Название: Fabryka Absolutu
Автор: Karel Čapek
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
G. H. Bondy powstał udręczony.
– Boże, Boże mój – szeptał – jeśli możesz… odejmij ode mnie ten kielich…
– Przyjdzie pan? – nastawał nieustępliwy dyrektor.
– Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił – westchnął G. H. Bondy.
8. Na bagrownicy
Koło Sztiechowic32 stała bagrownica ME 28, znieruchomiała w wieczornym zmierzchu. Paternosterowa33 draga34 już dawno przestała wynosić chłodny piasek z dna Wełtawy. Wieczór był ciepły i bezwietrzny, pachnący skoszonymi trawami i wydechem lasu. Północny zachód jeszcze trochę płonął słodkim pomarańczowym blaskiem. Tu i ówdzie błysnęła fala boskim poblaskiem odbijającym niebiosa. Zajaśniała, zaszumiała i rozlała się w fosforyzującej gładzi wodnej.
Od Sztiechowic zbliżało się do bagrownicy czółno. Płynęło wolno, zmagając się z bystrym prądem, czarne na jaśniejącej rzece niby duży robak wodny.
– Ktoś jedzie do nas – ozwał się spokojnie bagrownik Kuzenda, siedzący na burcie bagrownicy.
– Dwóch – rzekł po chwili maszynista Brych.
– Ja już wiem, kto jedzie – rzekł pan Kuzenda.
– Kochankowie ze Sztiechowic – rzekł pan Brych.
– Muszę ugotować dla nich kawy – zadecydował pan Kuzenda i poszedł na dół.
– No więc, dzieci! – wołał Brych w kierunku czółna. – W lewo! W lewo! No, kobieto, podaj mi rękę, o tak! I siup na górę!
– Ja i Pepek – mówiła dziewczyna, stojąc już na pokładzie – my… myśmy chcieli…
– Dobry wieczór – witał się młody robociarz, stając tuż za nią. – Gdzież to pan Kuzenda?
– Pan Kuzenda gotuje kawę – rzekł maszynista. – Siadajcie, o, patrzcie, ktoś do nas płynie. To wy, piekarzu?
– To ja – ozwał się głos. – Dobry wieczór, panie Brych. Wiozę do was pocztowca i pana gajowego.
– No to chodźcie na górę, bracia – rzekł pan Brych. – Gdy pan Kuzenda ugotuje kawę, zaczniemy. Kto przyjdzie jeszcze?
– Ja – odpowiedział głos z boku bagrownicy. – Pan Hudec chciałby was także posłuchać.
– Witam pana, panie Hudec – mówił maszynista, pochylając się na dół. – Chodźcie na górę, tu jest drabinka. Poczekajcie, panie Hudec, zaraz wam podam rękę, bo pan tu jeszcze nie był.
– Panie Brych – wołali z brzegu jacyś trzej ludzie – niech pan pośle po nas czółno. Dobrze? Chcielibyśmy dostać się do was.
– Zajedźcie po nich, wy tam na dole! – rzekł pan Brych. – Niech się każdemu dostanie Słowa Bożego! Siadajcie, bracia, i ty, siostro. Nie ma u nas brudu od czasu jak opalamy maszynę Karburatorem. Brat Kuzenda przyniesie wam kawy, a potem zaczniemy. Witam was, młodzieńcy. Pójdźcie na górę!
Potem pan Brych stanął nad otworem wiodącym po drabinie na dół i zawołał w głąb bagrownicy.
– Halo, Kuzenda! Dziesięciu na pokładzie.
– Dobrze! – odpowiadał z głębi głuchy głos. – Już niosę kawę.
– Więc siadajcie – zwrócił się gorliwy głos Brycha do przybyłych. – Panie Hudec, my tu mamy tylko kawę; myślę, że to pana nie obrazi.
– Skądże! – zastrzegał się pan Hudec. – Chciałem tylko widzieć waszą – wasz – wasze posiedzenie.
– Nasze nabożeństwo – łagodnie poprawił go pan Brych. – Wie pan, my tu wszyscy jesteśmy braćmi. Trza panu wiedzieć, panie Hudec, że ja byłem alkoholik, a Kuzenda robił politykę, ale spłynęła na nas łaska. A ci bracia i siostry – mówił wskazując wokół – jeżdżą do nas co wieczór, aby się modlić o podobny dar ducha. Na przykład ten piekarz miał duszności, a Kuzenda go uzdrowił. No, powiedzcie, piekarzu, jak to było.
– Kuzenda wkładał na mnie ręce – mówił piekarz z cichym uniesieniem – i nagle rozlało mi się w piersi takie ciepło. Wie pan, coś we mnie jakby stuknęło, a ja zacząłem oddychać, jakbym latał po niebie.
– Zaraz, mój piekarzu – poprawił go Brych. – Kuzenda nie wkładał na was rąk. Przecie nie wiedział, że robi cud. Tylko zrobił ręką taki znak, a wyście potem powiedzieli, że możecie oddychać. Tak to było.
– My byliśmy obecni przy tym – opowiadała dziewczyna ze Sztiechowic. – Pan piekarz miał taki blask dokoła głowy. A mnie pan Kuzenda zażegnał potem suchoty35. Prawda, Pepku?
Młodzieniec ze Sztiechowic rzekł:
– To najczystsza prawda, panie Hudec. Ale dziwniejsze jest to, co się stało ze mną. Ja nie byłem porządnym człowiekiem, panie Hudec. Siedziałem też już w kryminale, wie pan, za kradzież i jeszcze za coś. Pan Brych mógłby panu dużo powiedzieć o mnie.
– E, co tam! – machnął Brych ręką. – Brakło panu tylko łaski. Ale tutaj, na tym miejscu, dzieją się dziwne rzeczy, panie Hudec. Może i sam pan to poczuje. Brat Kuzenda umie to powiedzieć, ponieważ dawniej bywał na wiecach. Patrzcie, już idzie.
Wszyscy odwrócili się ku otworowi, który prowadził z pokładu do maszynowni. Z otworu wynurzyła się brodata twarz z wymuszonym, zakłopotanym uśmiechem kogoś, kto jest od tyłu popychany i udaje, że nic o tym nie wie. Kuzendę widać było aż po pas. W obu rękach niósł duży kawał blachy, a na nim garnuszki i puszki od konserw. Uśmiechał się niewyraźnie i wznosił się stale. Już ukazały się jego stopy, a pan Kuzenda wznosił się wciąż jeszcze coraz wyżej i wyżej ze swoimi garnuszkami. Dopiero o jakieś pół metra nad otworem zatrzymał się, niezgrabnie szukając stopami oparcia dla nóg. Wisiał swobodnie w powietrzu i widać było jak się wysila, aby nogami dotrzeć do ziemi. Pan Hudec był jakby omamiony.
– Co się panu stało, panie Kuzenda? – zapytał wystraszony.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
СКАЧАТЬ
30
31
32
33
34
35