Название: Król Maciuś Pierwszy
Автор: Janusz Korczak
Издательство: Public Domain
Жанр: Повести
isbn:
isbn:
– Poślesz ojcu, głupi, swoją fotografię, to się ucieszy.
– Nie i nie!
Dosyć miał Maciuś tych fotografii, zresztą bał się nie na żarty. A nuż poznają, domyślą się.
– Dajcie mu spokój, kiedy nie chce. A może ma rację. Jeszcze się król Maciuś obrazi, będzie mu przykro, że jeździ samochodem po stolicy na spacer, gdy jego rówieśnicy otrzymują rany.
– Co to – do pioruna – za Maciuś, o którym ciągle mówią?
Maciuś pomyślał – „do pioruna” – bo już dawno zapomniał etykietę i nauczył się gwary żołnierskiej.
– Jak to dobrze, że uciekłem i jestem na froncie – pomyślał jeszcze król Maciuś.
Nie chcieli wypisać Maciusia ze szpitala, nawet prosili bardzo, żeby został, że przyda się: herbatę rannym dawać będzie, w kuchni pomoże.
Oburzył się Maciuś.
– Nie, za żadne skarby! Niech sobie ten malowany Maciuś w stolicy rozdaje w szpitalach prezenty i chodzi na pogrzeby oficerów – on prawdziwy król Maciuś – pójdzie znów do okopów.
I wrócił.
– Gdzie Felek?
– Nie ma Felka.
Felkowi znudziła się służba w okopach. Ruchliwy był chłopak – ani chwili nie mógł usiedzieć na miejscu. A tu siedź w rowie całymi tygodniami i łba nie wychylaj, bo zaraz strzelają, a porucznik się złości.
– Schylisz ty swój głupi łeb, czy nie? – woła porucznik. – Postrzelą głupca, a potem wozić go trzeba po szpitalach, opatrunki robić. I bez ciebie dosyć jest kłopotów.
Raz i drugi skrzyczał tylko, a za trzecim razem wsadził go do paki na trzy dni na chleb, na wodę.
A to tak było:
W nieprzyjacielskich okopach zmienił się oddział. Stary poszedł na wypoczynek, a nowy oddział w nocy go zmienił. Okopy ich były teraz tak blisko, że jedni słyszeli, co krzyczą drudzy. Więc zaczęli sobie wzajemnie wymyślać.
– Wasz król jest smarkacz – wołają z nieprzyjacielskiego okopu.
– A wasz jest niedołężny dziad.
– Wy dziady. Buty macie dziurawe.
– A wy głodne pyski, lurę dostajecie zamiast kawy.
– Chodź, spróbuj.
– Jak weźmiemy waszego do niewoli, to taki głodny jak wilk.
– A wasi obdarci i głodni.
– A dobrze uciekaliście przed nami.
– Ale spraliśmy was na ostatku.
– Strzelać nie umiecie. Wasze kule lecą do wron.
– A wy umiecie?
– Pewnie, że umiemy.
Zezłościł się Felek, wyskoczył z okopu, odwrócił się plecami do nich, pochylił, płaszcz zakasał i krzyknął:
– No to strzelajcie!
Huknęły cztery strzały, ale nie trafiły.
– O, strzelcy.
Żołnierze się śmieli, ale porucznik bardzo się rozgniewał i wsadził Felka do paki.
To była głęboko pod ziemią wykopana jama, obłożona deskami. Bo trzeba wiedzieć, że żołnierze brali deski z rozbitych chałup i porobili sobie w okopach ściany, podłogi, a nawet altanki, żeby ich deszcz nie moczył i błota nie było.
Przesiedział Felek dwa dni tylko w drewnianej klatce pod ziemią, bo mu porucznik przebaczył. Ale i tego było mu za wiele.
– Nie chcę służyć w piechocie.
– A gdzie pójdziesz?
– Do aeroplanów58.
Akurat w państwie Maciusia brakło benzyny. Ale bez benzyny trudno aeroplanom wozić duże ciężary. Więc przyszedł rozkaz, żeby do aeroplanów brać tylko lekkich żołnierzy.
– Idź ty, serdelku – śmieli się żołnierze z jednego grubasa.
Rada w radę – Felek pójdzie. Bo kto może być lżejszy, jak nie dwunastoletni chłopak. Pilot będzie kierował aeroplanem, a Felek będzie bomby rzucał.
Trochę się zmartwił Maciuś, a trochę i cieszył, że nie ma Felka.
Felek jeden jedyny wiedział, że Maciuś jest królem. Prawda, Maciuś sam go prosił, żeby nazywał Tomkiem. Ale zawsze nie było to w porządku, że go Felek traktował jak równego sobie. I żeby to jak równego, ale nie. Ponieważ Maciuś był młodszy, więc Felek go lekceważył. Felek pił wódkę i palił papierosy, a jak Maciusia chciał kto poczęstować, zaraz mówił:
– Jemu nie dawajcie, on mały.
Maciuś nie lubił pić ani palić, ale chciał sam powiedzieć, że dziękuje, a nie – żeby Felek mówił za niego.
Jak wychodzili z okopów w nocy na zwiady, zawsze tak Felek kierował, że jego zabierali żołnierze.
– Nie bierzcie Tomka – co on wam pomoże?
Zwiady były niebezpieczne i ciężkie. Trzeba było cicho czołgać się na brzuchu aż do nieprzyjacielskich drutów kolczastych, przecinać je nożycami, albo szukać ukrytej warty nieprzyjacielskiej. Czasem godzinę leżeć trzeba cichutko, bo jak usłyszeli szmer, zaraz puszczali rakiety i strzelali do śmiałków. Więc żołnierze żałowali Maciusia, bo młodszy i delikatniejszy, i częściej brali Felka. A Maciusiowi było przykro.
Teraz został sam jeden i duże usługi oddawał oddziałowi: to warcie zanosił patrony59, to wślizgnął się pod drutami do nieprzyjacielskich okopów, a dwa razy w przebraniu zakradł się aż na ich stronę.
Przebrał się Maciuś za pastuszka, przekradł się przez druty, uszedł ze dwie wiorsty, usiadł przed rozwaloną chałupą i niby to płacze.
– Czego płaczesz? – dostrzegł go jakiś żołnierz.
– Co nie mam płakać, jak nam chałupę spalili, a mama gdzieś poszła – nie wiem, gdzie.
Wzięli Maciusia do sztabu, kawą napoili. Przykro było Maciusiowi.
– Ot, dobrzy ludzie, nakarmili, СКАЧАТЬ
57
58
59