Magiczne miejsce. Agnieszka Krawczyk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Magiczne miejsce - Agnieszka Krawczyk страница 15

Название: Magiczne miejsce

Автор: Agnieszka Krawczyk

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современные любовные романы

Серия: Magiczne miejsce

isbn: 978-83-8075-939-8

isbn:

СКАЧАТЬ mały, lecz szeroki.

      – Duża średnica jak na amatorski sprzęt – powiedziała Mila z dumą.

      Dostroiła widoczność i Witold spojrzał przez okular. To było coś niezwykłego. I choć miał już okazję patrzeć przez teleskopy profesjonalne o gigantycznej mocy, ten widok ze strychu wiejskiego domku zupełnie go zachwycił. Morze gwiazd i niezgłębiona przestrzeń. Przypomniał sobie wszystko, co czytał o „ciemnej materii” i innych wymiarach. Być może właśnie patrzy na owo „wszystko”, nie zdając sobie sprawy z tego, co właściwie widzi. Przyjrzał się Jowiszowi i jego satelitom, zwanym „księżycami galileuszowymi”.

      – Przepiękne – pochwalił, odrywając się od okularu.

      Mila skinęła głową.

      – Niedługo będziemy obserwować roje Lirydów, to jest dopiero coś. Musisz przyjść i to zobaczyć. Ja najbardziej lubię oglądać meteoryty. Jesienią zapolujemy na komety, a w sierpniu mamy półcieniowe zaćmienie Księżyca. Niestety, ale na dziś koniec z wędrówkami po niebie. Jutro muszę wcześnie wstać i jechać do Brzózek.

      – Po co? – zainteresował się Witold, gdy schodzili ze schodów.

      – Mam się spotkać ze Strasznym Dziaduniem – mruknęła niezbyt chętnie i wypuściła go na ganek. Czekał tam kot Galileo, który od razu zaczął ocierać im się o nogi.

      – Dzięki za tak wyczerpujące wyjaśnienia. – Udawał urażonego, a ona machnęła ręką.

      – Nie obrażaj się. Strasznym Dziaduniem nazywamy przewodniczącego rady gminy, niejakiego Czesława Kręcichwosta.

      Witold nie potrafił stłumić śmiechu, a Mila wyjaśniła mu, że to dziwaczne nazwisko znakomicie oddaje charakter wójta.

      – Ze wszystkich sił stara się nam obrzydzić życie. Uważa, że jestem za młoda na sołtysa, no i w dodatku baba, a baby powinny garów i dzieci pilnować, jak wszyscy wiedzą. Spółdzielnia pod moim kierunkiem zbankrutuje, a ludzie zapłaczą. Oto filozofia Strasznego Dziadunia w telegraficznym skrócie – westchnęła z niechęcią.

      – Wiem, że dużo ryzykuję, mówiąc to, ale może trochę przesadzasz? – spytał przekornie.

      – Tak? To wybierz się razem ze mną, a sam zobaczysz. Czterdziestokilkuletni facet mówi do mnie „córko” i przekazuje nauki w stylu: „Po co wam dentysta we wsi? Mój ojciec zęby zjadł na robocie, to i dentysta nie był potrzebny” – wyjaśniła.

      – A wiesz, że chętnie pojadę? Poznać Kręcichwosta to prawdziwa przygoda intelektualna. Możemy wybrać się moim samochodem – zaproponował, co ucieszyło Milę.

      – Dzięki, to miło z twojej strony. Pewnie chodzi ci o to, aby wypróbować swoją terenówkę na wyboistych polnych drogach, ale niech ci będzie. Jeśli możesz, przyjedź po mnie o ósmej rano.

      – W porządku. A więc do zobaczenia – pożegnał ją przy drzwiach.

      Kot odprowadził go na zewnątrz, a nawet do furtki.

      Może powinienem sobie sprawić takiego – pomyślał. – Mógłby się nazywać na przykład Günter Verheugen.

      I roześmiał się, bo Mila powiedziała, że niemiecki minister przypomina jej sztokfisza.

      10.

      Siedziba gminy mieściła się w pięknie wyremontowanym budynku, niespecjalnie licującym z ubogo wyglądającym otoczeniem. Wójt Kręcichwost rezydował w obszernym gabinecie i zatrudniał sekretarkę, dziewczyninę chudą i przestraszoną, której ciągle otwarte usta zdradzały zadziwienie życiem lub powiększony trzeci migdał.

      Gminna władza przyjęła ich szybko. Mila zaprezentowała krótko Witolda, kładąc nacisk na jego funkcję rządową. Wójt, początkowo znudzony, a nawet zniecierpliwiony widokiem dziewczyny, rozpromienił się i zaczął tryskać entuzjazmem.

      – A, to pan kupił tę posiadłość ziemską i pałac. Bardzo mi miło powitać. – Wezwał za pomocą wewnętrznego telefonu przerażoną sekretarkę, by zlecić jej przygotowanie kawy dla trzech osób. – Mamy znakomity ekspres. Ciśnieniowy, proszę pana.

      Gdy usiedli, Witold miał wreszcie okazję przyjrzeć się władzy. Kręcichwost był tęgawy i opalony mimo wczesnej pory roku, a jego ciało spowijał granatowy garnitur z czasów, gdy właściciel był jakieś dwadzieścia kilo szczuplejszy. Mimo tej dysharmonii odzieżowej lokalna władza wyglądała na zadowoloną i pewną siebie. Wójt zwracał się przede wszystkim do Witolda – opowiadał o gminnych sukcesach i planach, starając się podkreślić swoją sprawczą rolę w doskonałym prosperowaniu spółdzielni „Ida”. Cały czas powtarzał, że trzeba „nauczyć się zdrowego myślenia” i aluzyjnie dawał do zrozumienia, że kobiety nie bardzo nadają się do kierowania czymkolwiek, „chyba że wózkiem dziecięcym”. Witold zrozumiał, co Mila miała na myśli, nazywając Kręcichwosta Strasznym Dziaduniem.

      – Do rzeczy, panie wójcie – wkroczyła nagle Mila. – Czy gmina zgadza się na ośrodek zdrowia, czy nie?

      Wójt Kręcichwost nabrał powietrza.

      – No cóż, rada nie widzi nic zdrożnego w tej inicjatywie. – Ton głosu sugerował, że on osobiście jest zgoła odmiennego zdania. – Skoro sami zapłacicie pensje…

      – A budynek? Możemy zaadaptować część dawnej klubokawiarni? – naciskała nieustępliwie, a Witold był pełen podziwu dla jej umiejętności negocjacyjnych. Najwyraźniej byle Kręcichwost nie był w stanie zbić jej z pantałyku.

      Wójt ponownie ciężko westchnął.

      – Rada pozytywnie to zaopiniowała. Tu masz, córciu, dokument. Ale remont wykonacie na własny koszt.

      Mila przejrzała papiery.

      – A więc gmina wydaje zgodę na adaptację i zatrudnienie przynajmniej jednego lekarza internisty, a w późniejszym terminie i stomatologa?

      – Tak. Postarajcie się znaleźć kogoś sensownego, choć ja nie mam pojęcia, kto wam do tej dziury przyjedzie, chyba jakiś desperat, co ma źle w głowie.

      Mila westchnęła, ale nic już nie powiedziała, tylko zaczęła układać dokumenty. Widać było, że jest zła, bo górna warga jej drżała. Miała wyraźnie ochotę powiedzieć wójtowi do słuchu.

      – Na pewno się ktoś znajdzie, niech o to pana głowa nie boli. Wybór lekarza zaakceptuje cała rada wsi i ksiądz – rzuciła wreszcie.

      – A, taki mi duchowny – stwierdził Kręcichwost. – Batiuszka. Ksiądz z żoną. Świetny pomysł. Co to za kapłan, co nim baba rządzi? – Skrzywił się z wyraźnym obrzydzeniem, które uświadomiło Witoldowi, że wójt musiał przejść jakieś ciężkie chwile z kobietami: być może był obiektem przemocy domowej – tu przed oczami prawnika pojawiła się wizja, w której zażywna pani Kręcichwostowa goni swego męża, wymachując widłami – lub przeżył zawód miłosny. Możliwe też, że wójt był СКАЧАТЬ