.
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу - страница 10

Название:

Автор:

Издательство:

Жанр:

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ – zakrzyknął Marek, porywając i wychylając do dna kieliszek teściowej.

      Potem nastąpiła cisza, w której przypomniałam sobie zajawkę z okładki Masażysty: „Nektar młodości dla bardzo dojrzałych kobiet zgrabnie wpisuje się w modny nurt powieści erotycznych”… Wzięłam ze stołu Gdy pani nie ma w domu i odwróciłam na grzbiet. „Gdy pani nie ma w domu, zdarza się czasem, że zostaje pan i służąca albo niania, a wtedy”… Bez słowa podałam książkę Markowi.

      – Mamo, to przecież jest… – zaczęłam nieśmiało.

      – Tak, to jest O SEKSIE! – zaskrzeczała radośnie. – Normalna, ludzka rzecz, SEKS! – krzyknęła mi w nos.

      Nie trzeba było długo czekać, nie trzeba było wcale czekać, by w drzwiach pojawił się Michaś.

      – Seks? Ktoś tu mówił o seksie?

      – Coś ty, głucholcu, babcia się… zakasłała.

      – Seks? – zapiszczała Julka, wciągając do salonu swoją nową lalkę. – Lola tak mówi…

      – Jaka Lola, córuniu?

      – Ona. – Wskazała lalkę. – Dałam jej na imię Lola.

      Ręce mi opadły jeszcze niżej niż przed momentem, teraz to już po prostu do garażu. Skąd moja córka wytrzasnęła to kurewsko-kabaretowe imię?! Odziedziczyła geny po babce?

      – O, słyszysz? – Jula uciskała Lolę gdzieś pod sukienką.

      „Pi, pi, pi” – usłyszałam.

      – Seks, seks, seks – przetłumaczyło moje ukochane dziecko, wybuchając niewinnym, czteroipółletnim śmiechem. Czy wiedziała, co mówi? A matka? Wiedziała? W każdym razie superkulturalnie pociągnęła łyk z butelki, znów zakołysała się na krześle i zaczęła dokonywać coming outu…

      – No cóż, jak wiecie, nosił wilk razy kilka… Tak i mnie kilka razy nosiło, by opowiedzieć kilka ważnych dla mnie historii, które rozpaliły nie tylko mnie samą, ale podnieciłyby wiele spragnionych kobiet, nigdy nie byłam egoistką! No i wreszcie się zebrało na tyle dużo, że postanowiłam… Thomas Mann, na przykład, całe życie prowadził dziennik swoich stosunków, wszystko w nim zapisywał, nawet masturbację… My, twórcy, czerpiemy z doświadczeń, które przekuwamy w słowo.

      – Chcesz powiedzieć, że opisałaś tu historie ze swojego życia?! – Wgapiałam się w nią jak sroka w gnat.

      – Pisarz jest jak wampir, wysysa z siebie i ze swego otoczenia – odparła tajemniczo.

      – To nie mogłaś pisać o seksie myszek preriowych, które podobno czterdzieści godzin non stop kopulują? Albo o płetwalu błękitnym i jego czterometrowym penisie? To też jest twoje otoczenie!

      – Trzymetrowym, nie przesadzajmy!

      – Co ty, matka, kto by czytał o zwierzętach? Już prędzej o wampirach, słyszałaś? – zagrzmiał synuś i odwrócił się do naszej natchnionej seksliteratki. – Szkoda, babciu, że to nie ty napisałaś sagę Zmierzch. – Michał popatrzył na nią z dumą i urazą jednocześnie. – Miałbym wszystkie laski w kieszeni!

      – Laski! W kieszeni! – ucieszyła się Julka i trzykrotnie nacisnęła Lolę: seks!, seks!, seks!

      Ale nie było już po co wyrzucać wnuków z pokoju, musztarda po obiedzie. A matka mówiła dalej w najlepsze, ukwiecając spicz ulubionymi przysłowiami:

      – Nie urodzi sikorka słowika, nie zamierzam być Szekspirem, ale po pierwszej książce, która stała się bestsellerem i zarobiła na moje superautko, doszłam do wniosku, że jedna przepiórka wiosny nie czyni, i napisałam następną.

      – Poczytasz mi ją, babciu? – Julka uczepiła się jej nogi.

      – Oczywiście, kochanie! – Pogłaskała małą po główce.

      – No chyba teraz przesadziłaś! Marek, powiedz coś!

      Mój mąż, jakiś coraz bledszy, wczytywał się w milczeniu w książkę, a matka się broniła.

      – No co? Poczytam jej, jak dorośnie, za kilkanaście lat!

      – Będziesz wtedy po dziewięćdziesiątce! – przypomniałam uprzejmie.

      Doktor weterynarii Dziubak-Kalińska spojrzała na mnie jak Konopnicka, Orzeszkowa, Mniszkówna i Grochola w jednej osobie.

      – I co z tego? Dzięki moim książkom będę nieśmiertelna! A tę następną, którą już szkicuję, opublikuję wreszcie pod własnym nazwiskiem. Dosyć hipokryzji i głupiego ukrywania się! Dlatego… dlatego najpierw lojalnie zdecydowałam się wam powiedzieć, bo najważniejsza jest rodzina.

      – Dosyć hipoklyzji! – Julka nacisnęła lalkę.

      – A myślicie, że co? – Matka przeszła do ataku. – Że wasz ojciec to Clark Gable był? Że mi gasił pożar w Tarze? Nie rozpalał, to i nie gasił… – Zacmokała, lecz już nie wiedziałam, czy ze wstydu, jak dotychczas, czy ze starczej chuci, którą przed nami bezwstydnie odkrywała. – Musiałam szukać ciepła gdzie indziej, całe życie szukałam! Raz było łatwiej, raz trudniej, ostatecznie nieważne, jaki kot, byle łapał myszy, ale złote gołąbki nie lecą same do gąbki!

      Wolałam nie dociekać, co za koty, jakie myszy i jakie gąbki ma na myśli. Miałam w głowie wiglilijny bigos gorszy od tego, którego ostatecznie nie podałam, bo się brutalnie spalił, zresztą teraz to spaliłby się ze wstydu. W drzwiach, oparta o futrynę, niczym o latarnię, stała Oksana z rozdziawioną, świeżo umalowaną na cynober gębą. Gdyby nie trzymana w ręku taca z tortem makowym, moją spécialité de la maison, wyglądałaby jak… Tylko kto w takiej sytuacji miał jeszcze ochotę na deser?

      Marek przestał czytać. Widocznie na odległość wyczuł te cynobrowe usteczka.

      – Nie stój tak, prezent dla ciebie jest pod choinką. – Uśmiechnął się do Oksany.

      Po chwili tort wylądował na stole, a nasza niania, a czasem trochę gosposia rozpakowywała małe pudełeczko.

      – Spasiba! – zaszczebiotała, wpinając w uszy eleganckie kolczyki.

      Zaraz, zaraz… czy to aby nie były te kolczyki, które Marek kupił dla mnie w Mediolanie, nie pamiętając, że nie mam i nie zamierzam mieć przekłutych uszu? Te, które mu, obrażona za ten brak pamięci, oddałam? Jakby mi ktoś dał w pysk. Ale zachowałam zimną krew i żeby zagłuszyć czymś wewnętrzny dygot, wzięłam do ręki odłożoną przez niego książkę. „Gdy pani nie ma w domu, zdarza się czasem, że zostaje pan i służąca albo niania, a wtedy”… Miałam wrażenie, jak gdybym cały ten stojący koło mnie torcik makowy właśnie dała sobie w żyłę.

      – Mamo, na ile jesteś w swoich książkach tym… wampirem, który wysysa treści ze swego otoczenia?

      – Daj spokój, nie męcz już mamy. – Marek zrobił się nerwowo troskliwy; czyżby nie chciał, by coś jeszcze powiedziała? – Przecież jeszcze jest prezent dla ciebie! СКАЧАТЬ