Название: Odległe brzegi
Автор: Kristin Hannah
Издательство: PDW
Жанр: Контркультура
isbn: 9788381396714
isbn:
Miała nadzieję, że mówią prawdę, ponieważ ona i Jack zabrnęli w ślepy zaułek. Po dwudziestu czterech latach małżeństwa zapomnieli, jak nawzajem się kochać, i byli ze sobą bardziej z przyzwyczajenia niż miłości.
Ich związek przypominał stary, postrzępiony koc. Jeśli się go nie poceruje – i to szybko – każdemu z nich zostanie jedynie garść kolorowych niteczek. Elizabeth nie mogła już dłużej liczyć na to, że wszystko jakoś samo się ułoży.
Musiała podjąć jakieś działanie. Jest to następna rzecz, co do której zgadzają się wszyscy psychoanalitycy: chcąc coś osiągnąć, trzeba zacząć działać.
Tego wieczoru więc sprawi, że ich życie zacznie się od nowa.
Przez cały dzień przy wykonywaniu codziennych zajęć myślała o swoim celu. Kiedy przyszła do domu, przyrządziła ich ulubioną kolację, to znaczy coq au vin.
Cały dom wypełniał wspaniały aromat kurczaka, wina i przypraw. Rozpalenie w kominku w salonie zajęło jej niemal godzinę (to zajęcie zawsze należało do Jacka, tak samo jak wynoszenie śmieci i płacenie rachunków). Potem pozapalała swoje ulubione świece o zapachu cynamonu i przygasiła światła. Przy świecach żółte ściany nabierały koloru stopionego masła. Po obu stronach niskiej sofy w jasnoniebieskie i żółte paski stały dwa mahoniowe stoliki, które w egzotycznym świetle połyskiwały czerwienią i złotem.
Cały dom wyglądał jak sceneria filmu erotycznego. Uwiedzenia.
Zadowolona z siebie, Elizabeth pobiegła do łazienki i wzięła prysznic, dwukrotnie ogoliła nogi i nasmarowała całe ciało balsamem migdałowym.
Potem powędrowała do swojej garderoby i dopóty grzebała w bieliźnie z Jockey For Her i stanikach od Calvina Kleina, dopóki nie znalazła koronkowego staniczka z białego jedwabiu i skąpych majteczek, które kilka lat temu dostała od Jacka na walentynki. Może więcej niż kilka, tak czy inaczej, nigdy nie miała ich na sobie.
Wówczas ten prezent nie przypadł jej do gustu. Teraz dostrzegła w nim romantyczny gest. Ile czasu minęło od chwili, kiedy Jack po raz ostatni chciał ją widzieć w seksownym stroju?
Zmarszczyła czoło.
Majteczki sprawiały wrażenie bardzo skąpych.
Pupa wyglądała w nich na potwornie dużą.
– Nie pogrążaj sama siebie – powiedziała, mając zamiar odłożyć figi.
W tym momencie dostrzegła swoje odbicie w lustrze. Spoglądała na nią czterdziestopięcioletnia kobieta o pokrytej zmarszczkami twarzy. Kiedyś ludzie mówili jej, że jest podobna do Michelle Pfeiffer. Oczywiście to było dziesięć lat temu, kiedy ważyła przynajmniej siedem kilogramów mniej.
Spojrzała na bieliznę, którą trzymała w rękach. Rozmiar numer 10. Za mały. Chociaż tylko trochę…
Gdybyż tylko mogła zapomnieć, że niegdyś nosiła szóstkę!
Powolutku włożyła staniczek. Piersi przesłaniał jedynie maleńki skrawek materiału.
Kto wie, może to nawet było seksowne?
W domu panował półmrok. Miała też nadzieję, że szybko będzie naga.
Chociaż to nie była szczególnie pocieszająca myśl.
Włożyła skąpe majteczki wykończone koronką i westchnęła z ulgą. Były bardzo obcisłe, ale jakoś zdołała się w nie zmieścić.
Zerknęła w lustro.
Niemal ładnie.
Może się uda. Może kilka drobnych zmian w przyzwyczajeniach zdoła uratować małżeństwo?
Podeszła do szafy, wyjęła następny prezent sprzed wielu lat – jaskrawy szlafrok z błękitnego jedwabiu – i włożyła go. Materiał pieścił gładką, pachnącą skórę. Nagle poczuła się seksowna.
Potem zrobiła staranny makijaż, narysowała eyelinerem nieco dłuższe kreseczki w stylu Kleopatry i pokryła wargi błyszczykiem.
Gdy udało jej się w końcu za pomocą kosmetyków zatuszować minione lata, było wpół do siódmej. Wówczas zdała sobie sprawę, że Jack się spóźnia.
Nalała sobie kieliszek wina i powędrowała do salonu, by tam zaczekać na męża. Pijąc drugi kieliszek, zaczęła się martwić. Wybrała numer jego telefonu komórkowego. Bez odpowiedzi.
Z Echo Beach do Seattle jest długa droga; pokonanie jej zajmuje przynajmniej trzy i pół godziny. Jeśli jednak wyjeżdżał z opóźnieniem, powinien wcześniej zadzwonić…
O ósmej kolacja się rozgotowała. Mięso kurczaka odpadło od kości, a cebulki przypominały galaretowatą masę. Nie zostało ani odrobiny sosu na spróbowanie.
– Świetnie.
W tym momencie usłyszała zgrzyt klucza w zamku.
W pierwszej chwili ogarnęła ją złość. Już miała warknąć: „Spóźniłeś się”, wcześniej wzięła jednak głęboki wdech, żeby się uspokoić, i powoli wypuściła powietrze z płuc. Jakie to miało znaczenie, że powinien był zadzwonić?
Dzisiaj chciała być jego kochanką, nie żoną. Nalała mu kieliszek wina i skierowała się do drzwi.
Stał w wejściu i spoglądał na nią.
Od razu wiedziała.
– Witaj, skarbie – powiedział z ponurą miną. – Przepraszam za spóźnienie.
Ani słowa komentarza na temat kominka, świec czy jej stroju.
Podeszła do niego, nagle czując skrępowanie z powodu jedwabnego szlafroka.
– Nie dostałem tej pracy.
– Co się stało? – spytała cicho, domyślając się, co za chwilę usłyszy.
– Wilkerson nie należy do ryzykantów, dlatego nie zdecydował się na zatrudnienie faceta, który kiedyś miał problemy z narkotykami. – Jack uśmiechnął się do niej tak smutno, że aż zabolało ją serce. – Wygląda na to, że ludzie nigdy nie zapominają o pewnych rzeczach.
Widziała, że jest nieszczęśliwy, gdy jednak wyciągnęła do niego ręce, odsunął się. Wszedł do salonu i wpatrzył się w ogień w kominku.
– Pamiętasz, jak nabawiłeś się kontuzji kolana? – spytała, podchodząc do niego. – Zaciągnęliśmy wszystkie zasłony wokół twojego łóżka szpitalnego, a potem położyłam się obok ciebie i…
– To było dawno temu, Birdie.
Spojrzawszy na niego, zrozumiała, że przegrała. Znajdował się zaledwie na wyciągnięcie ręki, ale równie dobrze mogłyby ich dzielić kilometry. Dwadzieścia cztery lata małżeństwa i oto, proszę, gdzie się znaleźli. СКАЧАТЬ