Up in Smoke. King. Tom 8. T.m. Frazier
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Up in Smoke. King. Tom 8 - T.m. Frazier страница 7

Название: Up in Smoke. King. Tom 8

Автор: T.m. Frazier

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66654-69-3

isbn:

СКАЧАТЬ brzmi, jakby narzekał, chociaż wcale tak nie jest. Już nie mogę się doczekać, aż skończę tę robotę, żebym nie musiał go słyszeć, kurwa, codziennie.

      – Żadnego – potwierdzam. – Tylko dziewczyna i okazjonalnie jakiś pizduś z dostawą.

      Griff na wpół wzdycha, na wpół warczy.

      – Cóż, Frank nie jest tak dobry w zacieraniu za sobą śladów, za jakiego się uważa. Zeszłej nocy mój siostrzeniec, Leo, wyłapał kilka z nich w odmętach sieci, do których tylko nieliczni wiedzą, jak dotrzeć. Nadal hakuje. Nadal wykonuje zadania. Leo go teraz tropi. Może i nie ma go tam razem z córką, ale go znajdziemy. I to wkrótce.

      – Będę dalej obserwował dom. Jeśli się tu zjawi, dowiem się o tym – odpowiadam. Zgodnie z prawdą: nikomu nigdy nie udało się przemknąć obok mnie i nigdy tak się nie stanie. – Ale myślę, że najwyższy czas sprawdzić, jak bardzo Frank Helburn kocha swoją córkę.

      – Myślę, że możesz mieć rację – zgadza się Griff.

      Patrzę za okno na pogrążony w ciemności dom. Włączam głośnik w telefonie.

      – Porwij ją – mówi Griff. Jego głos obniża się wraz z intensywnością, jakiej nabierają jego słowa, a podekscytowanie jest teraz bardziej kontrolowane. Mroczniejsze. – Porwij córkę Franka. Chcę wywabić tego skurwiela z ukrycia. Odebrał ci Morgan i wasze dziecko, a mnie ukradł miliony. Zasługuje na wszystko, co go czeka. – Powoli wypuszcza z płuc powietrze, prosto do słuchawki, co wywołuje szum. – Musi za to zapłacić. – Ponownie oddycha głęboko. – A potem musi ZAPŁACIĆ.

      Nie odpowiadam, ale Griff wie, że się z nim zgadzam.

      – Ciężko wydobyć z ciebie więcej niż jedno słowo – mówi, w jednej chwili zmieniając ton z gorzkiego na rozbawiony. – Lubię to w tobie.

      A ja nie lubię w tobie niczego.

      – Słyszałem, że wróciłeś do pracy w pojedynkę – ciągnie, nagle zmieniając temat.

      Zaciskam zęby. Ten skurwiel z pewnością wie, jak mnie wkurwić.

      – Nie twój pieprzony interes, Griff – rzucam.

      Po raz tysięczny wyglądam przez okno. W domu nadal jest ciemno.

      – Ja tylko mówię, że musiałeś być wściekły, kiedy Rage odszedł z twojego zespołu – mówi Griff, ignorując moje ostrzeżenie.

      Na dźwięk tego imienia mam ochotę odwołać całą robotę.

      – Najwyraźniej facet nie był tak lojalny, jak myślałeś.

      Griff powiedział „facet”. Mój gniew mija. Gość najwyraźniej nie wie, kim jest Rage, nie mówiąc już o tym, do czego ONA jest zdolna.

      Rozluźniam uchwyt na kierownicy.

      – Griff, może i mamy tego samego wroga, ale nie myśl, że dzięki temu jesteśmy przyjaciółmi.

      – I dobrze, bo z pierwszej ręki wiem, co się przytrafia twoim przyjaciołom – odpowiada przeciągle.

      Rozłączam się i odrzucam telefon na siedzenie pasażera, po czym zaciśniętą pięścią uderzam w kierownicę.

      Gdyby Griff stał przede mną, udusiłbym go tu i teraz.

      Skurwiel uważa, że jest nietykalny – i do pewnego stopnia tak jest. Przez ostatnie kilka lat jego organizacja znacznie się rozrosła, ale facet dalej jest frajerem, który uwielbia rozprawiać o swoich osiągnięciach, przez co jego rządy mają datę ważności. Nawet najlepsza organizacja na świecie nie ochroni lidera, który bez końca miele ozorem.

      W moim świecie długi jęzor może zafundować ci wieczną drzemkę.

      Długie życie idzie w parze z umiejętnością milczenia. Daję Griffowi rok, zanim ktoś mi zapłaci, bym posłał go do grobu. Ze wszystkich ludzi na świecie to właśnie on musiał być tym, który odkrył, że to Frank odpowiadał za rzeźnię, jaka miała miejsce w domu Morgan.

      W sypialni dziewczyny zapala się światło i patrzę, jak za oknem przesuwa się jej cień.

      Nie wiem, czy to przez potrzebę zemsty, czy przez rozmowę z Griffem, ale moja cierpliwość się kończy. Podobnie jak wolność tej dziewczyny.

      Dłużej nie czekam.

      Frances Helburn jest moja.

      ***

      Zmieniłem samochód i ubranie. Teraz siedzę przed szkołą i patrzę na schodzących się uczniów.

      Frances wchodzi do budynku jako jedna z ostatnich.

      Ma na sobie ten sam mundurek, który nosi każdego dnia. Prosta spódnica w szkocką kratę, koszula i sweter. Jeśli głównym powodem noszenia mundurków jest zapobieganie nadmiernej ekspozycji ciała, to ta szkoła odniosła niewątpliwy sukces, gdyż jej strój jest dobre trzy rozmiary na nią za duży i wisi na niej niczym bezkształtny wór. Nawet jej skarpety są niedorzeczne. Mają kolor głębokiej zieleni i sięgają jej wysoko, niemal do samych kolan, chociaż kiedy idzie, jedna nieustannie opada jej do kostki. Pod swetrem dziewczyna ma czarną koszulę z kołnierzykiem. Idzie zgarbiona, ukrywając nie tylko twarz, ale też jakiekolwiek oznaki tego, że ma cycki.

      Nie ukryjesz się przede mną, Frances. Nawet pod tymi wszystkimi workowatymi ubraniami. Widzę cię. Widzę cię i idę po ciebie.

      Frances potyka się na chodniku i upuszcza książkę. Pochyla się, by ją podnieść, a ja przez moment dostrzegam zarys doskonale krągłych pośladków ledwie okrytych czerwonymi figami.

      Czerwone, tak? A to niespodzianka.

      Przez chwilę wyobrażam sobie, co mógłbym zrobić z tymi pośladkami, kiedy przypominam sobie, do kogo należą. Frances jest dziwna i jak widzę, koścista.

      Bezkształtna.

      Gówno mnie obchodzi, jakiego koloru są kobiece oczy lub włosy, lecz kobiety, które lubię pieprzyć, wyglądają jak… cóż, kobiety. Cycki. Biodra. Usta.

      Dzisiaj Frances wydaje się cięższa od pozostałych dziewczyn tłoczących się przy wejściu do szkoły. Nie chodzi o ciało – nie może ważyć więcej niż pięćdziesiąt pięć kilo – lecz cięższa w sensie… zmartwiona.

      Nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie.

      Nie mój cholerny problem.

      Mam zamiar narobić zamieszania i po raz pierwszy od dawna jestem podekscytowany. Nabuzowany.

      Gotowy.

      Frances się zatrzymuje. Patrzy przez ramię i rozgląda się po parkingu, aż jej wzrok pada na mnie. Nieruchomieje, po czym odwraca głowę w bok. Nagle rozbrzmiewa dzwonek, na co otwiera drzwi i znika we wnętrzu budynku.

      Muszę jej to przyznać: jest mądra. Niewystarczająco, by mnie zgubić, ale wszyscy, których z Griffem zatrudniliśmy, by odnaleźli jej ojca, nie znaleźli też jej.

      Teraz СКАЧАТЬ