Krawędź wieczności. Ken Follett
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krawędź wieczności - Ken Follett страница 74

Название: Krawędź wieczności

Автор: Ken Follett

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Юмористическая проза

Серия:

isbn: 978-83-8215-260-9

isbn:

СКАЧАТЬ haniebnej klęski wyborczej.

      – Wobec tego trzeba dopilnować, by do szóstego listopada sprawa pozostała w tajemnicy.

      – Kto ma to zrobić? – zapytał Dimka.

      – Wy. Będziecie kierować tą operacją i odpowiadać za moje kontakty z Ministerstwem Obrony, które będzie musiało wszystko przeprowadzić. Waszą rolą będzie dopilnować, żeby nie doszło do przecieku, zanim będziemy gotowi.

      – Dlaczego wybraliście właśnie mnie? – wykrztusił wstrząśnięty Dimka.

      – Nienawidzicie tego kutasa Filipowa, więc postaracie się go przeczołgać.

      Dimka był zbyt oszołomiony, by dociekać, skąd Chruszczow wie o jego niechęci do Filipowa. Armia otrzymała prawie niewykonalne zadanie i to na niego, Dimkę, spadnie wina, jeśli coś się nie powiedzie. Sytuacja była wręcz katastrofalna.

      Wiedział doskonale, że nie wolno mu wyrażać obaw.

      – Dziękuję wam, Nikito Siergiejewiczu – rzekł oficjalnie. – Możecie na mnie polegać.

      ROZDZIAŁ 15

      Limuzyna GAZ-13 zwana była mewą ze względu na opływowe tylne skrzydła w amerykańskim stylu. Mogła wyciągnąć sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, choć przy jeździe z taką prędkością po radzieckich drogach o komforcie nie mogło być mowy. Występowała w kolorze wiśniowo-kremowym z białymi oponami, lecz Dimka miał czarną.

      Samochód podjeżdżał do nabrzeża przystani w Sewastopolu na Ukrainie, on zaś siedział na jego tylnej kanapie. Miasto usadowiło się na koniuszku Półwyspu Krymskiego, który wrzynał się w Morze Czarne. Przed dwudziestu laty Niemcy zrównali je z ziemią bombardowaniami lotniczymi i artyleryjskimi. Po wojnie Sewastopol odbudowano: balkony w stylu śródziemnomorskim i weneckie łuki miały nadawać mu klimat radosnego nadmorskiego kurortu.

      Dimka wysiadł i spojrzał na zacumowany przy pirsie frachtowiec do przewozu drewna, z ponadwymiarowymi lukami ładunkowymi na pnie drzew. W blasku palącego letniego słońca dokerzy ładowali na pokład narty i kartony zimowej odzieży wyraźnie oznaczone tak, by sprawiały wrażenie, że statek kieruje się na lodowatą północ. Dimka wykoncypował zwodniczą nazwę operacja Anadyr – tak nazywało się miasto na Czukotce.

      Obok auta Dimki zaparkowała druga mewa. Wysiadło z niej czterech mężczyzn w mundurach wywiadu Armii Czerwonej i czekało na jego polecenia.

      Wzdłuż doku biegły tory kolejowe, nad nimi zaś stanął okrakiem wielki dźwig suwnicowy umieszczony tak, by można było przenosić ładunek z wagonów prosto na statek. Dimka zerknął na zegarek.

      – Pierdolony pociąg powinien już tu być.

      Nerwy miał napięte do granic. Nigdy czegoś takiego nie odczuwał i dopóki nie rozpoczęła się ta operacja, właściwie nie wiedział, czym jest stres.

      Najwyższą szarżą Armii Czerwonej obecną w porcie był pułkownik Pankow. Zwracał się do Dimki oficjalnie i z szacunkiem.

      – Mam zadzwonić, Dmitriju Iljiczu?

      – Zdaje się, że nadjeżdża – odezwał się drugi oficer, porucznik Mejer.

      Dimka spojrzał na tory. Z oddali sunął powoli długi wąż niskich, odkrytych wagonów załadowanych długimi drewnianymi skrzyniami.

      – Czemu, do kurwy nędzy, wszyscy uważają, że kwadrans spóźnienia jest dozwolony? – warknął Dimka.

      Obawiał się działalności szpiegów. Złożył wizytę w miejscowej placówce KGB i przejrzał listę podejrzanych osób zamieszkałych na tym terenie. Byli to sami dysydenci: poeci, księża, malarze abstrakcyjni i Żydzi pragnący wyjechać do Izraela – czyli typowi radzieccy malkontenci, równie groźni jak członkowie klubu cyklistów. Mimo to Dimka kazał ich wszystkich aresztować, jednak żaden nie wydał mu się niebezpieczny. CIA niemal na pewno miała w Sewastopolu prawdziwych agentów, lecz KGB nie wiedziało, kim są.

      Ze statku zszedł po trapie mężczyzna w mundurze kapitana i zwrócił się do Pankowa:

      – To wy tutaj dowodzicie, pułkowniku?

      Pankow skinieniem głowy wskazał Dimkę.

      – Mój statek nie może płynąć na Półwysep Czukocki – oznajmił kapitan, lecz z mniejszym niż poprzednio szacunkiem.

      – Wasz port docelowy jest utajniony – poinformował go Dimka. – Macie o nim nie mówić.

      Trzymał w kieszeni zalakowaną kopertę, którą kapitan otworzy po przejściu z Morza Czarnego na Śródziemne. Wtedy dowie się, że zmierza na Kubę.

      – Potrzebny jest mi olej do niskich temperatur, płyny rozmrażające, sprzęt do odladzania…

      – Stulcie, kurwa, pysk – warknął Dimka.

      – Muszę zaprotestować. Warunki syberyjskie…

      Dimka zwrócił się do porucznika Mejera:

      – Rąbnijcie go w zęby.

      Mejer, rosłe chłopisko, uderzył mocno. Kapitan runął na ziemię z krwawiącymi ustami.

      – Wracać na pokład, czekać na rozkazy i gęba na kłódkę – polecił Dimka.

      Kapitan oddalił się, a mężczyźni zebrani na nabrzeżu skierowali uwagę na nadjeżdżający pociąg.

      Anadyr to była operacja zakrojona na dużą skalę. Zbliżający się skład będzie pierwszym z dziewiętnastu podobnych, a wszystko to po to, by przerzucić do Sewastopola zaledwie pierwszą z wielu jednostek rakietowych. W sumie Dimka ekspediował na Kubę pięćdziesiąt tysięcy ludzi i dwieście trzydzieści tysięcy ton sprzętu. Oddano mu do dyspozycji flotyllę osiemdziesięciu pięciu statków.

      Nadal nie miał pomysłu, w jaki sposób utrzymać przedsięwzięcie w tajemnicy.

      Wielu ludzi władzy w Związku Radzieckim cechowały lekkomyślność, lenistwo, skłonność do kieliszka oraz najzwyklejsza głupota. Nie rozumieli poleceń, zapominali, nie przykładali się do postawionych zadań i z nich rezygnowali, a czasem po prostu uznawali, że wiedzą lepiej. Przekonywanie ich za pomocą argumentów nie zdawało egzaminu, zjednywanie sobie przynosiło skutki jeszcze gorsze. Jeśli ktoś okazywał im uprzejmość, uznawali go za durnia, którego można zignorować.

      Pociąg wlókł się mozolnie torami wzdłuż statku, stalowe hamulce piszczały. Każdy specjalnie zbudowany wagon wiózł jedną skrzynię o długości dwudziestu pięciu i szerokości niespełna trzech metrów. Suwnicowy wspiął się do kabiny. Dokerzy wskoczyli na wagony i zaczęli przygotowywać skrzynie do przeładunku. Kompania żołnierzy, która jechała pociągiem, zaczęła pomagać robotnikom. Dimka z ulgą zauważył, że zgodnie z jego poleceniem usunęli z mundurów oznaczenia jednostki rakietowej.

      Z jednego z wagonów zeskoczył mężczyzna w cywilnym ubraniu i Dimka ze złością rozpoznał СКАЧАТЬ