Kariera Nikodema Dyzmy. Tadeusz Dołęga-mostowicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kariera Nikodema Dyzmy - Tadeusz Dołęga-mostowicz страница 21

Название: Kariera Nikodema Dyzmy

Автор: Tadeusz Dołęga-mostowicz

Издательство: PDW

Жанр: Классическая проза

Серия:

isbn: 9788311152465

isbn:

СКАЧАТЬ

      – A jak pan sądzi, kochany panie Nikodemie, łatwo panu pójdzie? Prędko da się rzecz załatwić?

      – Zrobi się – odparł Dyzma – niech pan będzie spokojny. Może tylko jakie drobne koszty będą.

      – Koszty? Ależ to głupstwo. Służę panu zawsze gotówką. No, a jakże się pan u mnie czuje? Nie nudzi się pan?

      Dyzma zaprzeczył. Owszem, jest mu nawet bardzo miło.

      – Tylko, uważa pan, dla pańskiej informacji, gdy pan będzie załatwiał nasze sprawy w Warszawie, niech pan pamięta, że Koborowo nie jest zapisane na moje nazwisko, ale na nazwisko mojej żony. Musiałem to zrobić z pewnych względów formalnych.

      – To niby – zapytał Dyzma, przypominając rozmowę z Ponimirskim – ja mam występować w imieniu pańskiej żony?

      – Tak, tak, chociaż może pan i w moim, bo przecie jestem właścicielem faktycznym, zresztą mam od żony plenipotencję.

      Dyzmę korciło, żeby zapytać, czy ma też i weksle, lecz pohamował się. Stary byłby gotów nabrać podejrzeń.

      Kunicki zaczął wypytywać Nikodema o jego poglądy na stan gospodarki Koborowa, lecz musiał z tego zrezygnować, gdyż choremu wrócił atak bólu reumatycznego, i to tak silny, że kochany pan Nikodem aż syczał, a wyraz twarzy zmienił mu się do niepoznania.

      Po kolacji Kunicki znowu zajrzał do Dyzmy, jednakże ten udał śpiącego, czym uniknął ponownej rozmowy. Długo w noc rozmyślał wszakże nad nieuniknioną koniecznością podróży do stolicy, z której już chyba nie będzie po co wracać. Postanowił jednak próbować rzecz jak najdłużej przeciągać. W każdym razie będzie mógł odszukać pułkownika Waredę i jego poprosić o porozmawianie z ministrem.

      Przypomniał Ponimirskiego. Kto wie, może warto i od niego wziąć ten list. Jeżeli ciotka Ponimirskiego jest ustosunkowana, to może i przez nią da się coś zrobić. Oczywiście, ani przez chwilę nie łudził się, że uda mu się załatwić pomyślnie sprawy Kunickiego. To byłoby niemożliwością. Chciał jednak stworzyć pozory, które by utrzymały Kunickiego w przekonaniu, że on Dyzma, jest istotnie w przyjaźni z ministrem i że jeżeli nie teraz, to później będzie mógł u niego wyjednać wydalenie czy przeniesienie na inne stanowisko Olszewskiego oraz taki przydział drzewa z Lasów Państwowych, który by zaspokoił chciwość Kunickiego.

      Wkrótce po jego wyjściu zjawiła się pani Nina. Była smutniejsza niż zwykle i bardziej zdenerwowana, lecz na uśmiech Dyzmy odpowiedziała również uśmiechem. Wypytywała o zdrowie, skarżyła się na migrenę, przez którą noc spędziła bezsennie, wreszcie zapytała:

      – Podobno jedzie pan do Warszawy, czy na długo?

      – Jadę, proszę pani, na tydzień, najwyżej na dziesięć dni.

      – Warszawa – rzekła w zamyśleniu.

      – Lubi pani Warszawę?

      – O, nie, nie… to jest, właściwie lubiłam ją kiedyś bardzo… Nawet dziś lubię, tylko siebie w niej nie lubię.

      – Tak… A pani ma tam przyjaciół, krewnych?

      – Nie wiem… Nie – zaprzeczyła po chwili wahania.

      Nikodem postanowił zręcznie sprawdzić kwestię istnienia ciotki Przełęskiej.

      – A czy pani Przełęska nie jest pani kuzynką?

      Na twarzy Niny odbiła się przykrość.

      – Ach, zna pan ciotkę Przełęską? Owszem, tak, ale po moim ślubie stosunki z nią bardzo się rozluźniły. Nawet nie pisujemy do siebie.

      – Tak – rzekł Dyzma.

      – Bywa pan u niej?

      – Czasami – przeciągnął z namysłem. – Pani Przełęska, zdaje się, nie cierpi pana Kunickiego, lecz panią lubi.

      Zdetonowała się i zapytała cicho:

      – Rozmawiał pan z nią o mnie? Ach, przepraszam za niedyskrecję, ale, widzi pan, to mnie tak wzburzyło. Niech się pan nie dziwi. Przecie niemal wszystkie moje wspomnienia wiążą się z domem i ze środowiskiem cioci Przełęskiej… Pan tam bywa…

      – Czemuż pani tam nie wpadnie?

      – Ach… Przecie sam pan wie. Osoba mego męża… Nie mogą mi tego darować…

      Odwróciła głowę i dodała niemal szeptem:

      – Tak jak i ja nie mogę sobie darować.

      Nikodem milczał.

      – Wstyd mi przed panem i za to, i za te moje zwierzenia… Jestem bardzo bezsilna… bardzo słaba… Bardzo nieszczęśliwa…

      – Proszę się nie martwić, wszystko jeszcze będzie dobrze…

      – Nie, niech pan mnie nie pociesza, proszę pana. Ja wiem, ja to czuję, że znalazłam w pańskiej bogatej duszy głęboki i szczery oddźwięk. Przecie tak krótko się znamy, a ja mam dla pana tyle ufności… Nie trzeba, niech pan mnie nie pociesza, na moją tragedię nie ma rady. Wystarczy, że mnie pan rozumie… Pan jeden – dodała po pauzie.

      – Ale dlaczego pani mówi, że nie ma rady, czyż nie może pani rozwieść się z mężem?

      – Nie potrafię – odparła, patrząc na ziemię.

      – Hm, więc jednak przywiązała się pani do męża…

      W oczach Niny rozpalił się płomień.

      – O, nie, nie – zaprzeczyła żarliwie – jak pan może posądzać mnie o to! Nic mnie nie łączy z tym człowiekiem o duszy sklepikarza, z tym… starcem…

      W głosie jej brzmiały nienawiść i wstręt.

      – Więc dlaczegóż powiedziała pani, że pani nie potrafi rozwieść się z nim? – zdziwił się Dyzma.

      – Nie potrafię żyć… w nędzy… Zresztą, nie tylko o sobie muszę myśleć.

      – Żartuje pani – przebiegle zaczął Nikodem – przecież Koborowo to grube miliony, są one pani własnością…

      – Myli się pan, Koborowo jest własnością mego męża.

      – Ależ sam mi pan Kunicki mówił…

      – Tak. Zapisane jest na mnie, lecz w razie rozwodu byłabym nędzarką.

      – Nie rozumiem?

      – Ach, po co mówimy o tych rzeczach… Widzi pan, mój mąż wziął ode mnie zobowiązania na takie sumy, które przewyższają wartość Koborowa.

      – Wyłudził od pani?

      – O, nie, СКАЧАТЬ