dochodziła dziesiąta. Do przylotu Tamary zostało pół godziny, więc postanowił wziąć tylko prysznic, chociaż wcześniej planował poleżeć w wannie i się zrelaksować. Wydarzenia nabierały impetu, czuł to wyraźnie, chociaż nie był jeszcze w stanie zrozumieć, w którą stronę zmierzają.
Po nudnych i depresyjnych miesiącach zaczynało coś się dziać i pomyślał, że może warto zaangażować się w plan Konrada. To coś nowego, niezwykłego, sprawa dla niezależnych wariatów, jak kiedyś w Rosji, gdy musiał sam podejmować decyzje.
Muszę porozmawiać o tym z Moniką – postanowił, wchodząc pod prysznic. W końcu też się przyłączyła do grupy zadaniowej Konrada Wolskiego.
Uśmiechnął się do siebie i puścił deszczownicę.
Stał pod wodą dziesięć minut, kręcąc dźwignią od lewa do prawa i zmieniając temperaturę od zimnej do gorącej i z powrotem. Zawsze tak robił, kiedy chciał ożywić ciało i pobudzić umysł. Szczególnie kiedy rezygnował z porannego biegania.
Wyszedł przewiązany ręcznikiem i stanął przed zaparowanym lustrem. Przetarł je dłonią, a wtedy po drugiej stronie pojawiła się mocno zaciemniona zarostem twarz wyraźnie siwiejącego mężczyzny z mokrymi włosami. Przyjrzał się swojemu odbiciu i pomyślał, że wygląda na znacznie więcej lat, niż ma, więc może nie powinien zawracać w głowie młodszej od niego Monice.
Ale przecież mogę teraz zadbać o siebie, mam czas, nie ma już takiego stresu… – pomyślał Dima i pociągnął palcami po szorstkim policzku. Zrezygnował z golenia, chociaż wiedział, że przy jego zaroście następnego dnia będzie ono już bolesne.
Nim wyszedł z łazienki, zajrzał jeszcze pod deskę sedesową.
Na telefonie, w aplikacji Kalkulator, pojawiło się czerwone kółko z cyfrą 1. Samolot z Tel Awiwu przyleciał dziesięć minut przed czasem, a Tamara była już w taksówce. Dima ubrał się, usiadł do komputera, żeby przejrzeć wiadomości, i czekał, aż się odezwie domofon.
W Faludży trwały starcia milicji Muktady as-Sadra z wojskami amerykańskimi. Duchowy przywódca Iranu zapowiadał walkę z wielkim szatanem aż do końca, a sekretarz stanu Malcolm O’Brien groził nalotem dywanowym na Teheran. Z powodu rozprzestrzeniania się nieznanego wirusa władze chińskie zamknęły Szanghaj.
Bełkot i fakty tworzyły polityczny beton, który wylewał się z komputera. Kiedy Dima skończył czytać oświadczenie prezydenta Putina, który z satysfakcją informował o wysłaniu nowych oddziałów do Syrii, odezwał się domofon.
– Tak? – zapytał Dima, chociaż wiedział, że to Tamara.
– Zostaw telefon i zegarek i zjedź na dół – poleciła.
– Co?
– Zrób, co mówię.
– Zaraz zejdę.
Znalazł się na dole w ciągu dwóch minut.
W pierwszej chwili nie poznał Tamary. W ciemnych okularach, ubrana w granatową bluzę, dżinsy i czapkę z daszkiem, w ten słoneczny dzień pasowała raczej do zaśnieżonych Alp, a nie do Aten. Przez ramię miała przerzucony mały szwedzki plecak.
Czy tak by wyglądała Rosa? – przeleciało mu przez myśl.
Przywitali się serdecznie.
– Co to za kamuflaż? – zapytał Dima z uśmiechem. – Tak zimno w Tel Awiwie?
– Owszem, a i kamuflaż jest teraz wskazany…
– Dlaczego nie chcesz wejść na górę? No i co się, kurwa, dzieje? – rzucił z emfazą.
– Ano wojna się dzieje… Wojna! – odparła Tamara z mocnym akcentem.
– No… widzę, czytam…
– Chodźmy gdzieś pogadać. Tam – wskazała ręką – była taka miła kawiarnia. Zostawiłeś telefon?
Skinął głową.
Ruszyli w dół ulicą Pindarou. Tamara rozpięła kurtkę, z wewnętrznej kieszeni wyjęła telefon i go wyłączyła.
– Kiedy wracasz? – zapytał Dima, widząc, że jest bez bagażu.
– Samolot mam o siedemnastej trzydzieści, więc musimy się spieszyć. W Tel Awiwie nie mogą zauważyć mojej nieobecności. Zresztą sprawa jest dosyć prosta… – Przerwała na chwilę. – Wszystko ci wyjaśnię, gdy usiądziemy. Powiedz najpierw, co u ciebie, jak tam pan Józef?
СКАЧАТЬ