Someone new. Laura Kneidl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Someone new - Laura Kneidl страница 4

Название: Someone new

Автор: Laura Kneidl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-7686-912-4

isbn:

СКАЧАТЬ bardziej niewrażliwą niż przedtem, zamknęłam się i wypiłam łyk szampana. Musował mi w gardle, aż usłyszałam głośne brzęczenie. Instynktownie znieruchomiałam, ale to była tylko komórka Juliana.

      Odstawił kieliszek, wyciągnął telefon z kieszeni spodni i ze ściągniętymi brwiami wpatrywał się w wyświetlacz, zanim zdecydował się odebrać.

      – Hej, co jest?

      Odwrócił się do mnie plecami i odszedł parę kroków dalej, słuchając odpowiedzi rozmówcy.

      Wbiłam zęby w kanapkę, tak jakby żucie mogło sprawić, że nie będę podsłuchiwać Juliana.

      – Weź go i posadź w kuwecie.

      Zmarszczyłam czoło. Z kim on, do diabła, rozmawia?

      – Teraz nic na to nie poradzę.

      …

      Julian westchnął.

      – Cassie powinna to sprzątnąć.

      …

      – W takim razie zostaw to, dopóki nie wrócę.

      Julian zaczął układać w styropianowej skrzyni brudne kieliszki, które jakiś inny kelner beztrosko zostawił na blacie.

      – Dwie, trzy godziny.

      …

      Julian jęknął z frustracją i potarł nasadę nosa wierzchem dłoni, podczas gdy osoba po drugiej stronie słuchawki najwyraźniej mówiła dalej. W końcu opuścił rękę.

      – Dzięki, na razie.

      Rozłączył się i wsunął telefon z powrotem do kieszeni, wypychając ją. Powoli odwrócił się w moją stronę i podchwycił moje pytające spojrzenie, ale nic nie powiedział.

      Kiedy dotarło do mnie, że sam nie powie mi, co zaszło, zapytałam:

      – Kto to był?

      – Mój współlokator.

      – Musisz już iść? – zapytałam, zaskoczona tym, jak bardzo chciałam, żeby odpowiedź brzmiała „Nie”.

      Julian potrząsnął głową i na czoło spadł mu brązowy kosmyk.

      – Mój kot narobił pod łóżkiem. Mój współlokator nie chce tego sprzątać, ale też nie chce, żeby to tak leżało. Mam go dopiero od tygodnia.

      – Kota czy współlokatora?

      Julian się uśmiechnął.

      – Kota.

      – Jak ma na imię?

      – Laurence.

      Wzięłam jeszcze jeden kęs kanapki i resztę zostawiłam Julianowi. Nie powinien z mojego powodu głodować przez resztę wieczoru.

      – Zawsze chciałam mieć kota, ale rodzice się na to nie zgadzają.

      – Dlaczego?

      – Boją się, że na ich drogich meblach będzie leżeć sierść.

      – A od czego są rolki do ubrań?

      Wzruszyłam ramionami i kiedy Julian zjadał resztę kanapki, opowiedziałam mu o akwarium, które dostałam od rodziców, gdy miałam siedem lat. Julian za szybko zjadł kanapkę, nasze kieliszki też już były puste. Nie było teraz żadnego powodu, by dłużej siedzieć w kuchni, tylko taki, że tego chciałam. Mama na pewno wkrótce odkryje moje zniknięcie.

      Zeskoczyłam z kredensu i włożyłam buty.

      – Myślę, że czas tam wrócić – powiedziałam, ale nie ruszyłam się z miejsca.

      – Dlaczego przychodzisz na imprezę, na którą nie masz ochoty? – zapytał Julian i sprzątnął nasze kieliszki ze zręcznością, która pozwalała się domyślać, że zajmuje się kelnerowaniem już jakiś czas.

      – Bo nie mam wyboru.

      Julian pytająco uniósł brew.

      – Chcę się wyprowadzić i szukam właśnie jakiegoś mieszkania. Nie stać mnie jednak na wynajęcie, więc mam umowę z rodzicami, że oni zapłacą mi za to i za studia, a w zamian ja raz w tygodniu zjawię się u nich na kolacji i będę się pokazywać na wszystkich ważnych towarzyskich eventach.

      – Brzmi uczciwie.

      – Wiem. – To było bardziej niż uczciwe. Kilka godzin mojego czasu za tysiące dolarów. Mimo to nienawidziłam każdej spędzonej w ten sposób sekundy. – A dlaczego ty tutaj jesteś? – zapytałam. Julian wydawał się tak samo zniechęcony jak ja i ani na krok nie zbliżył się do salonu.

      – Czy to nie oczywiste? Zarabiam tu pieniądze. Laurence jest mały, ale kosztuje majątek.

      – Ile dostajesz?

      – Siedemdziesiąt pięć dolarów.

      – Za godzinę?

      Roześmiał się.

      – Za cały wieczór.

      – To nie za dużo.

      – Więcej niż gdzie indziej.

      – Nie wiedziałam. – Niby skąd miałam wiedzieć? W życiu nie musiałam przepracować nawet sekundy. Mimo to byłam pewna, że siedemdziesiąt pięć dolarów to za mało za obsługiwanie przez cały wieczór ludzi pokroju Gwendoline Finn. Dałam Julianowi znak, by za mną poszedł. – Chodź.

      – Dokąd?

      – Zobaczysz.

      Zawahał się, ale nie opierał zbyt długo. Kilka chwil później wyszedł za mną z kuchni. Minęliśmy salon i przeszliśmy do garderoby.

      W małym pomieszczeniu pachniało drogimi skórzanymi torebkami i wyperfumowanymi płaszczami gości. Odszukałam moją purpurową parkę, którą dostałam od mamy trzy miesiące temu na urodziny. Na wieszaku obok wisiała kopertówka, do której wepchnęłam notes.

      – Potrzymaj. – Podałam zeszyt Julianowi.

      Wziął go ode mnie. Drzwi garderoby zamknęły się za nim.

      Światło było tu słabe, w porównaniu z kuchnią pomieszczenie wydawało się niewielkie. Musieliśmy stać między płaszczami i kurtkami dość blisko siebie. Nie uszło mojej uwadze, że ładnie pachniał, jodłą i ziemią, mimo że przez cały wieczór biegał z tacami.

      – Co to jest? – zapytał.

      Podniosłam głowę i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jesteśmy podobnego wzrostu. Przyzwyczaiłam się, że przy moim metrze sześćdziesiąt muszę zadzierać głowę, nawet w czółenkach na obcasach, ale nie przy Julianie.

      Kartkował СКАЧАТЬ