Wspomnienia w kolorze sepii. Anna J. Szepielak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienia w kolorze sepii - Anna J. Szepielak страница 8

Название: Wspomnienia w kolorze sepii

Автор: Anna J. Szepielak

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современные любовные романы

Серия: Saga maÅ‚opolska

isbn: 978-83-8195-052-7

isbn:

СКАЧАТЬ poleceń, do wojska się nie nadaje. Zresztą tacy jak ty młodzi ochotnicy muszą przedstawić w komisji świadectwo moralności i zgodę rodziców, zanim ktokolwiek rozpatrzy ich zgłoszenie.

      – Jak to?

      – Tak właśnie. Znając twoją matkę, jestem pewien, że będziesz musiał jeszcze długo poczekać z tym zaszczytnym obowiązkiem. – W głosie mężczyzny dało się słyszeć rozbawienie. – A teraz wypełnisz swoją powinność wobec rodziny. Tak?

      – Tak, stryju – burknął chłopak.

      Kobieta stojąca za drzwiami odetchnęła z ulgą. Na palcach wróciła do salonu. Z triumfującym uśmiechem zasiadła na sofie, starannie wygładziła na kolanach czarną suknię, poprawiła włosy i przybrała zgnębioną minę, wyczekująco zerkając w głąb korytarza.

      * * *

      Czerwiec 2013 roku, Małopolska

      Ciepły zapach świeżego chleba otoczył Joannę, gdy tylko weszła do piekarni. Kilka osób stojących w kolejce natychmiast wbiło w nią ciekawski wzrok.

      – Pani Joasiu, jak dobrze, że panią widzę. – Właścicielka piekarni pomachała do niej zza głów klientek. – Proszę, proszę – zachęciła gestem – niech pani podejdzie. Nikt się nie obrazi, bo przecież wiadomo, że się pani spieszy do siostry do szpitala.

      – Nie, dziękuję, nie trzeba – zaprotestowała cicho i ruszyła na koniec ogonka, jednak w tym momencie kolejka zafalowała.

      Klientki cofnęły się posłusznie jak wyćwiczone wojsko, robiąc jej miejsce na samym przedzie. Ten ruch wywołał konsternację u Joanny. Dobrze wiedziała, o co im chodzi, ale nie miała ochoty na przesłuchanie przy licznej widowni. Ponieważ jednak wszystkie panie były od niej wyraźnie starsze, więc odruchowo poczuła się w obowiązku przyjąć ich gest za dobrą monetę. Jakoś nie wypadało upierać się przy swoim, skoro w ich mniemaniu wyświadczały jej grzeczność. Zresztą w tej sytuacji szybkie opuszczenie piekarni wydało się dobrym pomysłem.

      – Dziękuję – mruknęła, zbliżając się do kasy.

      – Ależ nie ma za co, pani Joasiu. Jak zwykle ten na zakwasie z ziarnami?

      – Tak, poproszę dwa bochenki.

      – A co tam u Janinki? Jak się czuje, biedulka? – wypytywała bez żenady właścicielka, wpychając chleb do maszyny krojącej. – Po takich przeżyciach musi być wyczerpana.

      – Wszystko dobrze. Powoli wraca do sił – odparła Joanna ogólnikowo.

      Bezwiednie przybrała miły wyraz twarzy, uśmiechając się uprzejmie, ale mało zachęcająco. Zacisnęła dłonie na portfelu, wpatrując się w hałasującą maszynę, jakby samym wzrokiem mogła przyspieszyć jej działanie. Była zdeterminowana, bo siostra wyraźnie ją prosiła, aby nie dawała okazji do wywoływania w miasteczku kolejnej sensacji.

      W małej miejscowości niewiele dało się ukryć, a ponieważ Janina była pedagogiem w tutejszej szkole i musiała dbać o swoją opinię, irytowało ją, że w ostatnich latach ciągle krążyły jakieś plotki o ich rodzinie: rozprawiano a to o rozstaniu Asi z narzeczonym tuż przed ślubem, a to o ciężkiej chorobie ich ojca, a to o rozpaczy i depresji Janiny po stracie trzeciego dziecka.

      Joasia w zasadzie przyznawała siostrze rację. Lubiła swoje miasteczko, w którym życie toczyło się wolno i w zgodzie z naturalnym biegiem rzeczy, jednak ostatnio coraz częściej zastanawiała się, co by było, gdyby kilka lat temu zgodziła się wyjechać z Tomkiem za granicę. Perspektywa wyrwania się choć na chwilę z dobrze znanych miejsc wydawała się jej bardziej nęcąca właśnie w takich chwilach jak ta w piekarni.

      – Kiedy usłyszałam o tej karetce, mówię pani, tak się zdenerwowałam! – Z zamyślenia wyrwał ją głos piekarzowej. – Biedna Janinka. Drugie cesarskie cięcie w tak krótkim czasie to okropnie niebezpieczna rzecz! Dobrze, że chociaż dojechali na czas do szpitala.

      „Skąd one to wiedzą? – zżymała się w myślach Joanna. – Wywiad jakiś mają czy co?”

      Nie odpowiedziała jednak nic, tylko nadal się uśmiechała. Miała zamiar kupić jeszcze na śniadanie bułki dla małych siostrzenic, ale kiedy wyobraziła sobie, jak długo sprzedawczyni będzie wybierać pieczywo, zrezygnowała. Otworzyła portmonetkę i z banknotem w dłoni czekała, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę, bo maszyna właśnie kończyła krojenie drugiego bochenka.

      – To mówi pani, że wszystko z nimi w porządku? A kiedy Mateusz przywiezie ich do domu?

      – Jeszcze nie wiadomo. Muszą dokładnie zbadać malucha, więc zapewne w przyszłym tygodniu.

      – Niech ją pani od nas serdecznie pozdrowi.

      – Naturalnie. Ile płacę?

      – Podobno pani Janina kazała ochrzcić dziecko zaraz po narodzinach – wtrąciła się do rozmowy jedna z klientek.

      Joanna uniosła wolno dłoń i odgarnęła z oczu opadającą grzywkę.

      – Owszem – przyznała niechętnie.

      – To co teraz będzie z chrzcinami?

      – Właśnie, po co się tak spieszyli? Przecież dziecko jest zdrowe – posypały się komentarze. – A może jednak nie?

      W tym momencie szczęknęły drzwi i w progu stanęła Marta. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na minę przyjaciółki, by w mgnieniu oka zrozumiała sytuację.

      – O, tu jesteś! – oznajmiła radośnie. – Szukam cię po całym miasteczku. Płać i chodź szybko, bo mam sprawę.

      Gdy znalazły się na rozświetlonym słońcem rynku, Joanna odetchnęła.

      – Martusia, dzięki. Miałam już dość tego śledztwa.

      – Nie przejmuj się tak bardzo, one to robią z życzliwości.

      – Tak, tak. Znam twoje zdanie na ten temat. – Zaśmiała się Joasia. – Tylko że w ostatnich latach trochę za dużo tej publicznej życzliwości na mnie spadło. Jestem już zmęczona ciągłymi plotkami o mojej rodzinie.

      – No wiesz, ja dzięki takiemu zainteresowaniu dostałam pracę w szkole, znalazłam miejsce w przedszkolu dla Uli i załatwiłam jeszcze parę innych spraw. Między swojakami człowiek zawsze lepiej się czuje, nawet jeśli to czasem wkurzające. Wierz mi, mówię szczerze, bo po kilku latach spędzonych w Warszawie tutaj czuję się jak w niebie.

      Nagle z piętra jednej z kamieniczek otaczających niewielki rynek dobiegł je delikatny brzęk szyby.

      – Pani Joasiu! Jedzie pani do siostry?– zawołała cienkim głosem jakaś kobieta.

      Przyjaciółki podniosły wzrok. Z okna kamienicy tuż obok piekarni machała do nich żona miejscowego dentysty. Joanna westchnęła. Uniosła dłoń do czoła, aby osłonić oczy od blasku porannego słońca.

      – Tak – odparła krótko.

      – To proszę przekazać siostrze, że po moim Kubusiu zostało СКАЧАТЬ