Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 22

Название: Nabór

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Zamęt

isbn: 9788381433846

isbn:

СКАЧАТЬ się w wojskowym biurze emerytalnym, gdzie Jagan przed wyjazdem do Norwegii załatwiał swoje sprawy. Czekając na korytarzu, rozmawiali o życiu w cywilu. Orłow właśnie odchodził ze służby i miał już załatwioną pracę w Grupie Wagnera.

      Jagan wcześniej słyszał, że koledzy odchodzący ze służby zatrudniają się w prywatnych firmach i ciągną swoją robotę, ale już za solidne pieniądze, a nie za nędzny żołd. Nie bardzo jednak rozumiał, jak można służyć ojczyźnie z chęci zysku. Jak można się wzbogacać na służbie Rosji. Renta wystarczała mu na skromną egzystencję. Uważał, że dla ojczyzny trzeba poświęcić życie, tak jak było w przysiędze. Wszyscy, którzy go znali, wiedzieli, że jest Nexusem, i nikt nie składał mu propozycji pracy w firmie, chociaż wszyscy wiedzieli, że nie ma w specnazie lepszego operatora. Był niesterowalnym indywidualistą, a ktoś taki w wojennym biznesie mógł przynieść tylko straty. Jagan nigdy by nie zrozumiał, że rozkaz można wycenić w pieniądzach.

      Odnalazł w pamięci telefonu numer Orłowa. Najpierw nalał sobie stakan na drugą nogę, popił sokiem z ogórków i zadzwonił.

      – Cześć, pułkowniku – zaczął. – Tu Trubow, Andriej…

      – Cześć – odparł Orłow. – Poznaję. Jak sprawy, chorąży?

      – W porządku. Żyje się jakoś. Wiesz, jak jest…

      – No wiem. Dlatego dzwonisz?

      – Wiesz, tak sobie pomyślałem, że może…

      – Chcesz do nas?

      – Właściwie to nie wiem. A co ja tam…

      – Ech… chorąży Trubow! Nie miaucz jak stary kot na piecu. Chcesz do nas? Bo jeżeli tak, to ja biorę cię do siebie, i to od razu. Mam robotę… ekstra, taką tylko dla ciebie. – Orłow był przekonujący i Jaganowi spodobało się, jak go przyjął. Ale doświadczenie z Duninem nakazywało mu trzymać dystans.

      – Hm… – zamruczał Jagan i trochę niepewnie zapytał: – A co to za robota?

      – Jestem teraz w Moskwie – odparł Orłow. – Przyjedź, pogadamy, wszystkiego się dowiesz. Bądź jutro o dwunastej w klubie oficerskim na Łużnikach. Wiesz, gdzie to…

      – Wiem, wiem. Przyjadę – potwierdził Jagan.

      – To do jutra, chorąży – rzucił na zakończenie Orłow i rozłączył się.

      Jagan spojrzał w stronę kredensu, gdzie stał samogon i słój z ogórkami. Pomyślał, że właściwie mógłby wypić jeszcze jeden stakan, bo po dwóch poprzednich czuł się całkiem dobrze, ale rano miał jechać do Moskwy i nie powinien cuchnąć bimbrem. Miał zacząć nowy rozdział w życiu, a poza tym nie chciał zawieść pułkownika Orłowa. Przecież sam do niego zadzwonił. Po chwili zastanowienia uznał jednak, że pół stakana będzie sprawiedliwym i kompromisowym rozwiązaniem między tym, co można, a tym, co nie powinno się zdarzyć. W końcu to był ważny dzień w jego życiu.

      Miał się już podnieść, gdy usłyszał walenie do drzwi. Chwycił pistolet ze stołu i ostrożnie podszedł do okna. Była noc, więc od razu zobaczył błyskające światła na policyjnym gaziku.

      Schował pistolet za pasek i otworzył drzwi.

      – Co się dzieje, Andriusza? Wiesz, która jest godzina? – rzucił oschle sierżant Konowałow, wchodząc do środka. – Co to za strzelanie? Całą wieś obudziłeś. – Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył szczątki monitora. – Coś ty… O, kurwa! Rozstrzelałeś komputer? Co ci zrobił? Nie będziesz już grał czy popierdoliła ci się jawa z życiem wirtualnym?

      – Właściwie to nic się nie stało – odparł Jagan. – Znudził mi się, kurwa, i tyle. Nie ma już dobrych gier. Co tu gadać.

      – Aaa… to rozumiem – rzucił Konowałow, uśmiechnął się i położył czapkę na stole.

      – To co? Napijesz się, Saszka? – zapytał Jagan.

      – Jak trofimiejka, to daj stakan i jadę, bo Kola znów pobił tę naszą kulawą Ludmiłę i muszę mu w końcu solidnie przypierdolić. Jakiś porządek i zasady w Aleksandrowce muszą być. – Poprawił się na krześle i kopnął kawałek konsoli. – To co z tym komputerem było nie tak? Mogłeś przecież zanieść do naprawy, a nie walić od razu z klamki. Ech… Andriusza…

      14

      Dima obudził się z lekkim bólem głowy w okolicach zatok. Była siódma trzydzieści i budzik w telefonie zdążył odezwać się tylko dwa razy, nim Dima zdusił go dłonią. Leżał jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami. O dziwo, pamiętał, że najpierw powinien sprawdzić, czy są wiadomości od Tamary. W Tel Awiwie była ósma trzydzieści. Potem – wciągnąć dres i zrobić trasę „trzy mosty”. Ciekawe, czy obserwacja ma poranne biegi wkalkulowane w program – pomyślał z rozbawieniem. O dziewiątej planował być już po kąpieli i śniadaniu. Wszystko zależało od tego, czy na apce Kalkulator jest wiadomość.

      Nie otwierając oczu, sięgnął po smartfon. W czerwonej kropce była cyfra 2. Odczytał: Kartę pokładową masz w załączeniu. Wylot z Okęcia o 11.25. Ja przylecę jutro o 10.30. Czekaj na mnie w domu. Spisałeś się. Sis.

      Poderwał się z łóżka.

      Fuck! Mało czasu! – pomyślał z niepokojem i zaczął się zastanawiać, czy nie zrezygnować z biegania. Zdążę… Muszę się doprowadzić do porządku i zadzwonić, zdecydował.

      Sprawdził temperaturę, było pięć stopni, sucho i bezwietrznie, chociaż zachmurzenie pełne. Wciągnął dwa podkoszulki, jeden z długim rękawem, i dres. Wszystko znalazł na podłodze w przedpokoju. Z zamrażarki wyjął croissanta, żeby się rozmroził do jego powrotu. Naciągnął buty, czapkę i rękawiczki, założył słuchawki.

      Nie minęło pięć minut i już zbiegał po schodach. Wyszedł na ulicę i od razu natknął się na tę samą ekipę przy fordzie mondeo, którą spotkał wczoraj. Pomachał do nich, a oni się uśmiechnęli. Było oczywiste, że nikt nie będzie za nim biegł. Skręcił w lewo i wolnym truchtem ruszył w stronę Wisły. Po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się i wybrał numer Moniki.

      Odebrała po paru sygnałach.

      – O czym chcesz porozmawiać tak wcześnie, Dimka? – zapytała wesoło.

      – Jak się czujesz z rana?

      – Dobrze, a ty? Słyszę, że nie odpuszczasz i biegasz w obłokach spalin. Jest potężny smog. Masz maskę?

      – Nie, ale miło, że o mnie dbasz, nooo… o moje zdrowie.

      – Zawsze dbałam, tylko nie zawsze chciałeś to dostrzec. I nic się nie zmieniło. To co chcesz mi powiedzieć, a może o coś zapytać? – ponagliła.

      – Muszę z tobą pilnie porozmawiać. Mogę przyjechać?

      – Za godzinę jadę do СКАЧАТЬ