Kariera Nikodema Dyzmy. Tadeusz Dołęga-mostowicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kariera Nikodema Dyzmy - Tadeusz Dołęga-mostowicz страница 17

Название: Kariera Nikodema Dyzmy

Автор: Tadeusz Dołęga-mostowicz

Издательство: PDW

Жанр: Классическая проза

Серия:

isbn: 9788311152465

isbn:

СКАЧАТЬ

      – Niech się pan nie reklamuje – roześmiała się Nina.

      Rozmawiano jeszcze kilka chwil, po czym Dyzma poszedł do swego pokoju. Pamiętał, że umówił się w parku z tym zwariowanym hrabią, od którego można wielu ciekawych rzeczy dowiedzieć się o całym towarzystwie koborowskim.

      Sprawdziwszy, że nikogo w pobliżu nie ma, otworzył drzwi na taras i wybrał aleję, która wydała się mu najprościej prowadzącą do owej kamiennej ławki pod starą lipą.

      Nie mógł jej wszakże odszukać i już zaczął tracić nadzieję, że zobaczy się z tym Ponimirskim, gdy usłyszał w pobliżu ujadanie ratlerka.

      „Jest!” – ucieszył się.

      Istotnie, w pobliżu ujrzał pokracznego pieska obskakującego dookoła pień rosochatego kasztana i szczekającego zawzięcie. Podniósł wzrok i ku swemu zdziwieniu zobaczył młodego hrabiego usadowionego w rozwidleniu gałęzi.

      – A, jest pan – zawołał ten z góry – to doskonale.

      Zeskoczył lekko na ziemię i skinął Dyzmie głową.

      – Nie zadenuncjował mnie pan przed Kunikiem? – zapytał nieufnie.

      – Broń Boże. Zresztą nie ma go w domu.

      – To dobrze. Zdziwił się pan, że siedziałem na drzewie?

      – Nie, dlaczego…

      – Widzi pan, to atawizm. Czasami odzywa się w człowieku nieprzeparta chęć powrotu do pierwotnych form bytowania. Nie zauważył pan tego, ten… No, jak się pan nazywa?

      – Dyzma.

      – Aha, Dyzma. Głupie nazwisko, a imię?

      – Nikodem.

      – Dziwne. Nie wygląda pan na Nikodema. Ale mniejsza o to. Zresztą mój Brutus też nie wygląda na Brutusa, a ja na Żorża. Powiadasz pan, że ten łajdak wyjechał?

      – Na jeden dzień.

      – Pewno jakiś nowy szwindel szykuje. Czy pan wiesz, że on nam Koborowo wydarł?

      – Nic nie słyszałem – odparł Dyzma.

      – Uważasz pan, Kunik trudnił się lichwiarstwem. A że mój ojciec wydawał dużo pieniędzy, zaś wojna mocno nadszarpnęła stan naszych finansów, Kunik łatwo oplątał nasze interesy i wmówił w końcu papie niby fikcyjną sprzedaż Koborowa.

      – Jak to fikcyjną? Taką na niby?

      – Nie wiem, nie znam się na tym. Dość że zrobił jakieś grube szachrajstwo i przywłaszczył sobie majątek. Ale to nic. Wsadzę go jeszcze do kryminału.

      – No, dobrze – zapytał ostrożnie Dyzma – a dlaczegóż w takim razie siostra pana hrabiego wyszła za mąż na Kunic… za Kunika?

      – Z miłości do ojca. Ojciec nie przeżyłby wyjazdu z Koborowa, a ten łotr, zwąchawszy to, podsunął ojcu układ, że jeżeli Nina zostanie jego żoną, on przepisze na nią tytuł własności Koborowa i że w ten sposób nasze gniazdo rodowe pozostanie w rękach Ponimirskich. Siostra więc poświęciła się i gorzko to pokutuje, bo ojciec w rok po ślubie i tak umarł, a ten łotr wycyganił od Niny jakieś weksle na ogromną sumę i plenipotencję. Dzięki temu siostra nie może ani palcem ruszyć we własnym majątku, bo gałgan Kunik ma pełnię władzy.

      – A co na to mówi jego córka?

      – Ta Kaśka? To też małpa, ale Kunika nienawidzi, bo on podobno strasznie maltretował jej matkę.

      – Umarła?

      – Kto?

      – Pierwsza żona pana Kunika?

      – Jakiego pana? – zaperzył się Ponimirski. – Łajdaka, chama, nie pana. Pan to jestem ja! Rozumie osoba?

      – Rozumiem – zgodził się Dyzma – a więc umarła?

      – Po pierwsze, nic mnie to nie obchodzi, a po drugie, umarła już dawno. Proszę mi dać papierosa.

      Zapalił i, puszczając misterne kółka dymu, zamyślił się głęboko… Dyzma zauważył, że Ponimirski jest dziś znacznie spokojniejszy i dlatego zaryzykował zapytanie:

      – A dlaczego pana hrabiego usunęli z pałacu?

      – Co?

      – Pytałem, dlaczego pana hrabiego usunęli?

      Ponimirski nic nie odpowiedział i dłuższą chwilę wpatrywał się w oczy Dyzmy. Wreszcie pochylił się do niego i rzekł szeptem:

      – Zdaje mi się, że będę pana potrzebował…

      – Mnie? – zdziwił się Nikodem.

      – Ciiiicho! – Rozejrzał się nieufnie dokoła. – Mam wrażenie, że nas ktoś podsłuchuje.

      – Przywidziało się panu hrabiemu. Nikogo tu nie ma.

      – Pst! Brutus! Szukaj szpiega, szukaj!

      Ratlerek przyglądał się swemu panu z głupkowatą miną i nie ruszał się z miejsca.

      – Głupię bydlę! – zirytował się hrabia – poszoł wont!

      Wstał i skradającym się krokiem obszedł dokoła krzaki. Gdy usadowił się znowu na ławce, powiedział pouczająco:

      – Nie można nigdy przesadzić w ostrożności.

      – Mówił pan hrabia, że będzie mnie potrzebował – zaczął Dyzma.

      – Tak, użyję pana jako narzędzia, tylko musi mi pan przyrzec absolutne posłuszeństwo. Oczywiście, nikomu ani słowa. Przede wszystkim pojedzie pan do Warszawy do mojej ciotki, pani Przełęskiej. Jest to bardzo głupia i bardzo szanowana osoba. Pewnie i pan to zauważył, że osoby szanowne najczęściej są głupie?

      – Rzeczywiście…

      Ponimirski wykrzywił się ironicznie i dodał:

      – Pan, panie, jest wyjątkiem z tej reguły, bo chociaż pan jest głupi, szacunku nie wzbudzasz. Ale to drobiazg. Tu sprawa jest ważniejsza. Otóż ciotka Przełęska ma szalone stosunki i Kunika nienawidzi. Dlatego właśnie pomoże panu w mojej sprawie.

      – W jakiej sprawie?

      – Milczeć, sapristi, gdy ja mówię. Kunik ogłosił mnie wariatem. Mnie! Uważasz pan, i uzyskał kuratelę nade mną. Otóż chodzi o to, by ciotka zmobilizowała nie wiem już tam kogo, by ustanowiono jakieś konsylium, które orzeknie, że jestem całkiem normalny. Rozumiesz pan?

      – Rozumiem.

      – Napiszę list do ciotki, w którym СКАЧАТЬ