Czarne ziarno. Marta Zaborowska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarne ziarno - Marta Zaborowska страница 21

Название: Czarne ziarno

Автор: Marta Zaborowska

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия:

isbn: 9788381436281

isbn:

СКАЧАТЬ był już na dole. Pewnie był to ktoś, kogo spotykała kiedyś w klinice i kto, mimo upływu czasu, pamiętał jej twarz.

      Zapukała do gabinetu bez tabliczki na drzwiach, jedynie z numerem przybitym na dwa gwoździe. Czekała, aż usłyszy zaproszenie, ale wewnątrz było cicho. Ponownie zbliżyła palce do drzwi.

      – Proszę! – usłyszała wreszcie.

      Nacisnęła klamkę. To było jak déjà vu. Duże drewniane biurko ze stojącym za nim głębokim fotelem z wysokim oparciem, metalowe szafy z dokumentacją, nad nimi oprawione w ramki dyplomy. W rogu wieszak na płaszcze, obok umywalka i dozownik na mydło w płynie. Naprawdę minęło tak dużo czasu? Wydawało jej się, jakby wyszła stąd wczoraj, całując na pożegnanie mężczyznę, który miał zostać jej mężem.

      – Nie mogłem uwierzyć, kiedy usłyszałem w słuchawce pani nazwisko – dobiegł ją głos zza biurka.

      Doktor Synowiec zbliżył się do niej z rękami rozłożonymi w powitalnym geście.

      – Dobrze znów pana widzieć, doktorze. – Julia objęła dużo grubszy niż poprzednio tułów mężczyzny. O ile przybyło go w pasie, o tyle ilość włosów na głowie zmalała, ogołacając foremną czaszkę niemal do zera. – Pan wciąż na posterunku?

      – A gdzie niby miałbym się podziać? – Doktor pokazał rząd równych zębów. – Na umieranie też jeszcze trochę za wcześnie. Poza tym, jak to mówią, złego licho tak szybko nie bierze.

      – Sprytne, ale nieprawdziwe. – Julia powtórnie rozejrzała się po gabinecie, wędrując wzrokiem ponad ściskające ją ramię, i zatrzymała spojrzenie na ścianie z półkami. Regał kiedyś był niższy, teraz półki podciągnięto pod sufit. Mimo to książki i podręczniki z fachową wiedzą psychiatryczną stały i leżały powciskane jedne między drugie.

      – Ile to już lat? – Doktor Synowiec wyswobodził ją wreszcie z uścisku i obejrzał od stóp do głów.

      – Trzy.

      Jego flegmatyczne kiwanie głową odebrała jako naciągany żal za utraconym kontaktem. Zupełnie jakby wtedy byli przyjaciółmi, którzy w zimowe wieczory popijali piwo przy kominku i wzajemnie raczyli się rubasznymi żartami.

      – Sporo czasu – powiedział i skrzyżował ręce na piersi. – Tyle się zmieniło, odkąd pani zniknęła.

      – Nie zniknęłam. Wróciłam do siebie – wyjaśniła Julia i rozluźniła szalik na zgrzanej szyi.

      – No tak… – westchnął znacząco. – Każdy powinien wiedzieć, gdzie jest jego miejsce. Wszyscy myśleliśmy, że dla pani jest ono właśnie tu.

      – Mnie też się tak zdawało, jednak… nieważne.

      – Tak. Co się stało, to się nie odstanie. A teraz proszę dać mi swój płaszcz i usiąść. – Doktor Synowiec wskazał krzesło stojące przed biurkiem. – Napije się pani czegoś?

      – Nie trzeba. Wolałabym przejść do sedna.

      – Do sprawy Niny Rawskiej? – Doktor Synowiec usiadł za stołem, na wprost Julii.

      – Interesuje mnie ta dziewczyna. Dostałam zlecenie ponownego wszczęcia śledztwa.

      – Dawno nie było tu policji.

      – Nie pracuję już dla policji. Działam na własną rękę.

      – Ktoś panią zatrudnił? – Synowiec nachylił się nad zasłanym papierzyskami blatem.

      – Jej siostra, Maria. Według niej to nie ich matka zabiła Leona.

      – Bzdura. Może nie wiem wszystkiego o tej sprawie, ale to, co wiem, wygląda dość klarownie. Gdyby było inaczej, Rawska nie siedziałaby od roku w więzieniu.

      – W areszcie śledczym – poprawiła go Julia. – Dochodzenie nie zostało zakończone. Poza tym to tylko hipoteza. Prawdopodobna, ale jednak hipoteza. Istnieje ryzyko, że Rawska zostanie skazana za zbrodnię, której nie popełniła. Przyznała się do zabicia syna, ale nikt nie wie, co ją pchnęło do samooskarżenia ani gdzie znajduje się narzędzie zbrodni. Bez tego śledztwo nie może się zakończyć.

      Doktor Synowiec wyjął z szuflady biurka paczkę papierosów i podszedł do okna. Uchylił je na tyle, by cienka smuga dymu wydostawała się na szpitalne podwórze.

      – Nie znam się na policyjnych procedurach, ale nikt dobrowolnie nie przyznaje się do zbrodni, której nie popełnił. Musiałby być szantażowany albo zmuszony do tego w inny sposób.

      – Ktoś miałby torturować Rawską, żeby przyznała się do czegoś, czego nie zrobiła? To nie średniowiecze, doktorze.

      Kolejny wężyk dymu uniósł się nad łysą głową mężczyzny.

      – Miałem kiedyś takiego jednego w klinice. To było lata temu, o badaniach DNA nikt jeszcze nie słyszał. Oskarżono dwudziestolatka o gwałt na dziewczynie. Ona miała wtedy czternaście lat. Jakiś przypadkowy człowiek znalazł ją na wpół żywą niedaleko stąd, zaraz za linią domów, gdzie zaczyna się las. Była zima, ona leżała skatowana między drzewami. Nie dało się jej uratować, zmarła w szpitalu. Złapano chłopaka, bo tamtej nocy kręcił się w okolicy i ludzie szybko wskazali go palcem. Był tak długo męczony w komisariacie, że wolał dać się zamknąć na dożywocie, aniżeli umrzeć z bólu. Niech pani tak nie patrzy, oboje wiemy, że takie rzeczy zdarzają się nawet teraz. Nie trzeba średniowiecza, w tej kwestii niewiele się zmieniło. Po piętnastu latach spędzonych za kratami jego adwokat zaczął się starać o ponowne rozpatrzenie sprawy. Tamten chłopak był już niemal wrakiem człowieka.

      – Wyszedł?

      – Tak. Prosto w moje ręce.

      – Uniewinniony?

      Doktor pokręcił przecząco głową.

      – Sąd uznał, że podczas śledztwa doszło do nadużycia siły ze strony policji i dodatkowo wskazał kilka niedociągnięć prokuratury. To było podstawą do wypuszczenia go na wolność. Ale do tej pory nie zdjęto z niego piętna gwałciciela i mordercy.

      – Skąd pan wie, że on tego nie zrobił?

      – Znam się na ludziach, niech mi pani wierzy. Ten człowiek nie miał w sobie genu zabójcy.

      – Może nie ma go też matka Niny. – Julia zdjęła z przegubu ręki gumkę do włosów i zakręciła nad karkiem szybki kok. Szyja parowała od ciepła dobywającego się z kaloryferów i wełnianego golfu.

      – Nie rozmawiałem z nią, więc tego nie wiem. Wiem tylko, że technika policyjna poszła naprzód i badania przeprowadzone na miejscu zbrodni wykluczają przypadek.

      – Zapomina pan, że za badaniami zawsze stoją ludzie.

      – I mieliby jej celowo zaszkodzić? Pracowała pani wśród tych ludzi i wie…

      – Wiem, że mają różne intencje. Nie wszystkie dowody trafiają na salę sądową i nie każda informacja przedstawiana СКАЧАТЬ