Название: Ziemia obiecana
Автор: Władysław Stanisław Reymont
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
– Któraż kulawa?
– Róża, ta po lewej stronie, ruda.
– Wczoraj była u mnie w sklepie, przerzuciła wszystko, nic nie kupiła i poszła, ale miałam czas się jej przyjrzeć, jest zupełnie brzydka – mówiła pani Stefania.
– Ona jest prześliczną, ona jest anioł, co to anioł, ona jest cztery albo piętnaście aniołów – wykrzykiwał Moryc, przedrzeźniając starego Szaję.
– Do widzenia paniom, chodź Moryc, pan Horn zostanie przy paniach.
– Może panowie przyjdą do nas na herbatę po teatrze? – prosiła wszystkich liliowa, patrząc na Borowieckiego.
– Dziękuję bardzo, ale przyjdę jutro, dzisiaj nie mogę.
– Czy jesteś pan zamówiony do Müllerów? – szepnęła trochę cierpko.
– Do Grand Hotelu. Dzisiaj sobota, przyjeżdża Kurowski, jak zwykle, a ja mam z nim do obgadania niesłychanie ważne rzeczy.
– To załatw się z nim pan w teatrze, musi przecież być.
– On przecież nie bywa w teatrze, nie zna go pani?
Ukłonił się i wyszedł, przeprowadzony dziwnym spojrzeniem pani Stefanii.
Akt dosyć dawno się już ciągnął, więc przesuwał się do swojego miejsca i siadł, ale nie słuchał, bo naokoło szeptano coś nader tajemniczo.
Zdziwił wszystkich fakt, że w czasie sztuki wywołano z loży Knolla, zięcia Bucholca, który siedział samotnie w loży, na wprost Zukerów, a potem, że wyniósł się z teatru cichaczem Grosglik, największy bankier łódzki.
Przynieśli mu depeszę, z którą poleciał do Szai.
Szczegóły te, podawane sobie szeptem, obleciały niby błyskawica teatr i wzbudziły jakiś ciemny, niewytłumaczony niepokój w przedstawicielach różnych firm.
– Co się stało? – zapytywano, nie znajdując odpowiedzi na razie.
Kobiety słuchały sztuki, ale większość mężczyzn z parteru i z lóż przypatrywała się z niepokojem królom i królikom łódzkim.
Mendelsohn siedział zgarbiony, z okularami na czole, gładził chwilami brodę wspaniałym ruchem i szczerze zdawał się być pochłonięty przedstawieniem.
Knoll, wszechpotężny Knoll, zięć i następca Bucholca także słuchał z uwagą.
Müller istotnie musiał nie wiedzieć o niczym, bo śmiał się na całe gardło z dowcipów mówionych na scenie, śmiał się tak szczerze, że chwilami Mada szeptała cicho:
– Papo, tak nie można.
– Zapłaciłem, to się bawię – rzucał jej w odpowiedzi i istotnie bawił się zupełnie.
Zuker zniknął, w loży siedziała samotnie Lucy i znowu patrzyła na Borowieckiego.
Mniejsi potentaci i przedstawiciele takich firm jak: Ende-Griszpan, Wolkman, Bauvecel Fitze, Biberstein, Pinczowski, Prusak, Stojowsky, kręcili się na swoich miejscach coraz niespokojniej, szepty przelatywały z końca w koniec teatru, co chwila ktoś się wysuwał i nie powracał.
Oczy badały naokoło, na ustach tkwiły zapytania, niepokój wszystkimi owładał coraz silniejszy.
A nikt nie umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego, chociaż wszyscy byli pewni, że się coś stało ważnego.
Z wolna to zdenerwowanie udzielało się tym nawet, którzy nie obawiali się żadnych złych wieści.
Wszyscy poczuli to drżenie łódzkiego gruntu, tak często w ostatnich czasach nawiedzanego kataklizmem.
Tylko góra, tanie miejsca, nic nie odczuwała, bawiła się wciąż wybornie, wybuchała śmiechem, biła oklaski, wołała brawo.
Śmiech jakby falą buchał z drugiego piętra i rozpryskiwał się kaskadą dźwięków na parter i loże, na te wszystkie głowy i dusze tak nagle zaniepokojone, na te miliony, rozpostarte na aksamicie, ubrylantowane, pyszne swą władzą i wielkością.
Ze wszystkich lóż tylko loża znajomych Borowieckiego pań, brała udział w zabawie i bawiła się doskonale.
Potworzyły się pewne rafy na tym ruchomym morzu, które siedziały spokojnie, wpatrzone w scenę; były to rodziny przeważnie polskie, których nic nie mogło zaniepokoić, bo nic nie miały do stracenia.
– To bawełna – szepnął Leon do Borowieckiego. – Patrz pan, wełna i inni siedzą prawie spokojnie, są tylko ciekawi. Ja się na tym znam.
– Frumkin w Białymstoku, Lichaczew w Rostowie, Ałpasow w Odessie – klapa! – szepnął Moryc, który skądciś dowiedział się tego.
Wszyscy trzej byli to kupcy en gros62, jedni z największych odbiorców łódzkich.
– Na ile Łódź zaangażowana? – pytał Borowiecki.
Moryc znowu wyszedł i powrócił po kilku minutach, był znacznie bledszy, usta miał skrzywione, oczy świeciły dziwnie; nie mógł ze wzruszenia trafić z binoklami na nos.
– Jest jeszcze jeden. Rogopuło w Odessie. Murowane firmy, same murowane!
– Wysoko leżą?
– Łódź traci ze dwa miliony! – szepnął bardzo poważnie i usiłował włożyć binokle.
– Nie może być – wykrzyknął prawie głośno Borowiecki, zrywając się z miejsca, aż publiczność siedząca za nim, zaczęła stukać i sykać, żeby nie zasłaniał sceny sobą. – Kto ci powiedział?
– Landau, a jak Landau mówi, to Landau wie.
– Kto traci?
– Wszyscy po trochu, a Kessler, Bucholc, Müller najwięcej.
– Ale żeby ich nie podeprzeć, pozwolić na taką klapę.
– Rogopuło uciekł, Lichaczew umarł, zapił się z rozpaczy.
– A Frumkin i Ałpasów?
– Nic nie wiem, mówiłem tyle, co było w depeszy.
Już teraz te wszystkie wieści rozlały się po teatrze, wszyscy wiedzieli o klęsce.
Co chwila widać było, jak ta wiadomość niby bomba wybucha w innej stronie teatru.
Twarze podnosiły się w górę, oczy błyskały, słowa jakieś ostre dźwięczały w powietrzu, krzesła się podnosiły z trzaskiem, wybiegali z pośpiechem СКАЧАТЬ
62