Someone new. Laura Kneidl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Someone new - Laura Kneidl страница 5

Название: Someone new

Автор: Laura Kneidl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-7686-912-4

isbn:

СКАЧАТЬ sztuki, ale trudno jest objaśniać ją ludziom. Moja pasja, zwłaszcza w kręgach, w jakich obracali się rodzice, wywoływała zwykle tylko zmęczone uśmiechy.

      Otworzyłam portmonetkę, wyjęłam kilka banknotów i podałam je Julianowi.

      – Masz.

      Podniósł głowę znad notesu i spojrzał na pieniądze. Ze zdumienia szeroko otworzył oczy.

      – To za dużo.

      – Wcale nie. – To było dwieście trzydzieści dolarów. Więcej kosztowała moja kopertówka.

      Potrząsnął głową.

      – Nie mogę.

      – Dlaczego nie?

      Julian otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale go ubiegłam.

      – I nie mów, że to za dużo.

      – Ja… – Julian nie zdążył dodać nic więcej, bo w tej właśnie chwili otworzyły się drzwi garderoby. Julian zamarł, a ja instynktownie schowałam pieniądze do torebki.

      – Michaella! – Nie było poza mamą drugiej osoby, która w jednym słowie umiałaby zawrzeć tak dużo oburzenia, rozczarowania i wściekłości. – Czy to jakieś żarty? Znowu? Patrzyła to na mnie, to na Juliana i kiedy dostrzegła, jak blisko siebie staliśmy, w jej wzroku pojawiło się jeszcze więcej pogardy. Nie trzeba było być jasnowidzką, by wiedzieć, co sobie myślała; scena, jaką przedstawialiśmy, była jednoznaczna. Sami w zamkniętej garderobie, przy przygaszonym świetle, z poczuciem winy na twarzach.

      – Chciałam dać mu napiwek – powiedziałam.

      – Napiwek. – Mama prawie wypluła z siebie to słowo. – Ten rodzaj „napiwków” możesz sobie darować, Michaello. Już rozmawialiśmy na ten temat, czy może zapomniałaś?

      – Nie, ale naprawdę chciałam… – Podniosłam torebkę, żeby znowu wyjąć z niej pieniądze.

      Ale mama już była przy Julianie. Jej pomalowane na czerwono usta wykrzywiał uśmieszek, jakim częstowała tylko adwokatów stojących po przeciwnej stronie.

      Czułam, że Julian spiął się cały, ale wyraz jego twarzy się nie zmienił. Spoglądał na mamę obojętnym wzrokiem, a jej się to wyraźnie nie podobało.

      – A pan… jest pan zwolniony. Niech pan się wynosi.

      Wzięłam głęboki oddech.

      – Mamo! Nie możesz go tak po prostu zwolnić!

      – Mogę. I zrobię to – powiedziała krótko. – Cokolwiek tu robiliście, nie płacimy tym ludziom za to, żeby chowali się z tobą w szafie. Powinien być tam i nas obsługiwać.

      – To nie był jego pomysł. Ja…

      – Daj spokój, Micah – przerwał mi Julian. Z obojętną miną oddał mi notes i zrobił krok w tył.

      Serce mi się ścisnęło. Pomyślałam o Laurensie. Czy Julian będzie mógł go teraz utrzymać?

      Przeszedł koło mamy, kiedy ta nagle wyciągnęła rękę do przodu. Złapała go za ramię i nachyliła się ku niemu, pociągając nosem.

      – Pił pan alkohol?

      – Ja… Tak – przyznał Julian przygaszonym tonem. – Pół kieliszka.

      Mama z odrazą pokręciła głową, choć sama wypiła już ze cztery kieliszki szampana.

      – Zgłoszę to pańskiemu szefowi. Załatwię pana tak, że już nigdy nie dostanie pan w tym mieście pracy w kateringu.

      Julian zacisnął zęby i zwinął dłonie w pięści.

      Chciałam mu pomóc, ale znałam mamę. Była nieprzejednana, miała żelazną wolę i realizowała postanowienia, co sprawiało, że była znakomitą adwokatką. Wszystko, co powiedziałabym w obronie Juliana, obróciłoby się przeciwko niemu. Mogłam tylko milczeć i mieć nadzieję, że mama zajmie się pracą i zapomni na niego donieść.

      Julian odwrócił się i wyszedł z garderoby, nie patrząc na mnie. Nie mogłam mieć mu tego za złe. To ja wplątałam go w kłopoty, on nawet nie zdążył wziąć ode mnie obiecanych pieniędzy. Przypuszczalnie już teraz żałował swojej fałszywej skromności.

      Ze ściśniętym żołądkiem patrzyłam w milczeniu, jak idzie do kuchni po swoje rzeczy. Pewnie wyjdzie drzwiami dla służby i już więcej go nie zobaczę.

      – Idziesz ze mną! – powiedziała mama ostrym tonem. To nie było pytanie, to był rozkaz. Zapraszającym gestem otworzyła drzwi. I tak jak w ostatnich tygodniach ugryzłam się w język i posłuchałam jej. Dla Adriana.

      Odwiesiłam torebkę i ruszyłam z mamą w kierunku salonu. Szła tuż za mną, jakby chciała się upewnić, że nie pobiegnę za Julianem, i przez cały czas czułam na plecach jej pełen wyrzutu wzrok.

      Rozdział 2

      Dwa miesiące później

      Odeszłam krok do tyłu i spojrzałam na swoje dzieło: twierdza zbudowana z kartonów po przeprowadzce. Sięgała aż do sufitu mojego nowego mieszkania, a przez otwór z prawej strony można było wpełznąć do środka. Poświęciłam trzy godziny z życia, żeby to zbudować i byłam spocona od układania pudeł, ale było warto.

      Wytarłam czoło ręką, a potem wyciągnęłam telefon i pstryknęłam kilka zdjęć, żeby wysłać je Adrianowi. Moje wiadomości najwyraźniej docierały do niego, ale nie wiedziałam, czy je czyta, bo nigdy nie dostawałam odpowiedzi. Mimo to podtrzymywałam tę jednostronną korespondencję. Pisząc do brata, miałam poczucie, że jestem nadal częścią jego życia, choć nie widzieliśmy się od trzech miesięcy. Tęskniłam za nim i coraz bardziej się o niego martwiłam, choć zdaje się, że byłam w tym odosobniona. Rodzice zajmowali się codziennymi sprawami, tak jakby nigdy nie mieli syna. Inni też tak naprawdę się nim nie interesowali. Kilka tygodni temu próbowałam zamieścić ogłoszenie o zaginięciu, ale na próżno. Policja nie chciała się na to zgodzić. Adrian był zdrowym psychicznie, dorosłym mężczyzną. Spakował swoje rzeczy i odszedł z własnej woli, przynajmniej w jakimś stopniu. Według nich nie stało się nic, co mogłoby budzić obawy lub byłoby sprzeczne z prawem.

      Potrząsnęłam głową i odepchnęłam od siebie wspomnienie, które znowu mogłoby mnie wpędzić we wściekłość; uczucie, którego ostatnio często doświadczałam wobec rodziców. Tym bardziej więc uszczęśliwiła mnie ta wyprowadzka. Szukanie własnego lokum trwało dłużej, niż myślałam, ale od dziś oficjalnie byłam właścicielką mieszkania na Copper Avenue – sfinansowanego przez rodziców. Nigdy nie odkładałam pieniędzy. Nie było takiej potrzeby. Przed historią z Adrianem nigdy bym nie pomyślała, że pewnego dnia nie będę już chciała żyć za pieniądze mojej rodziny.

      Finansowa zależność miała jednak też dobrą stronę: ja i rodzice musieliśmy ze sobą rozmawiać. Choć nie miałam o nich najlepszego zdania, kochałam ich i miałam nadzieję, że pewnego dnia nasza rodzina znów będzie razem. Nie miałam pojęcia, czy to w ogóle jest możliwe, czy to tylko moje СКАЧАТЬ