Napraw mnie. Anna Langner
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Napraw mnie - Anna Langner страница 4

Название: Napraw mnie

Автор: Anna Langner

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66654-31-0

isbn:

СКАЧАТЬ mówię nic.

      Steve wygląda, jakby miał eksplodować ze złości, ale ostatecznie to desperacja bierze górę i robi się trochę milszy. Naprawdę musi mu zależeć na nowych pracownikach.

      – Jezu, dziewczyno! Potrzebuję cię! Gonią nas terminy! Czy ty wiesz, ile mamy rozpoczętych projektów?! W tym jedna wielka kampania, która jest na razie tajemnicą. A czy widzisz, ilu nas tutaj jest?! To będzie cud, jeśli doprowadzimy wszystko do końca, nie mówiąc już o jakimkolwiek sukcesie! – Nagle milknie i zerka na mnie spłoszony, jakby właśnie zrozumiał, że za dużo papla. – Okej, nie mówię ci tego wszystkiego, żeby cię przestraszyć, ale mamy nóż na gardle, więc albo wykonamy cały plan i Boston spuści się ze szczęścia, albo będzie pozamiatane!

      Ten człowiek to chodząca sinusoida euforii i dramatyzmu. Zupełnie jak ja, gdy mam ochotę na coś słodkiego, a jakiś cichy głosik w mojej głowie przypomina mi, że nie mieszczę się w żadne spodnie.

      Zawisa między nami złowroga cisza. Wszyscy troje mierzymy się wzrokiem jak w jakimś tanim westernie. Marzę o teleportacji i wannie pełnej miśków Haribo, w której mogłabym się schować i utonąć.

      – Mówię do was! Jezusie, daj mi siłę! Widzę, że dopóki sobie czegoś nie wyjaśnicie, to nie będziecie w stanie razem pracować. O co poszło? – Steve zerka raz na mnie, raz na Barry’ego i wygląda tak, jakby miał ochotę nas pozabijać.

      – Przykro mi. Nie będę z nim pracować – mamroczę w stronę swoich butów i błagam uciekającą pewność siebie, aby wróciła do mnie choć na chwilę.

      – Nie. To ja nie będę pracować z nią. – Słyszę kpiarski ton Barry’ego, ale nie odpowiadam na zaczepkę, tylko wbijam paznokcie we wnętrza swoich dłoni.

      – Nie wiem, o co wam poszło, ale macie czas do jutra, by sobie wszystko wyjaśnić. Potrzebuję zespołu, a nie dwóch obrażonych cipek, które skaczą sobie do gardeł! Inaczej ja za to wszystko beknę, a wy możecie zapomnieć o kasie, premii i zajebiście czyściutkim CV, już ja się o to postaram!

       O, jednak Steve wcale nie jest taki milutki.

      – Pokój ze starą kserokopiarką jest tam. Mówią, że seks na zgodę jest najlepszy, a ja już przyłapałem tam połowę naszego biura… Tak że ten… jeśli to miałoby oczyścić atmosferę między wami…

      Steve znacząco porusza brwiami i wskazuje na drzwi znajdujące się niedaleko automatu z kawą.

       Czy on mówi poważnie?! Przecież się nienawidzimy.

      – Punkt ksero? – Patrzę na niego z powątpiewaniem.

      – No co? W biurach zawsze uprawia się seks na kopiarce. Tydzień temu widziałem, jak Ollie… Zresztą nieważne. W razie czego nie wiecie tego ode mnie.

      – Daruj sobie, Steve. Nie zamierzam przebywać z nią w jednym budynku, a co dopiero jej dotykać. – Głos Barry’ego jest przesiąknięty odrazą, aż się wzdrygam. Mówi tak, jakby mnie tutaj nie było.

      – Wyczuwam między wami erotyczne napięcie, które trzeba rozładować. – Steve patrzy na nas podejrzliwie. – Ale okej, skoro chcecie się męczyć, to proszę bardzo. Dałem wam szansę na oczyszczenie atmosfery i udostępniłem ustronne miejsce na wyjaśnienia, na bzykanko, na cokolwiek. Od jutra zero darcia kotów i powłóczystych spojrzeń. To drugie tyczy się ciebie, młoda damo. – Celuje we mnie palcem.

       Ja i powłóczyste spojrzenia?! Że niby ja w jego stronę…?! Że może niby patrzę na jego tatuaże i przypominam sobie, jak wygląda bez koszulki?! Że niby Barry… ja na niego… Nieeee. Nonsens. Ledwo co zerkam.

      – Od jutra stosunki między wami mają być koleżeńskie i formalne. A co robicie po pracy, to już nie moja sprawa. Czy to jasne?!

      – Eeee… ale powiedziałem, że rezygnuję. – Barry trzyma ręce w kieszeniach i brzmi tak, jakby wcale nie przejął się nerwową reakcją szefa.

      – Nie. To ja mówiłam, że rezygnuję – rzucam opryskliwie i patrzę na niego tylko przez chwilę, żeby Steve nie uznał mojego spojrzenia za powłóczyste.

      Jeszcze ktoś by sobie pomyślał, że patrzę na pokryte tatuażami, umięśnione ręce Barry’ego, które aż się proszą, by ich dotknąć…

      Po chwili nie wytrzymuję i spoglądam na niego ponownie. Podwinął rękawy koszuli, poluzował kołnierzyk, odpiąwszy parę guzików od góry. Jego włosy sterczą na wszystkie strony i ma kilkudniowy zarost. Nie wygląda jak nudny pracownik korporacji. Raczej jakby właśnie uprawiał seks albo wyszedł z kampanii Guessa. No wiecie, tej w czerni i bieli, gdzie pozują przystojni, niegrzeczni modele.

       Jezusie! Barry i biała koszula to idealne połączenie! Coś jak Big Mac i sekretny sos albo mleko i oreo.

      – Panie, daj mi siłę, albowiem nie wiedzą, co czynią! – Steve wznosi oczy ku niebu, a ja analizuję ten bardzo oryginalny lament w biblijnym stylu. – Po pierwsze: TY. – Wskazuje na Barry’ego. – Masz podpisaną umowę i obowiązuje cię okres wypowiedzenia. Nie możesz sobie wyjść ot tak. Po drugie: TY. – Wskazuje na mnie. – Nie zrobisz tego Evie, która wyświadczyła ci przysługę i przyniosła twoje CV, a wcześniej dała ci robotę w salonie tatuażu. A gdybyście jednak okazali się bezdusznymi gnojkami i chcieli jutro nie stawić się w pracy, to patrzcie na to!

      Steve wyciąga z kieszeni ołówek, kartkę papieru i coś gryzmoli. Po chwili wskazuje na długi rząd cyferek, wymachując świstkiem przed naszymi oczami.

      – Tyle! Tyle dostanie każde z was, jeśli ogarniemy na czas wszystkie projekty. Nie wierzycie? Okej, zrobimy aneksy do umów, jeśli chcecie mieć to na papierze. Dla centrali pieniądze nie grają roli. To dla nich kwestia prestiżu. Wyłożyli kupę kasy na nową filię. Musimy zacząć zarabiać, zrobić kilka dobrych kampanii, żeby w środowisku gadali, że Black Library idzie naprzód, a nie stoi w miejscu. Jeśli nam się uda, kolejne zlecenia będą spadać jak manna z nieba.

      Ani ja, ani Barry nie odpowiadamy, więc Steve kontynuuje. Jest marketingowcem i wizja, którą przed nami roztacza, jest znacznie podkoloryzowana, ale brzmi bardzo przekonująco.

      – Wiem, że potrzebujecie kasy. Za taką kwotę możecie kupić samochód, zainwestować. Albo wyjechać do Nevady, kupić starą farmę i uprawiać zielsko. Romantyczne, prawda? Jeśli to was nie przekonuje, to jesteście naiwni. Ja w waszym wieku nawet nie śniłem o takich pieniądzach! Prześpijcie się z tym i widzimy się jutro rano.

      Po raz ostatni rzuca nam spojrzenie wkurwionego szefa i wraca do swojego gabinetu, ostentacyjnie trzaskając drzwiami.

      Zostajemy z Barrym na korytarzu sami, a mnie ogarnia panika. W głowie mam miliony możliwych scenariuszy, tych dobrych i tych złych, które mogą się zaraz wydarzyć.

      Oczywiście on nie przeprasza. Nie proponuje schadzki w punkcie ksero.

      Nie żebym tego chciała po tym, co mi zrobił

      Odwraca się na pięcie i odchodzi bez słowa. Stoję na środku korytarza jak kretynka i patrzę na jego szerokie plecy, które oddalają się z każdym krokiem.

      Piętnaście СКАЧАТЬ