Stąpając po linie. David Baldacci
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stąpając po linie - David Baldacci страница 18

Название: Stąpając po linie

Автор: David Baldacci

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788327160614

isbn:

СКАЧАТЬ z blachy falistej, silosy na ziarno, ogrodzone pola uprawne oraz starannie ustawiony ciężki sprzęt rolniczy wraz z kilkoma maszynami, które według Deckera wyglądały na urządzenia wykorzystywane w budownictwie albo produkcji. Całość urządzona w sposób precyzyjny, przemyślany, podsumował.

      – Jak już wam mówiłem, żyją tu w komunie – przypomniał Kelly, gdy zatrzymali samochód. – Nie mają własności prywatnej poza ubraniami i tym, co w domu.

      – A te duże budynki? – zainteresowała się Jamison.

      – Tam sprzedają jajka, warzywa i wszystko, co wyhodują. Wytwarzają też meble, części do maszyn, a także różne wyroby metalowe. Kupują je od nich frakerzy. Mają własną flotę dostawczą. W sumie prowadzą działalność na dość dużą skalę. Są samowystarczalni. Doskonale mówią po angielsku, choć ich pierwszym językiem jest niemiecki.

      – Nie powiedziałeś im, po co przyjeżdżamy? – zapytała Jamison.

      Kelly spochmurniał.

      – Nie, nie przez telefon. To będzie dla nich szok.

      – Dziwię się, że mają telefony.

      – Ściśle rzecz biorąc, nie wolno im korzystać z telewizji ani internetu, ale młodsi członkowie wspólnoty używają Facebooka, Instagrama i poczty elektronicznej, żeby utrzymywać kontakt ze znajomymi, choć podlega to ścisłym regulacjom. Telefony komórkowe są niezbędne przy prowadzeniu interesów i załatwianiu spraw osobistych, więc je mają. Jest tylko jeden centralny telefon stacjonarny. Obawiają się, że świat zewnętrzny będzie próbował ingerować, wedrzeć się do ich społeczności.

      – I namówić młodszych członków do jej opuszczenia?

      – Świat zewnętrzny może ich kusić z różnych niewłaściwych powodów – przyznał Kelly.

      Wysiedli z samochodu i zbliżyli się do dwóch mężczyzn, którzy powitali ich uściskiem ręki. Dokonano obustronnej prezentacji.

      Starszym z mężczyzn był Peter Gunther, stojący na czele tej kolonii, a towarzyszył mu Milton Ames, sekretarz. Kobieta, która trzymała się w tyle, była żoną Amesa i, jak wyjaśnił jej mąż, miała na imię Susan. Pełniła we wspólnocie funkcję krawcowej, o czym poinformował ich Gunther.

      – A co to oznacza? – zapytała zaintrygowana Jamison.

      – Susan jest odpowiedzialna za wybór wszystkich ubrań, a przynajmniej tkanin, i nadzoruje ich szycie – wytłumaczył Ames.

      Jamison pomachała do kobiety, ona jednak nie odwzajemniła gestu, odpowiedziała tylko spojrzeniem.

      Gunther z rezerwą spoglądał na Deckera.

      – FBI? Joe nie powiedział, dlaczego chcieliście się z nami spotkać.

      – Możemy wejść? – zapytał Kelly. – Powiemy wam, co nas tu sprowadza, ale nie będzie to przyjemne.

      Gunther i Ames wymienili zaniepokojone spojrzenia. Starszy z mężczyzn odwrócił się i poprowadził ich do jednego z budynków.

      Znaleźli się w nieskazitelnie czystej kuchni wspólnoty z dwoma długimi stołami pod ścianami i trzecim ustawionym pośrodku. Pomieszczenie było wyposażone w sprzęty powszechnie dostępne w handlu. Kobieta w sukience podobnej do tej, jaką miała na sobie Susan, rozpakowywała zakupy i układała je starannie w wiszących szafkach.

      – Wybacz nam, Martho – rzekł Gunther. – Musimy porozmawiać z tymi ludźmi o ważnych sprawach.

      Martha podejrzliwie łypnęła na Deckera i Jamison i czmychnęła do innego pomieszczenia.

      Usiedli przy środkowym stole. Gunther splótł przed sobą dłonie.

      – A więc: co was sprowadza? – zapytał Kelly’ego.

      – Irene Cramer.

      Gunther nie spuszczał z Kelly’ego zaskoczonego wzroku.

      – Irene? Z jakiego powodu?

      W tym momencie wtrącił się Decker.

      – O ile nam wiadomo, wybierała się w podróż?

      – Zgadza się – przemówił Ames. – Co prawda lekcje w szkole już ruszyły, ale nie widzieliśmy powodu, by jej tego zabraniać. Uzgodniła wszystko z Doris, nauczycielką z naszej kolonii. Wyjechała tylko na tydzień. Powinna niebawem wrócić.

      – Kiedy poinformowała was o wyjeździe? – zapytała Jamison.

      – Dlaczego tak wypytujecie o Irene? – zaciekawił się Gunther.

      Kelly zerknął na Deckera, który skinął głową.

      – Irene znaleziono martwą – rzekł Kelly.

      – Martwą?! – wykrzyknął przerażony Gunther. – Gdzie? Jak?

      – W samym środku niczego – oto gdzie. Znalazł ją myśliwy. A co do „jak” – została zamordowana.

      – Nie jestem zaskoczona.

      Wszyscy odwrócili się do drzwi, w których zniknęła wcześniej Martha. W tej chwili stała w nich Susan Ames.

      – Susan?! – wykrzyknął Ames. – Co, na miłość boską, chcesz przez to powiedzieć? Jak to: nie jesteś zaskoczona?

      – Jeśli chodzi o Mindy, było to jedynie kwestią czasu.

      12

      – Okej, przyznaję, że dostałem jak obuchem w łeb – oznajmił Kelly.

      Stali na zewnątrz w upale, detektyw palił papierosa. Decker patrzył na budynek, z którego wyszli kilka minut temu. Jamison odrobinę się od nich odsunęła, żeby nie czuć dymu.

      Gunther i Milton Ames byli tak zszokowani stwierdzeniem Susan, że szybko wyprosili Deckera i resztę ze wspólnotowej kuchni, by „przedyskutować” sprawę we własnym gronie.

      – Wiedziała o drugim życiu Cramer – zauważył Decker. – Nasuwa się pytanie, dlaczego zgadzała się, by Cramer nadal uczyła ich dzieci. Ale na tym nie koniec.

      – To znaczy? – zapytał Kelly, rzucając niedopałek na żwir pod stopami.

      – Skoro wiedziała Susan Ames, to kto jeszcze?

      – Naprawdę sądzisz, że ktoś ze wspólnoty poćwiartował Cramer jak zwierzę?

      – Mogą tu wchodzić także ludzie z miasta. Cramer tu pracowała, a była osobą spoza kolonii. Są tu jeszcze jacyś inni obcy?

      Kelly rzucił mu przenikliwe spojrzenie.

      – Tak, wynajmują ludzi do pomocy przy produkcji oraz do niektórych prac rolniczych.

      – Aha. – Decker zerknął na budynek. – Jeśli potrzymają nas tu dłużej, wyważę drzwi kopniakiem, zanim dostanę udaru cieplnego.

СКАЧАТЬ