Zbrodnia wigilijna. Georgette Heyer
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zbrodnia wigilijna - Georgette Heyer страница 8

Название: Zbrodnia wigilijna

Автор: Georgette Heyer

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия:

isbn: 9788382021578

isbn:

СКАЧАТЬ wydawała się przerażona perspektywą powrotu do sypialni o tak wczesnej dla niej porze. Dlatego z ulgą przyjęła wesołą propozycję Josepha:

      – Cóż, mam nadzieję, że nikt więcej nie opuści towarzystwa. Noc jest jeszcze młoda, co, Valerie? Może pójdziemy do pokoju bilardowego i posłuchamy radia?

      – Najlepiej będzie, jeśli ty też pójdziesz już spać – stwierdził Nathaniel, na którego źle wpływało radosne usposobienie brata.

      – Ani mi się śni! – zawołał Joseph. – Powiem ci coś, Nat. To ty bardzo dobrze zrobisz, jeśli zostaniesz z nami.

      Chyba jakiś zły duch kazał mu po tych słowach serdecznie klepnąć brata w plecy. Dla wszystkich było oczywiste, że trafił Nathaniela pomiędzy łopatki, on zaś, który szczerze nienawidził takiej poufałości, natychmiast jęknął i wykrzyknął:

      – Moje lumbago!

      Wyszedł z salonu pochylony jak inwalida, przyciskając dłoń do kręgosłupa gestem, który jego rodzina znała doskonale, a który sprawił, że Valerie szeroko otworzyła śliczne usteczka i zawołała ze zdziwieniem:

      – Nie miałam pojęcia, że lumbago jest aż tak poważną przypadłością.

      – Bo nie jest. Mój drogi stryjek Nat po prostu się zgrywa – oznajmił Stephen, podając Mathildzie whisky z wodą sodową.

      – Nie, Stephenie, nie osądzaj go zbyt pochopnie! – zaprotestował Joseph. – Znam biednego starego Nata wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że teraz nie udaje. Jestem głupcem, zdaje się, że zrobiłem mu jakąś krzywdę. Chyba powinienem za nim pójść.

      – Za nic w świecie, Joe – zaprotestowała uprzejmie Mathilda. – Masz dobre intencje, ale teraz jedynie go zdenerwujesz. Popatrz lepiej na swoją bratanicę. Dlaczego nasza Paula wygląda jak Muza Tragedii?

      – To przez ten okropny dom! – wybuchnęła Paula. – Czy jesteście w stanie spędzić tutaj godzinę i nie poczuć jego atmosfery?

      – Och, możesz sobie drwić! – naskoczyła na niego Paula. – Ale nawet ty musisz czuć to napięcie!

      – Wiecie, to wcale nie jest zabawne. Ja nie wierzę ani w czary, ani w nic z tych rzeczy, a jednak doskonale rozumiem, co ma na myśli Paula – powiedziała Valerie. – Chodzi o ten dziwny klimat. – Zwróciła się do Roydona: – Mógłby pan napisać o tym cudowną sztukę, co?

      – Raczej nie popieram tego typu twórczości – odparł.

      – Och, z pewnością potrafi pan stworzyć wspaniałą sztukę po prostu na każdy temat – stwierdziła Valerie, patrząc na niego wzrokiem pełnym podziwu.

      – Nawet o świnkach morskich? – spytał Stephen kpiącym tonem.

      Dramatopisarz się zaczerwienił.

      – Bardzo zabawne – mruknął.

      Mathilda zorientowała się, że Roydon nie lubi być obiektem drwin.

      – Poradzę coś panu, proszę nie zwracać uwagi na głupie i wątpliwe dowcipy mojego kuzyna – powiedziała.

      Stephen nie przejął się jej słowami i jedynie wyszczerzył do niej zęby. Ale Joseph, który wyznawał zasadę, że dobrej dyplomacji nigdy nie jest za dużo, popatrzył poważnie w twarz Roydonowi i rzekł:

      – Przecież wszyscy wiemy, że nasz stary, poczciwy Stephen lubi się zgrywać!

      – Boże! – zawołał Stephen bardzo głośno.

      Paula aż podskoczyła. Szybkim, niekontrolowanym gestem odgarnęła włosy znad brwi.

      – Właśnie o to mi chodzi. Zachowujecie się w taki sposób pod wpływem tego domu! Przecież on wywołuje ogromne napięcie: jakby rozciągał pomiędzy nami sprężynę, która w końcu pęknie! Stephen, kiedy tutaj przyjeżdża, zawsze wydaje się gorszym człowiekiem niż zazwyczaj. A ja jestem na skraju szaleństwa. Valerie flirtuje z Willoughbym, żeby wzbudzić zazdrość u Stephena, z kolei stryjek Joe jest nerwowy i mówi przykre rzeczy; wiem, że tego nie chce, a jednak nie potrafi się powstrzymać.

      – No, naprawdę! – zawołała Valerie. – Masz tupet! Pan Joseph i przykre słowa!

      – Nie myślcie, że się dobrze bawię – wyznała z kolei Mathilda. – Święta, wszystkie dzieci razem w domu i tak dalej. Cholerne tradycyjne Boże Narodzenie!

      Roydon zauważył roztropnie:

      – Oczywiście wiem, o co paniom chodzi. Ja sam głęboko wierzę we wpływ otoczenia na ludzi.

      – A po tych krótkich wystąpieniach – odezwał się Stephen – widownia eksplodowała oklaskami.

      Joseph rzeczywiście zaklaskał.

      – Już dobrze, dobrze, wystarczy. Zdaje się, że wspominaliśmy o radiu? – zauważył.

      – Dobry pomysł, posłuchajmy radia! – ucieszyła się Valerie. – Na pewno złapiemy muzykę taneczną. Panie Roydon, muszę się osobiście przekonać, czy dobrze pan tańczy.

      Willoughby się opierał, więc Valerie chwyciła go za rękę i poprowadziła, a on nie sprawiał wrażenia, że jest temu bardzo przeciwny. Trochę oszałamiała go uroda tej dziewczyny i choć głos rozsądku podpowiadał, że jej pochlebstwa są niedorzeczne, wcale nie były mu niemiłe. Paula była bardziej inspirującą partnerką, ale mimo że go uwielbiała i inteligentnie doceniała jego pracę, czasami bywała też męcząca i (tak uważał) zbyt wobec niego krytyczna. Poszedł więc do pokoju bilardowego z Valerie i Josephem, usprawiedliwiając się w duchu, że nawet geniusz może sobie pozwolić na chwilę wytchnienia.

      – Wiesz, Stephenie, wcale nie winię stryjka Nata za to, że nie przepada za twoją narzeczoną – wyznała Paula.

      Jej brat jakby w ogóle nie zwrócił uwagi na tę szczerą opinię. Powoli podszedł do kominka i wygodnie rozsiadł się w fotelu przed ogniem.

      – Ona jest jak najlepszy środek przeciwbólowy – powiedział po chwili. – A przy okazji twój nowy chłopak nie sprawia wrażenia namiętnego kochanka.

      – Willoughby? Jasne, ale on jest genialny. Nic więcej mnie nie obchodzi. Poza tym wcale się w nim nie zakochałam. Ale nie mogę zrozumieć, co ty widzisz takiego w tej pozbawionej mózgu lalce.

      – Dobra kobieto, to, co w niej widzę, musi być aż nadto oczywiste dla każdego – odparł Stephen. – Twój londyński dramatopisarz dostrzega w niej to samo, nie wspominając już o Josephie, który ma język niemal na brodzie.

      – Oto Herriardowie w całej okazałości – podsumowała Mathilda, rozparta na fotelu i leniwie obserwująca rodzeństwo. – Dwoje łobuzów. Nie zwracajcie na mnie uwagi, nie przeszkadzajcie sobie.

      – Cóż, ja po prostu wierzę w szczerość – oznajmiła Paula. – Jesteś głupcem, Stephenie! Ona by się z tobą nie związała, gdyby nie СКАЧАТЬ