Odległe brzegi. Kristin Hannah
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odległe brzegi - Kristin Hannah страница 11

Название: Odległe brzegi

Автор: Kristin Hannah

Издательство: PDW

Жанр: Контркультура

Серия:

isbn: 9788381396714

isbn:

СКАЧАТЬ Nie jestem rozwódką ani wdową, mąż mnie nie porzucił. Czuję się nieszczęśliwa, choć to tylko moja wina.

      – Nie interesuje nas samokrytyka – oświadczyła Sarah. – Jesteśmy ciekawe, czego pragniesz od życia. O czym marzysz, Elizabeth?

      Elizabeth wiedziała, że póki nie odpowie, nie będzie mogła przekazać głosu następnej uczestniczce.

      – Kiedyś malowałam.

      Co dziwne, wypowiedzenie tych słów na głos nie obeszło się bez bólu.

      – Pracuję w sklepie z artykułami dla artystów malarzy. „Picture Perfect” w Chadwick – powiedziała jedna z kobiet. – Przyjdź w sobotę, pomogę ci wybrać wszystko, co potrzeba.

      Elizabeth nie brakowało farb ani pędzli. To ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje artysta, i żadna grupa wsparcia nie przekona jej, że jest inaczej.

      – To nie ma sensu, naprawdę.

      – Nie bój się – wtrąciła Sarah. – Kup farby i zobacz, co się będzie działo.

      – Ale z ciebie szczęściara – mruknęła Joey z zazdrością. – Prawdę mówiąc, masz jakąś pasję. Od wielu miesięcy przychodzę na te spotkania i wciąż nie wiem, co chciałabym robić.

      – Och, gdybym umiała malować! – westchnęła inna kobieta.

      Elizabeth rozejrzała się po zebranych. Wierzyły, że to jej pomoże. Poczuła się jeszcze gorzej.

      – Oczywiście, mogę spróbować – przyznała, żeby tylko zakończyć swoje zwierzenia. – Powrót do malowania byłby zabawny.

      Myślała, że kobiety zaczną tańczyć z radości.

      Z wyjątkiem Kim, która siedziała w żałobnej czerni i wymownie przyglądała się Elizabeth.

      4

      Przez następny tydzień Jack i Sally po osiemnaście godzin dziennie podążali śladami wielkiej afery. Wcześnie pojawiali się w biurze i zostawali w nim do późna. Jack wyjeżdżał z domu przed wschodem słońca i dwukrotnie spał na kanapie w swoim gabinecie.

      Rozmawiali z dziesiątkami osób, sprawdzali wszelkie poszlaki i próbowali na siłę pokonać zamknięte drzwi.

      Insynuacje, anegdoty, plotki – tego im nie brakowało. Według wszystkich rozmówców Drew był wrednym, niezbyt inteligentnym młokosem, który miał o sobie wyjątkowo wysokie mniemanie, w ogóle nie liczył się z odczuciami innych ludzi i niezachwianie wierzył, że nie dotyczą go żadne normy społeczne. Innymi słowy: był prawdziwym wrzodem na dupie.

      Okazał się również najlepszym sportowcem Oregonu, najlepszym od dwudziestu lat koszykarzem w tym stanie. Wielu liczyło na to, że zdoła doprowadzić niemający szczęścia zespół Panthers do pierwszego w historii mistrzostwa NCAA.

      Nic dziwnego, że żaden z członków drużyny nie chciał z nimi rozmawiać, nie zgodził się nawet wygłosić komentarza. Trener koszykarzy był nieuchwytny. Co więcej, wyszło na jaw, że oprócz siostry Sally nikt nie zwrócił uwagi na to, co spotkało nieszczęsną dziewczynę. Krótko mówiąc, nie mieli żadnych dowodów. Jasne było, że ludzie nie lubią Drew Graylanda, ale nikt nie chciał puścić farby przed kamerą.

      Po następnym bezowocnym dniu Jack i Sally poszli do małej restauracji na kolację. Usiedli w boksie na tyłach lokalu, gdzie panował półmrok i cisza.

      – Co dalej? – spytała Sally.

      Jack uniósł wzrok znad notatek, które porozkładał na stoliku. Był zaskoczony, że lokal jest prawie pusty. Kiedy przyszli, zajęte były niemal wszystkie stoliki.

      – Myślę, że wypijemy następnego drinka.

      Machnął ręką na kelnerkę.

      Szybko podeszła i wyjęła ołówek zza ucha.

      – Co mam panu przynieść, panie Shore?

      Jack uśmiechnął się ze znużeniem. Tym razem chyba po raz pierwszy w życiu wolałby, żeby go nie rozpoznano. Czuł, że jest już nieźle wstawiony.

      – Dewar’s z lodem.

      – A ja poproszę margaritę z lodem, bez soli – powiedziała Sally.

      Chwilę później kelnerka wróciła z drinkami.

      Jack sączył alkohol i nie odrywał wzroku od notatek. Wpatrywał się w nie od godziny, próbując doszukać się czegoś, co pominął. Kogoś, z kim zapomniał porozmawiać. Niczego nie znalazł. Nie miał pojęcia, od czego teraz, do diabła, zacząć. Uświadomił sobie, że znów przegrał. I tym razem pociągnie ze sobą w dół Sally.

      – Jutro Henry wraca z Australii. Może powinnaś pójść z tą historią do niego.

      – Rozgryziemy ją, Jack. Ty i ja.

      Jej przekonanie o wygranej ani na chwilę się nie zachwiało. Pomimo wszystkich ślepych uliczek i tak wielu wypowiedzi ograniczających się do słów: „Bez komentarza” przez cały czas wierzyła w Jacka. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni ktoś tak w niego wierzył.

      Spojrzał na nią. Nawet teraz, kiedy sprawy wyglądały naprawdę beznadziejnie, jej czarne oczy były pełne optymizmu. Chociaż dlaczego nie? Miała dwadzieścia sześć lat, całe życie przed sobą; minie sporo czasu, nim pozna gorzki smak zawodu.

      W jej wieku Jack był taki sam. Po trzech wspaniałych latach na UW i zdobyciu nagrody Heismana był pierwszorzędnym kandydatem dla jakiegoś dobrego zespołu, który przegrywał i rozpaczliwie potrzebował kogoś nowego. Biegał w głębi boiska jak szalony, żeby coś wskórać, ciężko pracował i grał, jak dyktowało mu serce. Trzy lata później otrzymał propozycję z zespołu Jets.

      To był jego pierwszy Złoty Rok.

      W czwartym meczu pierwszego sezonu w Nowym Jorku grający na boisku quarterback odniósł kontuzję, a wówczas przyszła kolej dla Jacka. Zaliczył w tym meczu trzy przyłożenia. Pod koniec sezonu nikt nie pamiętał nazwiska zawodnika, którego Jack zastąpił. Tak oto narodził się „Jumpin’ Jack Flash”. Tłumy skandowały jego imię; gdziekolwiek się pojawił, błyskały flesze. Doprowadził swój zespół do zwycięstwa i zdobycia Super Bowl. W taki sposób powstają legendy. Przez lata był supergwiazdą. Bohaterem.

      Potem doznał kontuzji.

      Koniec gry. Koniec kariery.

      – Jack? – Głos Sally przywołał go z powrotem do zadymionego baru. Przez kilka sekund go tu nie było. – Co ci się przydarzyło?

      Westchnął. To musiało nadejść.

      – Kiedy byłam małą dziewczynką…

      Niezły początek – pomyślał.

      – …razem z ojcem oglądałam mecze futbolowe. Byłeś jego ulubionym zawodnikiem. Komentował każdy twój ruch, analizował wszystkie podania. Umarł, kiedy miałam jedenaście lat… СКАЧАТЬ