Stara baśń. Józef Ignacy Kraszewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stara baśń - Józef Ignacy Kraszewski страница 29

Название: Stara baśń

Автор: Józef Ignacy Kraszewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ wołać na swoich, aby się cofali.

      Co pozostało grodowych pachołków, wyparło się z podwórza kupiąc246 około dowódcy i z nim razem ustępując ku brzegowi rzeki. Wiszowi247 dali im odejść, zostając przy obronionej zagrodzie, ścigając ich tylko łajaniem i krzykami.

      Obie strony dosyć miały tej walki krwawej.

      Znad brzegu rzeczki podnosiły się tylko głosy i wrzawa, której od wrót odpowiadano.

      – Psie syny! Niewolniki! Raby!

      – Gady! Żmije!…

      Podobnymi wyrazy ciskano na siebie z obu stron długo, grożąc z jednej pięściami, z drugiej oszczepy podnosząc w górę.

      – Chodźcie tu! – wołali jedni.

      – Zbliżcie się – odpowiadali drudzy.

      Tymczasem w krzakach nad rzeką smerdzie obmywano i obwiązywano głowę, a synowie ciało ojca podniósłszy, nieśli je złożyć w izbie na posłaniu… nieśli i płakali a krzyczeli…

      Nikt walki na nowo rozpoczynać nie myślał. Głosy ucichały powoli.

      Widocznym było, że smerda ze swoimi ustąpi i zaniecha dalszej napaści. W istocie smerdzie dostatecznym się zdawało, że winowajca zginął, a ani on, ani ludzie jego nie chcieli życia stawić248, nie czując się silniejszymi.

      Pokładli się tylko nieopodal od wrót obozem z końmi i pozostali, grożąc, do wieczora. Musiano też naprzeciw nich straż postawić, aby się nocą niespodzianie nie rzucili, bo im jeszcze nie dowierzano. Gdy mrok zapadł zupełny, ucichło nad rzeczką, jak gdyby po walce się wylegiwali.

      Chłopak na brzuchu podpełznąwszy, dojrzał dopiero nierychło, że korzystając z ciemności, kneziowscy ludzie w bród przebyli wodę i drugim brzegiem znać nazad po cichu odciągnęli do grodu.

      Rozstawiwszy więc czaty, mogli już wszyscy spocząć. Drogo to był kupiony odpoczynek.

      W świetlicy na posłaniu swym leżał trup starca blady, ręką jeszcze ściśniętą trzymając złamane drzewce, które tkwiło mu w piersi zastygłą krwią czarną oblanej. Łuczywo paliło się na ognisku, dwaj synowie siedzieli i płakali. Nie było nawet komu o pogrzebie pomyśleć, bo niewiasty wszystkie jeszcze były w lesie.

      Dano im znać, pobiegł Sambor hukając w umówiony sposób, lecz nim mu na głos jego odpowiedziano, nim nadeszły żona, córki, synowe, sługi i wnuki, noc już była w połowie.

      Wśród ciszy lasów, z dala ten pochód żałobny słychać było.

      Szły płacząc, rycząc, śpiewając, zawodząc, włosy rwąc z głowy, a puszcza jękiem rozlegała się daleko.

      Przodem szła stara Jaga, siwe włosy rozpuściwszy na ramiona, z rękami załamanymi, z zamkniętymi powieki249. Pod ręce wiodły ją córki, zrzuciwszy z głów wianki, rozplótłszy kosy, podarłszy odzież na sobie. Tylko Dziwa szła milcząca i jakby martwa.

      Lament ten, płacz i razem pieśń jękliwa, wszystkich przejął smutkiem i grozą… Mężczyźni wtórowali. Otwarły się drzwi i cały ten orszak niewieści wtoczył się jak pijany rozpaczą, biegnąc aż do zwłok starca. Tu popadały na ziemię wszystkie i tarzać się zaczęły.

      Ogień przygasł był na kamieniach, przyrzucono pęk łuczywa i w blasku jego przedstawił się obraz ten tak straszno, tak boleśnie, że ci, co już płakali dzień cały, na nowo ryczeć poczęli.

      W podwórzu wyły psy, w szopach strwożone odzywało się bydło i konie rżały. Nareszcie Dziwa z ziemi wstała. Stara Jaga ruszyła się za nią, płaczki tylko zostały na ziemi, zawodząc i śpiewając pieśni… Matka i córka szły zmarłego do mogiły odziewać.

      Żalnik i zgliszcza dosyć były oddalone, na polance piaszczystej znajdowały się w lesie. Poszli więc parobcy drzewo przysposobić na stos, kamienie gotować do grobu, bo ciała nie chciano długo trzymać niespalonym, ażeby duch mógł prędzej wzlecieć do ojców i braci.

      Noc to była znowu bezsenna i łzawa… Nad rankiem już stary Wisz siedział na ławie, podparty tak, aby się żywym niemal mógł zdawać jeszcze. Najlepszą odzież nań włożono, najpiękniejszą broń przypasano do pasa, czapkę z kitą miał na głowie, łuk na plecach, procę, kamienny topór ojców i dłut z krzemienia.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      łotoć – rodzaj kaczeńca. [przypis redakcyjny]

      2

      pierzchnęło – dziś: pierzchło; pierzchnąć – uciec. [przypis edytorski]

      3

      zatętniało – dziś: zatętniło. [przypis edytorski]

      4

      nazad – z powrotem. [przypis redakcyjny]

      5

      łom – tu: łamanie. [przypis redakcyjny]

      6

      łoza – rodzaj krzewu z rodziny wierzbowatych; wierzba szara. [przypis redakcyjny]

      7

      listki – dziś popr. forma N. lm: listkami. [przypis edytorski]

      8

      osiczyna – gatunek drzewa, topola osika a. topola drżąca, której liście drżą przy najmniejszym podmuchu wiatru. [przypis edytorski]

СКАЧАТЬ


<p>246</p>

kupić się – skupiać się, gromadzić się. [przypis edytorski]

<p>247</p>

Wiszowi – ludzie Wisza. [przypis edytorski]

<p>248</p>

stawić – tu: postawić, zaryzykować. [przypis edytorski]

<p>249</p>

powieki – dziś popr. forma N.lm: powiekami. [przypis edytorski]