Poszukiwacze skarbu. Эдит Несбит
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Poszukiwacze skarbu - Эдит Несбит страница 2

Название: Poszukiwacze skarbu

Автор: Эдит Несбит

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ się jak mężczyzna, a nie jak gęś – poprosił go Oswald.

      I Noel powiedział, że nie jest jeszcze zdecydowany, czy wyda swoje poezje, czy też poszuka księżniczki i ożeni się z nią.

      – Cokolwiek się stanie – dodał – nikomu nic nie powiem, bo Oswald kopał mnie i powiedział, że jestem gęsią.

      – Nie – bronił się Oswald – powiedziałem „nie bądź gęsią”. – I Ala wytłumaczyła, że było to coś wręcz przeciwnego, więc nastąpiła zgoda.

      Teraz przyszła kolej na Dicka.

      – Mam dopiero początek pomysłu. Powiem wam innym razem – rzekł z tajemniczą miną.

      – Schowaj swój głupi pomysł dla siebie! Teraz kolej na Dorę – zawołał Oswald. A Dora wskoczyła na fotel i powiedziała:

      – Zamiast iść drogą szczęścia i szukać skarbu po świecie, zabierzmy się po prostu do kopania w naszym ogrodzie. Na pewno go znajdziemy. Chodźmy zaraz kopać. – Pobiegliśmy po łopaty. Nie mogę wyjść z podziwu, czemu ojciec nigdy nie wpadł na tę genialną myśl i chodzi co dzień do biura, zamiast szukać skarbu w ogrodzie.

      II. Kopanie

      Obawiam się, że pierwszy rozdział znudził was. Nudne to jest zawsze, kiedy w powieściach ludzie mówią i mówią bez końca. Ale musiałem opowiedzieć to wszystko, bo inaczej nie zrozumielibyście mojej historii. Najciekawsze są zawsze te książki, w których się coś dzieje. Tak samo jest w życiu.

      Toteż nie opowiem w mojej książce o dniach, w których nie zachodziło nic nowego. Nie usłyszycie ode mnie ani razu „smutny dzień minął powoli” albo „przechodziły dnie, miesiące, lata” lub „czas mijał bez zmiany”. Bo czy się o tym mówi, czy nie, czas mija i nic w tym interesującego nie ma. Będę więc mówił tylko o ważnych zajściach i ciekawych przygodach. Każdy z was domyśli się, że w międzyczasie jedliśmy, wstawaliśmy, myliśmy się i kładliśmy spać. Powiedziałem to wujkowi Alberta-z-przeciwka, który przyznał mi rację. On też jest literatem i zna się na takich rzeczach.

      Postanowiwszy szukać skarbu w ziemi, pobiegliśmy na strych po łopaty. Znaleźliśmy nasze stare łopaty, które dostaliśmy przed trzema laty, gdy byliśmy nad morzem.

      Pilno nam było zabrać się do roboty, ale dużo czasu straciliśmy na czyszczenie łopat, bo dziewczęta nie chciały kopać zakurzonymi. One zawsze mają takie dzikie fantazje. Znaleźliśmy miejsce niedaleko śmietnika (czytaliśmy już nie raz, że skarby bywają ukryte obok śmietników), ale grunt był twardy i natrafialiśmy na same kamienie.

      Przenieśliśmy się zatem do ogrodu i tam, pośrodku klombu, zabraliśmy się do roboty. Praca była ciężka i jak dotychczas, bezowocna.

      Właśnie Albert-z-przeciwka zaglądał do nas przez parkan, nie bardzo go lubiliśmy, ale bawimy się z nim czasem, bo jego ojciec umarł, a należy być dobrym dla sierot, nawet takich, które mają matkę. Albert doprowadza nas do rozpaczy swoim porządkiem; nosi sztywne kołnierze i mankiety nieskazitelnej białości, jedwabne krawaty i aksamitne kurtki. Jak on w tym wszystkim może wytrzymać!

      – Dzień dobry, Albercie-z-przeciwka.

      – Co wy tam robicie?

      – Wykopujemy skarb – powiedziała Ala – wyczytaliśmy w starych manuskryptach, że tu szukać należy. Chodź, pomożesz nam. Gdy wykopiemy wielki dół, znajdziemy misę pełną złota i drogich kamieni.

      Albert-z-przeciwka wzruszył ramionami.

      – Te skarby to pewno znowu jakieś bajki albo wasze wymysły.

      Albert nie umie bawić się z nami; czyta niechętnie i w ogóle jest niemądry. Ale to nie jego wina.

      – Chodź do nas – zaprosił Oswald – gdy wykopiemy skarb, podzielimy się z tobą.

      – Nie chcę skarbu, nie lubię kopać i idę na podwieczorek.

      – Chodź – zawołała Ala – pożyczę ci mojej łopaty, jest najlepsza.

      Albert przyszedł do nas przez płot i wzięliśmy się ponownie do roboty. Dół stawał się coraz większy. Pomagał nam też nasz pies, Rex, który doskonale kopie, zwłaszcza gdy szuka szczurów. Brudzi się przy tym bardzo, ale nawet z zasmoloną mordą jest najmilszym i najukochańszym psem.

      – Należałoby przeprowadzić tunel – zaproponował Oswald – tym sposobem dostaniemy się do wielkiego skarbu.

      – Szczury! – zawołałem, a Rex zaczął charczeć. Oparł się na przednich nogach, kopiąc tylnymi, jak gdyby rzeczywiście węszył myszy.

      Tunel wypadł wspaniale, miał już przeszło łokieć długości i byliśmy przekonani, że jeszcze chwila cierpliwości, a dotrzemy do skarbu.

      Teraz, z kolei, Albert miał wejść do tunelu, ale nie chciał.

      – Bądź mężczyzną – powiedział Oswald. (Nikt nie może zaprzeczyć, że Oswald postępuje jak mężczyzna). Ale Albert nie chciał. Uważaliśmy, że obowiązkiem naszym było zmusić go do tego.

      – W tym nie ma nic trudnego – zapewniała Ala. – Wejdziesz do tunelu i będziesz rękami usuwał ziemię, a potem przyklepiesz łopatą, ażeby się tunel nie zapadł. No chodź! Zamknij oczy, to nie zauważysz, że w tunelu jest ciemno. Ja tak robiłam. Przecież wszyscy byliśmy w tunelu prócz Dory, która się boi robaków.

      – I ja się boję robaków!

      Ale przypomnieliśmy mu, że nie dalej jak wczoraj złapał brunatną glistę i rzucił ją Dorze w twarz.

      – Pozwólcie mi wejść nogami do tunelu. Będę kopał butami. Słowo honoru!

      Zrobiliśmy to ustępstwo.

      Albert wszedł do tunelu, a właściwie położył się w nim i tylko mu głowa wystawała.

      – Kop, kop, Albercie! – nalegała cała gromadka. I Albert kopał z całej siły swoimi nowymi, żółtymi trzewikami. Nagle cały tunel zapadł się i Albert-z-przeciwka został przyduszony ciężarem ziemi. Biedny chłopak!

      Okropnie krzyczał, nie wiadomo czemu, bo ostatecznie nie cierpiał, a było mu tylko niewygodnie i nie mógł poruszać nogami. Chcieliśmy go nawet wykopać, ale darł się wniebogłosy, więc uradziliśmy, że najlepiej będzie pójść do kucharki Alberta-z-przeciwka, opowiedzieć jej, że Albert został żywcem zagrzebany (ale tylko wypadkiem) i żeby była taka dobra i pomogła nam go wydostać.

      Wydelegowaliśmy Dicka, który długo nie wracał. Albert-z-przeciwka rozkrzyczał się tymczasem na dobre, bo wypluł ziemię, którą miał w ustach i nic mu nie przeszkadzało.

      Wreszcie powrócił Dick z wujem Alberta-z-przeciwka. Wuj Alberta ma długie nogi, jasne oczy i ciemną twarz. Dawniej był marynarzem, a teraz jest poetą. Lubię go bardzo.

      – Bądź cicho przez jedną chwilę i powiedz, СКАЧАТЬ