Название: Wspomnienia w kolorze sepii
Автор: Anna J. Szepielak
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современные любовные романы
Серия: Saga maÅ‚opolska
isbn: 978-83-8195-052-7
isbn:
Organista klapnął na krzesło, aż zaskrzypiało.
– Poddaję się – mruknął. – Koniec próby. Idźcie sobie! Tańczcie, śpijcie, oddychajcie i co tam wam jeszcze potrzebne do życia. Wszystko mi jedno! – jęczał. – Trzeba było wziąć tę posadę w szkole muzycznej, a nie wracać do tej dziury – rozpaczał po cichu, tak że właściwie nikt nie mógł zrozumieć jego mamrotania.
– Niech się pan tak nie zadręcza, młody człowieku. – Stanisław jowialnie poklepał go po ramieniu. – Tu nie Filharmonia Narodowa. Proboszczowi i tak się spodobamy.
Organista zerwał się na równe nogi, przypominając sobie o swoich obowiązkach.
– Tylko proszę się jutro nie spóźnić na generalną, bo niedługo zabraknie mi włosów do wyrywania – zażądał stanowczo. – Moja reputacja zawodowa i tak już leży w błocie.
– On ma nawet poczucie humoru – zauważyła Elwira, pomagając Joannie odsuwać ławki pod ścianę. – Mówię ci, Aśka, zakręć się koło niego. Wolnych facetów teraz jak na lekarstwo.
Joasia spojrzała na nią krytycznie, ale nie zdążyła odpowiedzieć, bo Marta błyskawicznie przedarła się przez ruszający do wyjścia tłum.
– Proszę państwa! – powiedziała donośnym głosem, zasłaniając sobą drzwi. – Proszę jeszcze o chwilę uwagi. Mam ogłoszenie.
Ludzie przystanęli.
– Kochani, mamy z panią dyrektor wielką prośbę. Wiecie, że we wrześniu nasza szkoła podstawowa będzie obchodziła stulecie założenia.
– I co z tego? – mruknął stary Ignacy.
– Cicho, szwagier – upomniał go Stanisław. – Dajżesz dziewczynie powiedzieć.
– Ja muszę na fajeczkę, bo mnie ssie – mruknął Ignacy, ale zamilkł.
Marta spojrzała z wdzięcznością na ojca. Choć dawno przekroczyła trzydziestkę, uwielbiała, gdy brał ją w obronę przed gderliwym wujem.
– Z tej okazji w porozumieniu z urzędem miejskim urządzamy w szkole festyn rodzinny i kilka innych uroczystości towarzyszących – kontynuowała. – Wpadliśmy też na pomysł zorganizowania wystawy na temat historii naszej szkoły i naszej miejscowości. Chcemy ją nazwać: „Zapomniany świat naszych przodków”
– Szybciej, Martuśka – burknął Ignacy pod nosem.
– Już kończę, wuju. Dlatego mamy wielką prośbę. Gdybyście mogli państwo przeszukać swoje strychy czy piwnice i znaleźć dla nas stare przedmioty związane z życiem waszych przodków, szczególnie tych zasiedziałych tu z dziada pradziada, bylibyśmy wdzięczni. Chcielibyśmy je wypożyczyć albo otrzymać jako dar dla szkoły, jeśli nie są już wam potrzebne.
– Każdy ofiarodawca zostanie wpisany do specjalnej księgi – wtrąciła się Teresa, stając obok Marty. – Być może uda się później przenieść tę wystawę w jakieś godne miejsce jako stałą ekspozycję. Wszystko zależy od tego, co mogliby nam państwo dostarczyć.
Tęga farmaceutka podniosła rękę.
– Ale o jakie dokładnie przedmioty chodzi?
– W zasadzie o rzeczy codziennego użytku, których historia sięga przynajmniej drugiej wojny światowej: tradycyjne ubrania, stare żelazka, kołowrotki, dzieże, kołyski i tak dalej. Przedmioty, których wasi przodkowie używali na co dzień, a które poniewierają się zapomniane gdzieś po kątach. Zwłaszcza takie, które mają lokalną historię.
– Chcielibyśmy pokazać dzieciom, że jeszcze nie tak dawno istniał świat, w którym jadało się ze wspólnej miski, chodziło w drewniakach, a wodę nosiło z rzeki na koromysłach i w wiadrach – dodała Teresa. – Rozumiecie państwo?
Ludzie pokiwali głowami.
– A komu to dostarczać? – padło pytanie z sali.
– W szkole niedługo zacznie się remont wakacyjny, więc ustaliłam z proboszczem, że większe przedmioty można przynosić tu, na plebanię, a drobiazgi albo na rynek do salonu optycznego moich rodziców, albo do Teresy – odparła Marta. – Najlepiej do końca lipca. Dziękujemy.
Ponieważ chór błyskawicznie się rozproszył, przyjaciółki zabrały z ławki swoje torby i pobiegły do szatni przebrać się w stroje do ćwiczeń.
– Coś ty właściwie, Marta, wymyśliła z tą wystawą? – spytała Elwira, walcząc z bujnymi włosami, które wciąż wysuwały się z gumki. – Myślałam, że we wrześniu wracasz do Warszawy, do męża.
Marta przez chwilę grzebała w swojej torbie, nie podnosząc wzroku.
– Tego jeszcze nie wiem – stwierdziła enigmatycznie.
– A kiedy będziesz wiedzieć? – drążyła Elwira.
Joanna spojrzała na nią krytycznie, chwiejąc się na jednej nodze podczas zakładania butów.
– Elwira – mruknęła. – Daj spokój. To nie nasza sprawa.
– I tak miałam wam powiedzieć, tylko ostatnio jestem taka zabiegana. – Marta wzruszyła ramionami. – Dyrektorka szkoły zaproponowała, że podpisze ze mną umowę na kolejny rok.
– A co ty na to?
– Im bliżej wakacji, tym bardziej czuję, że chciałabym zostać. Tylko…
– No mówże! – ponagliła ją Elwira.
– Adam nagle zaczął się starać. To znaczy: chce ratować nasze małżeństwo – odparła Marta z dziwną miną.
– A co wymyślił?
– W czerwcu, zaraz po zakończeniu roku szkolnego, wyjeżdżamy z Uleńką na wczasy. Wyobraźcie sobie, że sam wszystko załatwił – mówiła Marta ze szczerym zdziwieniem. – Rozumiecie? Adam załatwił. Sam. Powiedział, że powinniśmy na nowo do siebie przywyknąć po tej rozłące – wyznała. – Jeszcze nie wiem, co to dla niego znaczy, ale chyba muszę spróbować. Dla córki.
Joanna milczała. Widziała po minie przyjaciółki, że Marta ciągle się waha, ale jednocześnie propozycja męża miło ją zaskoczyła. Nie zdziwiło jej to.
Marta odnalazła w rodzinnym domu nie tylko spokój i wsparcie rodziców, odnalazła też dawną siebie. Po przeprowadzce z Warszawy wiele zmieniło się w jej życiu. Joasia z radością obserwowała, jak Marta ponownie staje się pewną siebie kobietą, spełnioną matką i malarką.
Gdy po raz pierwszy od wielu lat zaczęła malować, Joanna wiedziała, że przyjaciółka wychodzi powoli z psychicznego dołka, w który wpędziły ją życiowe trudności. Praca w szkole i w firmie kuzyna postawiły ją na nogi СКАЧАТЬ