Up in Smoke. King. Tom 8. T.m. Frazier
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Up in Smoke. King. Tom 8 - T.m. Frazier страница 4

Название: Up in Smoke. King. Tom 8

Автор: T.m. Frazier

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66654-69-3

isbn:

СКАЧАТЬ daję ci trochę przestrzeni – sugeruję. To oczywiście kłamstwo. Jedno z miliona, które wmówiłam mu przez ostatnie kilka miesięcy. – Nie sądzę, żeby Missy, Misty czy… Maci? – wykrzywiam twarz w grymasie – …spodobało się, gdyby zobaczyła nas razem.

      – Cóż, tak się składa, że gówno mnie obchodzi, co myśli Melanie albo ktokolwiek inny. Lubię cię, Sarah. – Duke rozsuwa mi kolana i staje między nimi. – Bardzo cię lubię.

      – Melanie. – Kiwam głową i pstrykam palcami. – No właśnie. Melanie. Muszę zapamiętać.

      Podaję mu jointa. Zaciąga się głęboko, po czym dłonią, w której trzyma skręta, chwyta mnie za włosy, a drugą ściska moje policzki, bym otworzyła usta. Z wargami zaledwie o włos od moich wdmuchuje w nie dym, który wciągam głęboko w płuca.

      Duke odsuwa się, gdy po chwili wypuszczam obłok z ust. Palcami ściska końcówkę skręta i gasi go, a pozostałą część wsuwa sobie za ucho.

      – Sądzę, że ty również mnie lubisz – mówi cicho. Delikatnie ściska palcami moje uda, z każdym ruchem swoich wprawnych palców posuwając się wyżej, centymetr po centymetrze.

      – Bo lubię – odpowiadam. W innym życiu… nie, gdybym była inną osobą, mogłabym dać mu prawdziwą szansę.

      Ale nie w tym życiu.

      – To dlaczego udajesz, że mnie nie znasz? – drąży, zaciskając usta.

      Żeby nikt nas ze sobą nie widział. Żebyś nie został przypadkowo ofiarą, gdyby wszystko się popieprzyło.

      – Chyba po prostu aż tak bardzo nie przepadam za szkołą. Poza tym lubię trzymać się na uboczu. To wszystko – zapewniam go.

      Duke patrzy na mnie znacząco. Nie kupuje tego, nawet przez chwilę.

      Próbuję znowu.

      – A może… – wzdycham i zwieszam ramiona – nie chcę być postrzegana jako jedna z wielu dziewczyn w haremie Duke’a Weathersby’ego.

      – W czym? – pyta ze śmiechem.

      – W haremie. Grupie piękności, które za tobą podążają, zostawiając za sobą istne kałuże śliny. Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię, Duke’u Weathersby. Słyszałam to określenie z milion razy, więc jestem pewna, że ty też.

      – Może i słyszałem je raz czy dwa – przyznaje Duke z chytrym uśmieszkiem. Obejmuje mnie w talii i przesuwa na brzeg blatu. – To chyba jednak dobrze, że nie rozmawiasz z nikim innym. W ten sposób mogę cię mieć tylko dla siebie.

      Pochyla się i przyciska usta do moich ust. Nasze wargi łączą się i zaczynają harmonijnie poruszać. To przyjemny pocałunek, jak zawsze. Przyrównuję je do zakończenia dobrej książki. Do miłego gorącego prysznica. Albo znalezienia zabójczej pary jeansów na wieszaku z artykułami przecenionymi o połowę.

      Są fajerwerki, ale nie takie w typie eksplodujących kolorami i robiących wielkie bum, jak na czwartego lipca. Nie, w naszym przypadku jest to jak machanie zimnymi ogniami i bieganie po trawniku przed domem. Lubię zimne ognie.

      Zimne ognie są przyjemne.

      Poza tym szanse na zranienie lub oparzenie są małe. Tak jak sam Duke – zimne ognie są bezpieczne.

      Odwzajemniam pocałunek i otwieram usta, gdy językiem rozsuwa moje wargi. Moje sutki twardnieją, gdy przysuwa się jeszcze bliżej, i przez materiał naszych koszulek czuję żar jego skóry. Rozluźniam się i przywieram do niego, potrzebując poczuć przy sobie jego twarde ciało. Potrzebując przypomnienia, że jestem tylko człowiekiem, że żyję i że jest jeszcze na tym świecie ktoś, kto również o tym wie.

      Duke Weathersby jest najbliższy miana mojego chłopaka, chociaż nim nie jest i nigdy nie będzie. Nasz pseudozwiązek składa się z luźnych rozmów, palenia trawki i całowania się. W gruncie rzeczy to mnóstwo pieszczot i stymulacji przez ubranie, po których wysyłam go do domu z porządnie bolącymi jajami.

      Duke odsuwa się nieco i muska palcem moją szyję, po czym przesuwa nim po odsłoniętej skórze mojego ramienia. Przyciska czoło do mojego czoła.

      – Myślę, że powinniśmy pójść na górę, do twojego pokoju. Te wszystkie ubrania tylko przeszkadzają – szepcze, ciągnąc za postrzępiony brzeg moich szortów. Kołysze biodrami, ocierając się erekcją między moimi nogami.

      Uśmiecham się przy jego ustach i unoszę pośladki z blatu, bezwstydnie na niego napierając.

      Duke jęczy prosto w moje wargi i chwyta mnie za biodra, poruszając nimi i przyciskając do twardego wybrzuszenia w swoich spodniach.

      Jestem podniecona. Naprawdę. W końcu jestem dziewczyną, a Duke jest niezwykle atrakcyjny. Jak wiem, nie różnię się od innych dziewczyn w szkole – nie jestem odporna na urok, uśmiech czy mięśnie Duke’a Weathersby’ego. Winię o to naturę i feromony. Ptaszki i pszczółki. Słowem: naukowe wywody i inne takie.

      Z jednej strony chciałabym, żeby zaciągnął mnie na górę i tam zrobił ze mną wszystkie te zboczone rzeczy.

      Przeważająca część mnie jednak po prostu nie może tego zrobić.

      Cholernie się z nim drażnię. Wiem o tym. Duke również musi o tym wiedzieć. Ale ciągle wraca, a prawda jest taka, że właśnie tego chcę. Jego powrotów. Towarzystwa. Kontaktu z drugim człowiekiem.

      Przyjaźń z nim już i tak łamała jedną z moich zasad. Seks zaprzeczyłby im wszystkim, a nie chcę, żeby to zaszło tak daleko. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie wobec takiego zagrożenia.

      Odsuwam się od niego.

      – Ja… nie mogę. Mój ojciec – szepczę, przeciągając zębami po jego szyi, tuż pod uchem, odmawiając mu, a jednocześnie obiecując to, co może przynieść przyszłość.

      – On nigdy nie wychodzi z piwnicy – przypomina mi Duke, pocałunkami znacząc ścieżkę na mojej szyi i starając się przekonać mnie ustami. Przesuwa się do obojczyka i oprócz pocałunków lekko mnie przygryza. Czuję, jak moje mięśnie się napinają. Jak rośnie we mnie pożądanie. Moja determinacja, by utrzymać ten związek na poziomie dozwolonym w filmach dla trzynastolatków, wali się w gruzy, gdy on chwyta moją dolną wargę w swoje usta i wprawnie przeciąga po niej językiem.

      Muszę przyznać, że chłopak jest dooooobry. Nie ma tego haremu bez powodu. W pełni sobie na niego zasłużył.

      – Pozwól mi dać ci rozkosz – szepcze Duke, ściskając górę moich ud, na co moje podbrzusze przeszywa rozkoszny dreszcz.

      Jestem zdesperowana.

      Podniecona.

      Na haju. Samotna.

      Tak piekielnie samotna.

      Nie chcę taka być. Chcę po prostu poczuć… coś innego. Cokolwiek. Coś, co nie wiąże się ze zmartwieniem, paniką czy krzywdą.

      – Zgoda – słyszę własny głos.

      Z jego gardła СКАЧАТЬ