Название: Up in Smoke. King. Tom 8
Автор: T.m. Frazier
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-66654-69-3
isbn:
A mimo to nie rozległ się alarm?
Sprawdzam okablowanie wokół okna i widzę, że zostało przegryzione. Cholerny kot. Rozcinam kabel i skręcam ze sobą wewnętrzne przewody, po czym przybijam go do kawałka drewna nad oknem.
Zapalam jeden z jointów od Duke’a, siadam przy komputerze, a moje palce zaczynają fruwać nad klawiaturą. Przez jakiś czas nie będę mogła zasnąć, więc równie dobrze mogę popracować.
Po kilku godzinach telefon zaczyna wibrować mi na nogach. Alarm. Jestem z siebie dumna, że tym razem nie podskoczyłam ze strachu. Wyłączam wszystko i idę na górę. Najwyższy czas, żeby chociaż spróbować się wyspać. Jak by nie patrzeć, rano idę do szkoły.
Wzdycham.
Może i jestem kłamczuchą, ale dzisiaj powiedziałam Duke’owi prawdę.
Wcale aż tak bardzo nie lubię szkoły.
Nie lubiłam jej też, kiedy ukończyłam ją po raz pierwszy.
Cztery lata temu.
Rozdział 4
Smoke
Każdego ranka, popołudnia czy kiedykolwiek się tam, kurwa, budzę, pierwsze, o czym myślę, to noc, kiedy w moim życiu przestała się liczyć tylko praca, a zaczęła się liczyć wyłącznie zemsta. Nie mam żadnych wątpliwości, że kiedy przyjdzie mój czas i trafię do piekła, to właśnie wspomnienie chwili, kiedy znalazłem Morgan martwą na podłodze, będę przeżywał ciągle od nowa w niekończącej się pętli.
Z drugiej strony może już jestem w piekle.
Tamta noc mnie zmieniła. Sprawiła, że stałem się twardszy. Bardziej okrutny. Bardziej nieczuły niż kiedykolwiek.
Poza gniewem. Gniew odczuwam bez żadnego problemu.
Ryk klaksonu przywraca mnie do rzeczywistości. Jestem wdzięczny za odwrócenie uwagi, dopóki nie dostrzegam we wstecznym lusterku jakiegoś gnojka, który wyrzuca ręce w powietrze, jakbym go blokował, podczas gdy parkuję przy krawężniku, a na drodze nie ma nawet jednego pieprzonego samochodu.
Wystawiam za okno vana ulubiony palec. Nigdzie się nie ruszam.
Gnojek potrząsa głową i manewruje swoją mazdą, kręcąc kierownicą jedną ręką nad drugą, jakby prowadził jakąś wielką ciężarówkę.
Zatrzymuje się obok mnie, blokując mi widok na dom, który obserwuję od tygodni, i otwiera okno po stronie pasażera. Krzyczy coś do mnie, ale nie wiem co, bo go, kurwa, nie słucham.
Skurwiel musi zniknąć.
Podnoszę rękę, jakbym chciał go przeprosić, lecz chwytam broń z konsoli i przykładam ją do otwartego okna.
Uśmiecham się.
To załatwia sprawę. Jedno spojrzenie wystarcza, by gnojek wcisnął pedał gazu i zahaczywszy o chodnik, odjechał swoją małą deskorolką.
Odkładam broń, po czym się pochylam i otwieram schowek na rękawiczki. Macam, aż w końcu znajduję to, czego szukam. Prostuję się, otwieram buteleczkę i wysypuję dwie tabletki, które zaraz połykam, popijając whiskey z butelki.
Adderall.
Potrzebuję go, szczególnie dzisiaj. Wielotygodniowa obserwacja domu wcale nie jest dobra dla umysłu, który ma skłonność do dryfowania w przeszłości, gdy nie koncentruje się na tym, co się obecnie dzieje. Adderall pomaga mi się skupić, kiedy myślę o zbyt wielu rzeczach naraz. Poza tym daje lepszy i w chuj dłuższy haj niż koka.
Jedyna rzecz, która trzyma mnie tutaj, w tym vanie na bezimiennej ulicy w Banyan Cay – oprócz zrównoważonej diety na bazie whiskey i pochodnych amfetaminy – to zemsta.
Frank Helburn zginie z mojej ręki.
Kiedy tylko go, kurwa, znajdę.
Nigdy nie szukałem kogoś przez bity rok. Odnajdywanie ludzi, ściganie ich to praca, za którą dostaję w cholerę kasy. Zazwyczaj potrafię wytropić człowieka w kilka godzin, najdłużej w kilka dni.
Nigdy jednak w rok.
Może i nie znalazłem Franka, ale odnalazłem kogoś równie dobrego.
Jego córkę.
Frances Helburn, nazwana po swoim żałosnym ojcu skurwielu, Franku, używa teraz nazwiska Sarah Jackson.
Ma nędzne życie. Poważnie, suka niemal nie wychodzi z domu. Jak zauważyłem, nie ma żadnych przyjaciół, oczywiście poza tym skurwysynem o kręconych włosach, który wygląda, jakby dopiero zaczął się golić. Chociaż Frances mogłaby sama ukrywać brodę pod tymi włosami, wiecznie wiszącymi jej na twarzy. Dziwi mnie, że udaje jej się codziennie dotrzeć do szkoły, nie wpadając pod żaden samochód.
Zauważyła mnie dzisiaj po drugiej stronie ulicy. Poczułem, jak na mnie patrzy. Udawałem, że naprawiam coś przy motorze, podczas gdy w rzeczywistości dopiero co wybiegłem z jej domu po tym, jak włamałem się do piwnicy. Nie zdążyłem wsunąć nawet jednej nogi przez okno, gdy jakiś tłusty kot wyskoczył z ciemności obok mnie, przewracając po drodze jakieś graty.
Niech szlag trafi tego kota.
Nie miałem czasu poszukać jakichkolwiek wskazówek co do tego, gdzie może się ukrywać Frank. Cierpliwość nie jest moją mocną stroną. Poszukiwanie Franka Helburna testuje moje granice. Znów stawałem się niespokojny. Przypominam sobie swój cel i to, jak słodki będzie widok jego rozlewającej się krwi.
Na chwilę czy dwie się rozluźniam.
Cóż, rozluźniam się na tyle, ile mogę.
Strzelam kostkami, a potem karkiem. Wyciągam telefon i otwieram plik, który Griff wysłał mi kilka tygodni temu. Są w nim tylko dwa zdjęcia, a na jednym z nich jest Frank i jego córka. Samo zdjęcie pochodzi sprzed kilku lat i jest rozmazane jak diabli. Nie widzę u Frances żadnych znaków szczególnych, ale z drugiej strony zdjęcie jest tak zniekształcone, że nie wiem nawet, czy się na nim uśmiecha, czy nie. Dostrzegam tylko ciemne włosy i dziwnie bursztynowe oczy, co również świadczy o jakości fotografii.
Może i nigdy nie widziałem jej twarzy, lecz kiedy byłem po drugiej stronie ulicy, poczułem, jak przygląda mi się z zainteresowaniem. Kiedy zaś kątem oka dostrzegłem, jak rozluźnia ramiona, wiedziałem, że zdjęła mnie z listy możliwego zagrożenia. Uśmiecham się do siebie.
Zły ruch, mała.
Drugie zdjęcie jest ziarnistym kadrem z nagrania z monitoringu przedstawiającym Franka Helburna opuszczającego krwawą łaźnię w domu Morgan. Czuję narastający we mnie gniew, który dosięga gardła – pozostaje w nim, dławiąc mnie nieprzerwanie od tamtej pieprzonej nocy.
Mój СКАЧАТЬ