Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 18

Название: Nabór

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Zamęt

isbn: 9788381433846

isbn:

СКАЧАТЬ Arsen jednak się wykręcił, wymusił zastrzyk przeciwbólowy, dostał receptę i obiecał, że wkrótce uda się na badania. Lekarz machnął ręką, przyjął zapłatę kartą kredytową i odjechał.

      Po zastrzyku ból rzeczywiście ustąpił i Fiedotow przed zaśnięciem obiecał sobie, że więcej nie będzie jadł wieczorem bigosu i popijał go jägermeistrem, a przynajmniej nie w takich ilościach. Lekarz pytał go, co zjadł, ale i tak nie zrozumiałby, co to bigos, więc pułkownik powiedział, że kartofle ze słoniną.

      Dzień wcześniej dostał przesyłkę z Warszawy i nie mógł się powstrzymać, by nie spróbować. Uwielbiał bigos, bo był on filozoficzną, historyczną i polityczną kwintesencją polskości, a do tego smakował wyśmienicie. Fiedotow uznał, że to nie bigos i niemiecki alkohol mu zaszkodziły, tylko jego zachłanność i październikowa aura. Mimo to, zanim zasnął, obiecał sobie radykalną zmianę diety.

      Na szczęście następnego dnia była sobota, więc dzięki środkom przeciwbólowym mógł pospać dłużej. Wstał o dziewiątej i podszedł do okna. Z dziesiątego piętra jego bloku w Mitino zwykle rozpościerał się piękny widok na wschodnią Moskwę. Ale tym razem obraz przesłaniała ściana deszczu i szarzyzny.

      Postanowił nie włączać telewizora, złamać swój święty rytuał i spędzić dzień bez wiadomości z Polski. Dobrze wiedział, że wydarzenia ostatnich miesięcy przyczyniły się do zintensyfikowania jego wrzodowych bólów, więc postanowił o siebie zadbać.

      Poszedł do łazienki. Nie bez trudu opróżnił pęcherz i stanął przed lustrem. Przez chwilę trudno było mu uwierzyć, że widzi swoje odbicie. Spoglądał na niego stary, zniszczony człowiek o ziemistej cerze i zapadniętych oczach. Bruzdy na policzkach i czole pogłębiły się, dodając dramatyzmu chudej nieogolonej twarzy. Wystawił język, jak kazał mu w nocy lekarz, i ze zdziwieniem stwierdził, że jest fioletowobiały.

      – Facet nie ma nawet sześćdziesiątki – powiedział mężczyzna w lustrze.

      Fiedotow poczuł się jeszcze gorzej. Czas coś z tym zrobić – pomyślał i głęboko westchnął.

      Podjął ważną, dramatyczną decyzję, która mogła zmienić całe jego postrzeganie świata. Nie był gotowy na umieranie i musiał tę okoliczność wykreślić ze swojego życia. Uznał więc, że trzeba się porządnie przebadać, w końcu ofensywa na Polskę wciąż trwała i w całym GRU nie było nikogo, kto mógłby go zastąpić. Tym bardziej że generał Tuszyński miał już upatrzonego następcę, który tylko czekał, aż zwolni się miejsce po Fiedotowie.

      Włożył szlafrok i zasiadł do komputera. Od razu znalazł w internecie prywatną klinikę w Niekrasowce, czyli na drugim końcu Moskwy. Mimo technicznej trudności związanej z przejazdem przez całe miasto Fiedotow uznał, że konspiracja jest ważniejsza i nie można pozwolić, żeby ktoś go przypadkiem zobaczył. Dlatego postanowił wziąć urlop na kilka dni, bo – jak wyczytał – badania miały być skomplikowane. Od razu zadzwonił i zamówił na poniedziałek wizytę u gastrologa, akademika Siergieja Andriejewicza Wiernika.

      Przez całą sobotę i niedzielę starał się trzymać dietę. Pił herbatę i zjadł wszystkie sucharki z kminkiem. Nie włączył telewizora ani komputera, słuchał disco polo i po raz trzeci zaczął czytać Lalkę Bolesława Prusa. Żadnej postaci literackiej nie kochał bardziej niż Rzeckiego. Czuł do niego prawdziwą braterską miłość, przede wszystkim za wierność zasadom i ideałom. Ale najbliższa była mu wzruszająca samotność starego żołnierza i jego szczera miłość do Stacha Wokulskiego. Z kolei żadna kobieta nie odpychała go tak jak Izabela Łęcka. Miała coś z Nastasji, która porzuciła go pięć lat temu, zabierając syna Griszę i wszystkie oszczędności.

      W niedzielę rano poczuł się już na tyle dobrze, że pojechał na spacer po Kitajgorodzie. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy nie odwołać wizyty i o wszystkim zapomnieć. Postanowił jednak trzymać się raz podjętej decyzji i jechać do kliniki, bo uznał, że drugiego takiego ataku jak ten z poprzedniej nocy chyba nie przeżyje. Poza tym nie mógł dopuścić, by jakiś gówniarz prosto po akademii, tylko dlatego, że jest spokrewniony z generałem i ukończył polonistykę, przejął dzieło jego życia – zespół Bagration w Departamencie Inspiracji i Dezinformacji GRU. Wprawdzie wyzwalanie Polski wciąż jeszcze trwało, ale po ostatnich wyborach zwycięstwo było bliziutko. Fiedotow nie zamierzał pozwolić, by ostatni meldunek – w dień pobiedy – złożył prezydentowi ktoś inny.

      W poniedziałek o dziewiątej stawił się w gabinecie doktora Wiernika, który rozpoczął od prostego wywiadu, po czym poddał pacjenta badaniom. Szybko jednak uznał, że są one niewystarczające i że Fiedotow musi spędzić parę dni w szpitalu w celu zrobienia dokładniejszych.

      Dwa dni to chyba mogę – pomyślał pułkownik, wracając metrem do domu.

      Otrzymał broszurkę, jak ma się przygotować do badań gastrologicznych i co zabrać ze sobą do szpitala. Zastanawiał się tylko, czy powinien mieć ze sobą telefon. Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego GRU pracował na najwyższych obrotach i każdy mógł się stać przedmiotem jego zainteresowania.

      Gdyby generał Tuszyński zorientował się, że Fiedotow w czasie urlopu odwiedza prywatną klinikę, miałby uzasadnione podejrzenia, że pułkownik coś przed nim ukrywa, i dobry pretekst do usunięcia go ze stanowiska. Tak czy inaczej brak łączności w tym czasie byłby bardziej podejrzany – pomyślał Fiedotow. Wystarczyłyby trzy nieodebrane połączenia, by w miejscu ostatniego logowania zjawił się dyżurny patrol. Dlatego postanowił nie ryzykować bardziej, niż trzeba, i zabrać ze sobą telefon.

      W środę rano wygłodzony i przeczyszczony Fiedotow stawił się w klinice doktora Wiernika. Po raz pierwszy w życiu nic nie jadł przez dwa dni, pijąc jedynie jakąś wstrętną miksturę i przesiadując na sedesie. To były jedne z najtrudniejszych chwil w jego życiu.

      W klinice przejęła go młoda i bardzo atrakcyjna pielęgniarka, więc zdyscyplinowany Fiedotow dokładnie i szybko wykonywał jej polecenia.

      W piątek rano, po zakończeniu cyklu różnorodnych badań, do jego pokoju przyszedł doktor Wiernik, przysiadł na brzegu łóżka i oświadczył, że ma poważne podejrzenia co do stanu zdrowia pacjenta. Pobrał próbki do badań histopatologicznych i poklepując Fiedotowa po dłoni, oświadczył, że za dwa tygodnie, kiedy przyjdą wyniki, natychmiast do niego zadzwoni. Wychodząc, poklepał go jeszcze po ramieniu, z zadumą pokiwał głową i zrobił minę, jakby już znał wyniki badań.

      Arsen Fiedotow wrócił metrem do Mitino. Po raz pierwszy, odkąd porzuciła go Nastasja, zagapił się i przejechał jedną stację. Wszedł do mieszkania, a właściwie lokalu służbowego, i od razu, bez zapalania światła, położył się na kanapie. Mimo że w klinice zjadł tylko śniadanie, nie czuł żadnego głodu. W ogóle nie czuł żołądka.

      Dwa tygodnie – dźwięczała mu w uszach obietnica doktora i cały czas się zastanawiał, jak się czują niewinni ludzie oskarżeni o zabójstwo, którzy czekają na wyrok. Czy też kładą się w ciemnym pokoju na kanapie i patrzą w sufit?

      Miał ochotę zamknąć oczy i otworzyć je dopiero za dwa tygodnie. Nagle wszystko zrobiło się takie obojętne, bez znaczenia, nieciekawe, nudne. Wszystko, czego w życiu dokonał – takie bezsensowne. Generał Tuszyński, a nawet prezydent – tacy niepoważni, mali i śmieszni jak dziecięce zabawki. СКАЧАТЬ