Nigdy dość. Mózg a uzależnienia. Judith Grisel
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy dość. Mózg a uzależnienia - Judith Grisel страница 13

Название: Nigdy dość. Mózg a uzależnienia

Автор: Judith Grisel

Издательство: PDW

Жанр: Медицина

Серия: Poradniki

isbn: 9788381887403

isbn:

СКАЧАТЬ mogę sobie zafundować kolejny marihuanowy odlot. I pierwsze kilka buchów każdego dnia prawdziwie podnosiło mnie na duchu, bo szary pył rzeczywistości się rozwiewał, ukazując piękno i sens w codziennych zmaganiach. Moja kochanka i ja miałyśmy wspólny sekret i byłam tak zaangażowana, że nic i nigdy nie mogłoby stanąć między nami.

      Mówię to w dosłownym sensie i mogę podać dziesiątki przykładów głupich, ryzykownych albo egoistycznych zachowań, na które sobie pozwalałam, żeby zdobyć towar. Pewnego razu, podczas rzadkiego okresu posuchy, postanowiłam zareagować na rosnące poczucie lęku wyprawą do Nickeltown (można tam było za pięć dolarów kupić niewielką kopertę zawierającą trawkę na jeden lub dwa skręty). Czułam się jak turystka robiąca zakupy na drogim targu; wiedziałam, że zostanę złupiona, ale wychodziłam ze skóry i wszystko było lepsze niż nic. Wygłodniała wróciłam do domu, rozdarłam kopertę i znalazłam tylko igły sosnowe. Byłam wściekła, pomstowałam i szalałam, budząc swoich współmieszkańców (którzy tego dnia akurat postanowili zwyczajnie uśpić się alkoholem), aż w końcu postanowiłam, że pojadę z powrotem do miasta i wyjaśnię sprawę. Miałam pewnie dziewiętnaście albo dwadzieścia lat i nie dysponowałam żadnym arsenałem zaczepno-obronnym, ale byłam oburzona i zdesperowana, więc wróciłam tam. Dojechałam na miejsce po północy i zobaczyłam puste ulice (towar już został wyprzedany, przypuszczam teraz, ale wtedy nie dostrzegłam takiego związku i uznałam, że ktoś się tam gdzieś na pewno czai). W każdym razie zaparkowałam na skrzyżowaniu, zapaliłam długie światła i zaczęłam wciskać klakson. Ludzie krzyczeli na mnie z okien, a ja tylko odwrzaskiwałam: „Oddawaj moją trawę!”. Tak to chwilę trwało, aż w końcu na mój samochód poleciał grad kamieni i butelek, który zniszczył karoserię. Odjechałam, cała się gotując i popłakując, przepełniona świętym gniewem, nie widząc nic oprócz swojej potrzeby. Tamto doświadczenie nauczyło mnie, że zawsze trzeba mieć zachomikowany zapas na czarną godzinę.

      Co ona w sobie ma?

      O ile alkohol jest farmakologicznym ciężkim działem, a kokaina laserem (naprawdę trafne porównania), o tyle marihuanę można przyrównać do wiadra z czerwoną farbą i pędzla – z co najmniej dwóch powodów. Pierwszym jest jej powszechnie znana zdolność do uwydatniania właściwości bodźców z otoczenia: muzyka staje się zdumiewająca, jedzenie fantastyczne, dowcipy prześmieszne, barwy nasycone i tak dalej. Drugim jest to, że wywoływane przez nią efekty nie są ani konkretne, ani wąskie, tylko zmienne i rozległe. Stąd to porównanie do wiadra farby i pędzla, który domalowuje coś za każdym razem, gdy układ nerwowy przetwarza jakąś informację. W odróżnieniu na przykład od kokainy, która działa w stosunkowo niewielu odrębnych miejscach w mózgu, THC (czyli delta-9-tetrahydrokannabinol), aktywny składnik marihuany, działa na przestrzeni całego mózgu, a w niektórych jego obszarach w każdym pojedynczym połączeniu (których są biliony). Szeroki zasięg działania tego narkotyku, wykryty na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku, wywołał ogromne zdumienie u badaczy. Kończyłam wtedy studia magisterskie i ta informacja była dla mnie tak doniosła, że pamiętam dokładnie – podobnie jak niektórzy ludzie pamiętają, gdzie się znajdowali i co robili, kiedy zastrzelono Kennedy’ego albo kiedy zawaliło się World Trade Center – co się akurat ze mną działo, kiedy sklonowano receptor THC. Receptor to jest ta odrobina białka na powierzchni komórek; gdy jest aktywowany przez substancję psychoaktywną albo neuroprzekaźnik, przenosi jego efekty. Narkotyk bez tego białka receptorowego byłby zupełnie obojętny, ale interakcje THC z jego receptorem, przynajmniej w moim przypadku, czyniły życie znośnym.

      Nigdy się tak szczerze nie ubawiłam jak tamtego pierwszego razu, kiedy zapaliłam marihuanę. Śmiałam się tak, że aż mnie rozbolały twarz i brzuch. Wszystko było nieskończenie śmieszne, ale też warte głębokiej refleksji – czy może być coś lepszego? Koleżanka dostała jointa od starszego brata i wypaliłyśmy go przy opuszczonym domu w drodze do centrum handlowego. Z początku nic nie czułam, ale jakieś dwadzieścia minut później, dokładnie w momencie, kiedy wchodziłyśmy do centrum, obie nas jednocześnie wzięło – dostałyśmy prawdziwego odlotu! Teraz już wiem, że to opóźnienie powstaje za sprawą podobnych do gąbek białek wiążących, które dryfują we krwi i niczym magnes przyciągają do siebie cząsteczki THC; gdy wszystkie miejsca wiązania w białkach zostaną zajęte, THC może w końcu zostać przetransportowane do mózgu. Słyszałam, że na niektórych ludzi marihuana nie działa, ale uważam, że jest to skrajnie mało prawdopodobne, choć teoretycznie możliwe. Te osoby muszą chyba wypalić trochę więcej.

      Oczywiście nie jest tak, że wykształciliśmy w sobie mechanizm, dzięki któremu możemy wytwarzać te skomplikowane białka receptorowe albo wydatkować energię na rozmieszczanie ich w mózgu, na wypadek gdyby ktoś dał nam skręta. Dlatego właśnie te działające pozornie na całą powierzchnię mózgu efekty THC skłoniły badaczy do szukania przekaźników endogennych, które THC prawdopodobnie naśladuje. A jednak z szukaniem przekaźnika jest tak, jak z szukaniem znajomego, kiedy nie ma się pewności, w której dzielnicy, mieście albo rejonie kraju mieszka. Receptory, podobnie jak domy, łatwiej znaleźć, ponieważ są większe i raczej się nie przemieszczają.

      Tak więc najpierw trzeba było zlokalizować receptor i w tym celu badacze wstrzyknęli szczurowi cząsteczki THC znakowane substancją radioaktywną. Po dostatecznym upływie czasu, podczas którego białka mogły dokonać dystrybucji narkotyku, zwierzę zostało uśpione w humanitarny sposób, a następnie pobrano cieniutkie plastry tkanki mózgowej i bardzo dokładnie je oczyszczono, dzięki czemu pozostało tylko THC połączone z receptorem; wszelkie niezwiązane albo swobodne cząsteczki narkotyku zostały usunięte. Ku sporemu zdumieniu badaczy okazało się, że THC weszło w interakcje z receptorami w całym mózgu – w korze, czyli strukturze odpowiedzialnej za przetwarzanie danych i inne wyższe czynności umysłowe, ale także w wielu głębszych, podkorowych strukturach związanych z emocjami i motywacją. Zaobserwowano różnice między gęstością receptorów, ponieważ niektóre obszary odznaczały się mniejszą liczbą miejsc, w których doszło do interakcji, ale inne były niemal zmętniałe od dużej liczby wiązań16.

      Było to bodajże pierwsze odkrycie (z wielu kolejnych), które wykazało unikalne cechy układu endokannabinoidowego (endokannabinoidy to inaczej kannabinoidy występujące w organizmie człowieka). Gdybyśmy przeprowadzili taki sam eksperyment z kokainą znakowaną substancją radioaktywną, to znaleźlibyśmy znacznie mniej miejsc, gdzie związał się narkotyk, i byłyby one znacznie rzadziej rozmieszczone. Nawet układ opioidowy, skądinąd niewiarygodnie bogaty i złożony (i wykorzystywany przez wszystkie narkotyki, takie jak heroina, OxyContin i morfina), nie jest rozmieszczony ani tak gęsto, ani tak licznie jak szlaki endokannabinoidowe.

      Receptory CB1

      THC działa na całą przestrzeń mózgu w bilionach synaps poprzez interakcje z receptorami CB1 (zaciemnione obszary).

      Podobnie jak moi koledzy z laboratorium uznałam wtedy, że w badaniu pojawił się jakiś błąd. Jak receptory tego narkotyku mogą się znajdować na całej powierzchni mózgu, a także praktycznie we wszystkich strukturach podkorowych? I jeszcze ważniejsze: co to za naturalny związek podobny do THC i jaka jest jego funkcja?

      Te badania wciąż trwają i nadal przynoszą ekscytujące rezultaty, ponieważ dziedzina jest stosunkowo nowa, ale wiemy już z pewnością, że wstępne badania połączeń były poprawne: THC moduluje aktywność w ogromnej liczbie synaps, niemal we wszystkich strukturach mózgu. Jego podstawowym СКАЧАТЬ



<p>16</p>

Miles Herkenham et al., Cannabinoid Receptor Localization in Brain, „Proceedings of the National Academy of Sciences”, 1990, 87, nr 5.