Название: Nabór
Автор: Vincent V. Severski
Издательство: PDW
Жанр: Шпионские детективы
Серия: Zamęt
isbn: 9788381433846
isbn:
– Niespodziewane zebranie u szefa? – zapytała Maria. – Podpułkownik Maria Gerber, naczelnik WBW – przedstawiła się, wyciągając rękę.
– Aaa… to pani? – zapytał zaskoczony Marcel. – Gdzieś już się widzieliśmy.
– Tak, na naradzie w sprawie koordynacji działań… – Nie dokończyła, bo dzwonek zasygnalizował, że winda stanęła na siódmym piętrze. – Chodźmy – dorzuciła i Marcel przepuścił ją w drzwiach.
Wyszli z windy i skręcili w lewo, w stronę mieszczącej się na końcu korytarza krypty, czyli zabezpieczonego pokoju spotkań. Po drodze dołączył do nich szef gabinetu Wesołowskiego, major Wiktor Jackowski, ostrzyżony na zero czterdziestolatek, świeży transfer ze Straży Granicznej.
– Co się stało, że szef zwołuje pilną naradę z rana? – zapytał Marcel, nie kierując tych słów do nikogo konkretnego.
Maria wyczuła w jego głosie nutkę ironii, bo Wesołowski nie cieszył się autorytetem wśród oficerów.
– Zaraz się pan dowie, panie pułkowniku. Chwilka cierpliwości – odparł arogancko Jackowski i przyspieszył kroku, bo chciał być pierwszy w krypcie.
Pułkownik Wesołowski i prokurator Walerian Farbiarz już czekali na uczestników spotkania. Rozgorączkowani rozmową potrzebowali chwili, żeby zauważyć wchodzących.
– Proszę siadać – zarządził zdecydowanym tonem Wesołowski i pierwszy zajął miejsce przypisane wyłącznie szefom. – Dziękuję za stawienie się na czas, którego, niestety, coraz bardziej nam brakuje. – Kiedy wszyscy usiedli, położył ręce na stole i splótł palce, jakby chciał dodać sobie powagi. – Rozmawiałem wczoraj z premierem Boleckim i otrzymałem wyraźne polecenie zintensyfikowania naszych działań w sprawie pułkownika Leskiego, a tu dowiaduję się z rana, że, delikatnie mówiąc, mamy katastrofę. Otóż jak usłyszałem od pana pułkownika Marcela, Dimitrios Calderón, który jako prawa ręka Leskiego był pod kontrolą operacyjną, gdzieś nam zniknął. Będę musiał o tym poinformować premiera, a to nie będzie łatwe ani przyjemne. – Z zadumą pokiwał głową, bo wiedział, jaka będzie reakcja Boleckiego. – A właściwie co mam powiedzieć premierowi? Że co? Jak to się mogło stać, panie pułkowniku? – zwrócił się do Marcela.
– Dimitrios Calderón udał się wczoraj rano do mieszkania byłej funkcjonariuszki Agencji, Moniki Arent. Obserwacja widziała, jak tam wchodził, ale po pewnym czasie ustaliła, że w środku go nie ma. Najprawdopodobniej wyszedł stamtąd przez okno z drugiej strony budynku. To jest pierwsze piętro, więc nie miał z tym żadnych trudności. Uważamy, że celowo zmylił obserwację. Niestety, nie wiemy, gdzie się znajduje. Straciliśmy z nim kontakt.
– No i, kurwa, mamy pasztet! – Wesołowski nie używał specjalnie finezyjnego języka. – Nie ma co sprawdzać. Poleciał do Grecji, wszystko jasne. Czyli razem z Leskim coś kombinują – oznajmił z troską. Rozumiał, że kiedy powie o tym premierowi, będzie musiał od razu przedstawić jakieś propozycje i że powinny one zabrzmieć poważnie. – Panie prokuratorze… – zwrócił się do Farbiarza – możemy wysłać za nim list gończy albo coś takiego?
– Panie pułkowniku, ani pan Calderón, ani pan Leski nie są jeszcze podejrzanymi, tylko świadkami. Nie możemy wystawić ENA…
– Czyli?
– Europejskiego nakazu aresztowania – wyjaśnił prokurator. – Do tej pory Agencja nie przekazała nam wystarczających dowodów, na podstawie których moglibyśmy skonstruować jakieś zarzuty wobec Leskiego albo Calderona. Wciąż czekamy… – Rozłożył ręce. – Jak się zorientowałem, nie ma co liczyć na współpracę pana Calderona. Nie pomoże nam w przygotowaniu zarzutów wobec pułkownika Leskiego. Powiem więcej, oceniam, że jest gotów zrobić wszystko by nam to śledztwo utrudnić. I w tym może jest jakaś nadzieja, bo utrudnianie śledztwa to przestępstwo.
– Więc co pan proponuje?
– To samo co dotąd. Potrzebuję jakichś w miarę uwiarygodnionych dowodów popełnienia przestępstwa przez tych ludzi. Właściwie inteligentnie uzasadniona informacja o podejrzeniu popełnienia przestępstwa mogłaby wystarczyć. Utrudnieniem śledztwa zajmę się sam. Decyzja o wystawieniu ENA należy do sądu, ale to nie będzie żadnym problemem. – Farbiarz spojrzał zza ciężkich okularów. – Nic nie możecie znaleźć? Przecież w takich organizacjach jak służby specjalne zawsze można coś znaleźć, na każdego.
Maria siedziała, jakby strzelił w nią piorun albo ktoś ją zahipnotyzował. Tak czy inaczej nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Wesołowski i premier przy pomocy prokuratury chcieli za wszelką cenę postawić Dimie i Leskiemu zarzuty, a nawet ich aresztować. Dotąd prokuratura prowadziła śledztwo w sprawie Leskiego, a nie przeciwko niemu, ale to była tylko przykrywka. Najwyraźniej przygotowywali się do znacznie poważniejszego ataku.
Na polecenie szefa powołano w AW komisję śledczą, ale ta, zresztą pod przewodnictwem Gerber, nie dopatrzyła się żadnych naruszeń prawa ze strony Leskiego. Mimo to prokuratura przejęła zgromadzony materiał i wszczęła śledztwo. Dopiero teraz jednak Gerber zdała sobie sprawę, że to wszystko była zwykła ściema. Chodzi o to, by uderzyć w Leskiego.
Spojrzała na Marcela, który siedział z miną sfinksa, obecny tylko ciałem. Ale nagle jakby poczuł na sobie jej wzrok i podniósł głowę. Gerber była psychologiem, przez całe życie rozpracowywała kłamców i oszustów wśród oficerów służb i teraz nie miała wątpliwości, że Marcel w środku się gotuje. Bezczelność, z jaką otwarcie spiskowano w gmachu Agencji Wywiadu, była przerażająca. Gerber pomyślała z niepokojem, co się dzieje z państwem polskim tam na zewnątrz, jeżeli tutaj trwają takie rozmowy? Marcel był starym wyjadaczem i z pewnością niejedno widział, ale wyglądał na poruszonego. Tak przynajmniej jej się wydawało.
– W takim razie pani naczelnik Gerber. – Głos Wesołowskiego wyrwał ją z zamyślenia i nagle zdała sobie sprawę, że musiała się wyłączyć i czegoś nie usłyszała. – Proszę we współpracy z panem prokuratorem dokonać jeszcze raz przeglądu dokumentacji Sekcji. Pan prokurator wskaże pani kierunek poszukiwań.
– Świetnie! – rzucił Farbiarz, nim Gerber zdążyła zareagować. – Miałbym jeszcze jedną sugestię. – Spojrzał w stronę Marcela. – Wspomniał pan o pani Monice Arent, też funkcjonariuszce tej Sekcji i zdaje się osobie bliskiej panu Calderonowi i Leskiemu. Jak zrozumiałem, pomogła ona uciec panu Calderonowi, a zatem należy przyjąć robocze założenie, że uczestniczy w tym spisku, jak teraz powinniśmy to określić. I przebywa w Warszawie, prawda? – Spojrzał na Marcela, który nie zareagował i siedział nieporuszony z kamienną miną. – Z akt pamiętam, że pani Arent prowadzi jakąś galerię, chyba na Powiślu, prawda? – Tym razem Wesołowski skinął głową. – No właśnie, trzeba chyba zachęcić urząd skarbowy, by się przyjrzał temu przedsięwzięciu.
– Doskonały pomysł – potwierdził Wesołowski. – Zajmie się pan tym?
– Ależ СКАЧАТЬ