Napraw mnie. Anna Langner
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Napraw mnie - Anna Langner страница 5

Название: Napraw mnie

Автор: Anna Langner

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66654-31-0

isbn:

СКАЧАТЬ i jeszcze jedno – chcę w końcu ściągnąć tę przeklętą spódnicę!

      Rozdział 2

      – Będę z wami pracować, ale w innym pomieszczeniu. – Następnego dnia stoję przed Steve’em i zastanawiam się, co sprawiło, że jednak tutaj jestem. Mówią, że każdy ma swoją cenę.

      – Może jeszcze samolot, milion w gotówce i antyalergiczną poduszkę? – Mój szef przygląda się mi sceptycznie. – Nie przepracowałaś nawet godziny, a już stawiasz warunki?

       Gdzie się podział ten zdesperowany wujek Steve, który wczoraj prawie błagał mnie, abym została?

      Wzdycham i spoglądam znacząco na drzwi do windy. Tak naprawdę nie mam zamiaru rezygnować, chcę tylko zobaczyć jego reakcję.

      – Okej, okej – mówi szybko. – Zrobimy tak: zostaniesz w pokoju z Olliem, Yasminne i Dave’em, a Barry’ego dam do działu technicznego. Powinno mu się spodobać, tamci też znają się na programowaniu. Będą mieli o czym gadać. Zebrania zespołu będziesz musiała jakoś przeżyć. Nie wyobrażam sobie pracy nad wspólnym projektem bez spotykania się.

      Steve ociera pot z czoła. Widocznie nie przywykł do tego, że ktoś stawia mu warunki. Znów ma na sobie tę przeklętą pstrokatą koszulę. Zaczynam podejrzewać, że jego garderoba składa się z dziesięciu identycznych koszul w tukany.

      – Trochę profesjonalizmu, Amy. Wiem, że sprawy prywatne potrafią nieźle namieszać, ale ta robota to twoja szansa.

      Ja nieprofesjonalna? To nie ja mam na sobie hawajską koszulę i to nie ja pieprzę trzy po trzy.

      – Barry mówił wczoraj, że odejdzie. Co jeśli rzeczywiście tak zrobi? – myślę głośno.

      – Nie odejdzie. Ma nóż na gardle. Dla tej roboty rzucił studia i wyprowadził się od rodziców. To dla niego być albo nie być. – Chytry uśmiech nie znika z twarzy mojego szefa. Czyżby nie zależało mu na pracownikach, tylko na własnej dupie?

      Zastanawiam się nad tym, co przed chwilą powiedział. Coś musiało się wydarzyć. Coś, co sprawiło, że Barry podjął taką decyzję. Uczelnia kosztuje kupę kasy i na pewno łożyli na nią jego rodzice. Nie wierzę, że rzucił wszystko ot tak, dlatego że dostał robotę.

      Przeglądam umowę, którą podsuwa mi Steve, ale nie mogę się skupić na czytaniu, więc szybko bazgrzę swój podpis na dole ostatniej strony.

      – No to witamy na pokładzie, młoda damo! – Szef mocno potrząsa moją dłonią.

      Mam wrażenie, że właśnie podpisałam cyrograf z diabłem.

      Robię to tylko dla kasy? Albo żeby udowodnić sobie, że potrafię? A może jest jeszcze inny powód? Bardzo przystojny, rudowłosy…

      – To wszystko. Yasminne wprowadzi cię w szczegóły. – Zniecierpliwiony głos sprawia, że wracam do rzeczywistości.

      Steve klepie mnie po ramieniu i prawie wyrzuca z gabinetu pod pretekstem ważnej rozmowy telefonicznej. Stoję na korytarzu i dociera do mnie, że chyba wdepnęłam w niezłe gówno.

      Nie znam tutaj nikogo. No, poza jedną osobą, która mnie nienawidzi, mimo że nawet nie wiem dlaczego. W dodatku mój szef, który jeszcze wczoraj wydawał się równym gościem, choć trochę niespełna rozumu, dziś wydaje się już tylko niespełna rozumu.

      Ten dzień nie zapowiada się najlepiej.

      – Hej, Amy! – Głowa Steve’a wychyla się zza drzwi. – Byłbym zapomniał, jutro piątek. A wiesz, co to oznacza? Firmowa imprezka! Świętujemy nowy, sekretny projekt, w który niebawem was wdrożę, no i oczywiście twoje dołączenie do zespołu. Obecność obowiązkowa.

       Czy coś gorszego może mnie jeszcze dzisiaj spotkać?

      – Nie rozkminiaj za dużo. – Steve mruga do mnie i mam wrażenie, że czyta w moich myślach. – Ludzie czekają na piątkowe imprezki, bo to oznacza darmowe drinki od dobrego szefa. To podnosi morale pracowników i integruje zespół!

      Bardzo z siebie zadowolony zamyka drzwi gabinetu, a ja po raz setny zadaję sobie pytanie: Dlaczego nadal tutaj jestem?!

      ***

       Pytanie sto pierwsze: Dlaczego nadal tutaj jestem?!

      Stoję tutaj od godziny i sama nie wiem, na co liczę. Co gorsza mam wrażenie, że wszyscy świetnie się bawią. Wszyscy poza mną.

      Jestem zła, znudzona i ciągle myślę o dzisiejszym dniu w pracy. Nie widzę na sali Barry’ego i choć powinno mi ulżyć, czuję raczej rozczarowanie. Dziś rano w pracy też go nie widziałam.

      Oczywiście moja praca – jak to bywa na początku – na razie niewiele ma wspólnego z kreatywnym i ciekawym zajęciem. Dziś całe osiem godzin zapoznawałam się z regulaminem, adresowałam koperty (czy ta robota nie powinna należeć do Natalie z sekretariatu?) i robiłam masę innych nudnych rzeczy.

      Pozostała trójka z mojego działu była stale zajęta. Każdy tylko wychodził, wchodził i podawał mi kolejne papiery. Chociaż byłam wśród ludzi, czułam się cholernie zagubiona i samotna.

      I pomyśleć, że mogłabym teraz leżeć przed telewizorem z górą słodyczy i oglądać Alfa. Zamiast tego stoję tu w zbyt wydekoltowanej sukience i obserwuję, jak Steve pierze mózgi swoim pracownikom. A raczej, jak on to ładnie ujął, podnosi ich morale.

      Już na wstępie uraczył nas tanim merlotem i ciepłą wódką. Moja matka zawsze mawia: „Lepiej umrzeć, niż pić ciepłą wódkę”. Generalnie nie za bardzo słucham jej rad, ale dziś zrobiłam wyjątek. Wybrałam merlota. Właśnie mam po nim atak czkawki i ochotę na podwójnego Big Maca.

      Ludzie na tej imprezie są zdecydowanie zbyt głośni, zbyt weseli i zbyt mocno wyperfumowani. Jakby tylko czekali, aż szef wypuści ich z korpoklatek, aby mogli przez jeden wieczór pić, jeść i kopulować w tańcu, a potem znów grzecznie wrócić do swoich biurek.

      Większość osób z firmy mnie ignoruje. Tylko Ollie jest zainteresowany, i to aż za bardzo. Odkąd przyszłam, krąży wokół mnie jak sęp. Normalnie zainteresowanie takiego przystojniaka podniosłoby moją samoocenę, ale jedyne, na co mam aktualnie ochotę, to mu przywalić i męczyć się z moją czkawką w samotności.

      Właśnie idzie w moim kierunku, niosąc dwa kieliszki czegoś, czego wolałabym nie pić. Gada coś o rodzajach węzłów żeglarskich. Znudzona rozglądam się po sali i nagle widzę, jak między głowami gości przemyka ruda czupryna.

       Jednak przyszedł!

      Oczywiście wcale na niego nie czekałam. Szczerze mówiąc, nawet nie liczyłam, że się zjawi, bo po pierwsze, nie lubi takich imprez, a po drugie, mógł się domyślić, że tu będę, a przecież unika mnie jak ognia.

      Po chwili udaje mi się ponownie wyłowić go w tłumie. Ma na sobie zwykły dopasowany czarny T-shirt, który leży na nim jak druga skóra. Doskonale wiem, jakie tatuaże i kolczyki się СКАЧАТЬ