Pan Wołodyjowski. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Wołodyjowski - Генрик Сенкевич страница 40

Название: Pan Wołodyjowski

Автор: Генрик Сенкевич

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Zali ja mogę odgadnąć, co mnie tam czeka, gdzie jadę – odrzekł Ketling – jakie sprawy i jakie przygody?… Wrócę kiedyś, jeśli będę mógł; zostanę tam na zawsze, jeśli będę musiał.

      – Obaczysz, że cię i serce będzie do nas ciągnęło.

      – Bogdaj grób mój był nie gdzie indziej, ale na tej ziemi, która wszystko mi dała, co dać mogła.

      – A widzisz! W innych stronach cudzoziemiec do śmierci pasierzbem248 zostaje, a nasza matka to ci zaraz wyciągnie ramiona i jak swego przytuli.

      – Prawda, wielka prawda! Ej, żebym tylko mógł… Bo wszystko może mi się w starej ojczyźnie przygodzić249, jeno szczęście się nie przygodzi.

      – Ha! Mówiłem ci: ustal się, ożeń, nie chciałeś słuchać. A żonatym będąc, choćbyś wyjechał, to byś wrócić musiał, chybabyś i żonę przez rozbujałe flukta250 chciał przewozić, a tego nie suponuję. Raiłem ci, cóż, nie chciałeś słuchać!

      Tu pan Zagłoba począł uważnie wpatrywać się w twarz Ketlinga, chcąc wyraźnie jakowychś od niego objaśnień, ale Ketling milczał, głowę tylko spuścił i oczy wbił w podłogę.

      – Cóż ty na to, hę? – rzekł po chwili Zagłoba.

      – Nie było do tego nijakiego podobieństwa – odparł z wolna młody rycerz.

      Zagłoba począł chodzić po izbie, potem stanął przed Ketlingiem, założył ręce w tył i rzekł:

      – A ja ci powiadam, że było! Jeśli nie było, to niech od dziś dnia nigdy tego oto brzucha tym oto pasem nie obwiążę. Krzysia jest ci przyjacielem!

      – Da Bóg, że i zostanie, chociaż nas morza przedzielą!

      – Więc co?

      – Nic więcej! Nic więcej!

      – Pytałeś się jej?

      – Daj waćpan spokój! Już mi i tak smutno, że odjeżdżam!

      – Ketling! Chcesz, żebym ja jeszcze, póki czas, spytał?

      Ketling pomyślał, że jeśli Krzysia tak bardzo życzyła sobie, aby ich uczucia pozostały w ukryciu, to może będzie rada, gdy się trafi sposobność zaprzeczenia ich otwarcie, więc odrzekł:

      – Ja waści upewniam, że to się na nic nie zdało, i sam jestem pewien tak dalece, żem uczynił wszystko, żeby sobie ten afekt z głowy wybić, ale jeśli waćpan cudu się spodziewasz, to pytaj!

      – Ha! Jeśliś ty ją sobie z głowy wybił – rzekł z pewną goryczą pan Zagłoba – w takim razie istotnie nie ma co robić. Tylko pozwól sobie powiedzieć, żem cię za stateczniejszego uważał kawalera.

      Ketling wstał i wyciągnąwszy gorączkowo obie ręce ku górze, odrzekł z niezwykłą sobie gwałtownością:

      – Co mi pomoże której z tych tam gwiazd pożądać? Ni ja do niej wzlecieć mogę, ni ona do mnie nie zejdzie! Gorze takim, którzy do srebrnej luny251 wzdychają!

      Lecz pan Zagłoba rozgniewał się także i sapać począł. Przez chwilę nie mógł nawet mówić i dopiero opanowawszy złość tak odparł przerywanym głosem:

      – Mój kochany, nie czyńże mnie kpem i masz mi racje dawać, to dawaj jak człowiekowi, co się żywi chlebem i mięsem, nie zaś szalejem… Bo żebym ja teraz sfiksował i powiedział sobie, że moja ta czapka jest luna, której ręką nie dosięgnę, to bym z gołym łysem po mieście chodził i mróz by mnie w uszy kąsał jak pies. Ja takimi racjami nie wojuję, jeno to wiem, że ta dziewka stąd o trzy izby siedzi, że je, pije, że jak chodzi, to nogami przebierać musi; że na mróz nos jej czerwienieje, a w upał jej gorąco; że jak ją komar utnie, to ją swędzi, i że do luny w tym chyba podobna, iż brody nie ma. Ale w taki sposób, w jaki ty mówisz, można także powiedzieć, że rzepa to astrolog. Co się zaś Krzysi tyczy, jeśliś nie próbował, jeśliś nie pytał, to twoja sprawa, ale jeśliś dziewkę rozkochał, a teraz odjeżdżasz powiedziawszy sobie „luna”, to uczciwość swoją, równie jak rozum, lada strawą nakarmić możesz. Ot, w czym rzecz!

      Na to Ketling:

      – Nie słodko mi, ale gorzko w gębie od tej strawy, którą się karmię. Jadę, bo muszę; nie spytam, bo nie mam o co. Ale waść mnie krzywo sądzisz… Bóg widzi, jak krzywo!

      – Ketling! Ja przecie wiem, żeś ty porządny człowiek, tylko tych waszych manier wyrozumieć nie mogę. Za moich czasów szło się do dziewki i mówiło się jej w oczy tym rytmem: „Chcesz, to będziem żyli w kupie, a nie, to ja cię nie kupię!” I każdy wiedział, czego się trzymać… Kto zaś był ciemięga252 i sam nie śmiał gadać, to mówniejszego253 od siebie posyłał. Ofiarowałem ci się i jeszcze ofiaruję. Pójdę, przemówię, respons254 ci odniosę, a ty wedle tego pojedziesz albo zostaniesz…

      – Pojadę! Nie może inaczej być i nie będzie!

      – To wrócisz.

      – Nie! Uczyńże mi waćpan łaskę i nie mówmy o tym więcej. Chcesz waćpan rozpytać dla własnej ciekawości, dobrze, ale nie w moim imieniu…

      – Dla Boga! Chyba żeś już pytał?

      – Nie mówmy o tym! Uczyń mi waćpan tę łaskę!

      – Dobrze, mówmy o aurze… Niechże was piorun zatrzaśnie razem z waszymi manierami! Tak, ty musisz jechać, a ja kląć!

      – Żegnam waćpana.

      – Czekaj, czekaj! Zaraz mnie cholera minie! Mój Ketling! czekaj, bo miałem z tobą pomówić. Kiedy jedziesz?…

      – Jak tylko sprawy załatwię. Chciałbym się z Kurlandii ćwierci dzierżawnej doczekać, a dworek ten, w którym mieszkaliśmy, sprzedałbym chętnie, gdyby się kto ochotny do kupna trafił.

      – Niech Makowiecki kupuje albo Michał! Na Boga! Przecie bez pożegnania się z Michałem nie wyjedziesz?

      – Rad bym go z duszy pożegnał!

      – Lada moment będzie! Lada moment! Może on cię do Krzysi namówi…

      Tu urwał pan Zagłoba, bo go nagle ogarnął jakiś niepokój.

      „Przysługiwałem się Michałowi w dobrej chęci – pomyślał – ale diablo wbrew jego chęci; miałaby zaś discordia255 z tego pomiędzy nim a Ketlingiem wyniknąć, to niech sobie Ketling lepiej jedzie…”

      Tu pan Zagłoba począł pocierać ręką łysinę, wreszcie rzekł:

      – Mówi się to i owo ze szczerej życzliwości СКАЧАТЬ



<p>248</p>

pasierzb – właść. pasierb, tu: obcy, nietutejszy. [przypis edytorski]

<p>249</p>

przygodzić się komuś (przestarz.) – spotkać kogoś. [przypis edytorski]

<p>250</p>

flukta (z łac.) – tu: wody. [przypis edytorski]

<p>251</p>

luna – tu: księżyc. [przypis edytorski]

<p>252</p>

ciemięga (przestarz.) – człowiek niezdarny, niedołęga. [przypis edytorski]

<p>253</p>

mówny (daw.) – wygadany. [przypis edytorski]

<p>254</p>

respons (łac.) – odpowiedź. [przypis edytorski]

<p>255</p>

discordia (z łac.) – niezgoda. [przypis edytorski]