Krzyk do nieba. Mons Kallentoft
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyk do nieba - Mons Kallentoft страница 12

Название: Krzyk do nieba

Автор: Mons Kallentoft

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Kryminał

isbn: 9788381887205

isbn:

СКАЧАТЬ znaj­duje dopa­so­wa­nia w oko­licy, dwóch kolesi z idio­tyczną hip­ster­ską brodą. Zmie­nia usta­wie­nia odkry­wa­nia na cały Linköping, wtedy poja­wia się jeden przy­stoj­niak. Czter­dzie­ści cztery lata. Wysoki, krótko ścięte blond włosy, kil­ku­dniowy zarost, pro­sty nos. Rze­komo zaj­muje się usu­wa­niem złomu.

      Kola­cja dziś wie­czo­rem?

      Wia­do­mość wpra­wia ją w osłu­pie­nie. Bez zasta­no­wie­nia odpi­suje:

      Jutro. Rico, o ósmej. Ty sta­wiasz.

      Jasne. Zare­zer­wuję sto­lik. Do zoba­cze­nia, śliczna super­po­li­cjantko!

      I wtedy żałuje – kto tak pisze, do cho­lery? – ale póź­niej czuje, że tego potrze­buje, szcze­gól­nie po dzi­siej­szym poranku. Zresztą na zdję­ciach jest naprawdę przy­stojny. Może to ktoś nowy w mie­ście. Ni­gdy wcze­śniej go nie widziała.

      Do zoba­cze­nia.

      Kciuk w górę.

      W odpo­wie­dzi też dostaje unie­siony kciuk. Żad­nego che­esy ser­duszka, całe szczę­ście.

      Nie ma poję­cia, jakie plany na wie­czór ma Tove. Wszystko jedno.

      Na początku lipca, zaraz po tym, jak Tove wró­ciła do domu, razem malo­wały na biało ściany w dużym pokoju. Potem sie­działy obok sie­bie w che­micz­nych opa­rach, a Tove pod­su­mo­wała: „Dużo lepiej”. Malin przy­znała jej rację, wcze­śniej nie miała po pro­stu siły zama­lo­wać jaskra­wego różu po poprzed­nim najemcy.

      Poza tym Tove wie­czo­rami raczej zaj­muje się sobą. Spo­tyka się z daw­nymi zna­jo­mymi, wycho­dzi do mia­sta i pije wino, ale ni­gdy nie wraca do domu pijana. Naj­czę­ściej czyta książki, nie lite­ra­turę piękną jak kie­dyś, ale lite­ra­turę faktu, doty­czącą takich tema­tów, jak digi­tal tra­ding: How to Make It in IT, The Kings of Sili­con Val­ley, How to Cash in in Africa.

      Cza­sem klnie, kiedy oglą­dają wia­do­mo­ści.

      Naj­bar­dziej nie­na­wi­dzi Trumpa, Wein­stein też dopro­wa­dza ją do szału: „Wszyst­kich takich idio­tów powinno się zamy­kać”.

      W Tove jest teraz tyle agre­sji. Malin to dostrzega, ale jesz­cze z nią o tym nie roz­ma­wiała.

      To byłoby bez sensu.

      Tove nie chce roz­ma­wiać o pry­wat­nych spra­wach.

      Ale może powin­nam to zro­bić. Wydaje się, że ostat­nio coś ją drę­czy. Czy coś się stało? Coś, o czym nie mam poję­cia?

      Malin odsuwa od sie­bie te myśli. W spo­łe­czeń­stwie wszystko robi się bar­dziej surowe, taka staje się też Tove. Po pro­stu się dopa­so­wuje.

      Ma nadzieję, że zosta­nie ban­kie­rem.

      Łatwiej być chci­wym, zachłan­nym kapi­ta­li­stą niż lewi­co­wym ide­ali­stą wal­czą­cym o swoje war­to­ści. Może Tove będzie umiała połą­czyć te skraj­no­ści, myśli Malin. Jeśli komu­kol­wiek mia­łoby się to udać, to tylko jej.

      Wyłą­cza Tin­dera.

      Uśmie­cha się pod nosem.

      Randka.

      Coś, dzięki czemu spo­gląda się w przy­szłość, nie w prze­szłość.

      Nie poje­chały na Tene­ryfę i nie odwie­dziły dziadka, to zna­czy jej ojca, o któ­rym teraz myśli Malin. Bilety były kupione, zare­zer­wo­wał im pobyt w uro­czym ośrodku. Ale nagle, zale­d­wie tydzień przed wylo­tem, zmie­nił zda­nie. Twier­dził, że dostał zapa­le­nia płuc, ale Malin widziała na Face­bo­oku, że grał w golfa z jakąś nową kobietą u boku. Pew­nie czuł się samotny, chciał odno­wić kon­takt z rodziną, ale póź­niej kogoś poznał i znów się wyco­fał.

      Chciała do niego zadzwo­nić.

      Napi­sać.

      Ale odpu­ściła sobie. Poka­zała Tove zdję­cie i gdy roz­ma­wiały pew­nego wie­czoru na Sky­pie, zgod­nie stwier­dziły, że nie chcą mieć z nim wię­cej nic wspól­nego, będą tylko cze­kać, aż umrze, a póź­niej wyda­dzą spa­dek na coś eks­tra.

      – Naj­chęt­niej trzep­nę­ła­bym go w łeb – powie­działa Tove. – Tak się nie robi. To się musi kie­dyś skoń­czyć.

      Malin pod­nosi komórkę, wcho­dzi na stronę „Cor­ren”.

      Na stro­nie głów­nej wia­do­mość o chłopcu:

       Zosta­wiła dziecko w nagrza­nym samo­cho­dzie. Chło­piec zmarł.

      Dziew­czyna, która napi­sała arty­kuł i zro­biła zdję­cia, nazywa się Vilda Wre­de­sman. Imię i nazwi­sko to na pewno pseu­do­nim. W tek­ście pobrzmiewa pogarda dla rodzi­ców, ich braku odpo­wie­dzial­no­ści, ich błędu. Arty­kuł koń­czy się stwier­dze­niem, że zda­niem poli­cji nie doszło do popeł­nie­nia prze­stęp­stwa. W felie­to­nie obok inny dzien­ni­karz pyta: „Kiedy zapo­mi­na­nie o swoim dziecku sta­nie się prze­stęp­stwem?”.

      Zapo­mi­na­nie nie jest w Szwe­cji zabro­nione, myśli Malin. Wię­cej osób powinno czę­ściej zapo­mi­nać o róż­nych rze­czach. Jeste­śmy kra­jem roz­pa­mię­tu­ją­cych ludzi, zgorzk­nia­łych dusz. A ja jestem jedną z nich, choć wcale tego nie chcę.

      Zamyka oczy. Anders i Fanny Anders­so­no­wie zostali już wystar­cza­jąco uka­rani. Co dałoby zamknię­cie ich? Posta­wie­nie przed sądem?

      Wyszu­kuje w sieci Fanny Anders­son z Linköpingu. Znaj­duje jej pro­fil na Face­bo­oku, jest usta­wiony jako publiczny, pod ostat­nim postem, zdję­ciem Oli­vera na kąpie­li­sku, zaczął się już zalew hejtu.

       Będziesz sma­żyć się w pie­kle, ty kurwo.

       Dzie­cio­bój­czyni!!!!!!!

       Życzę ci śmierci w męczar­niach. Dla takich świń jak ty nie ma wystar­cza­jąco suro­wych kar. Mam ochotę udu­sić cię wła­snymi rękami.

      I tak dalej.

      Masa śle­pej nie­na­wi­ści. Malin zasta­na­wia się, czy nie powinni zapew­nić Fanny Anders­son ochrony. Jed­no­cze­śnie zdaje sobie sprawę, że hej­te­rzy z Face­bo­oka i innych por­tali spo­łecz­no­ścio­wych bar­dzo rzadko prze­cho­dzą od słów do czy­nów. To pra­wie zawsze tchórz­liwi obsku­ranci, któ­rzy kopią leżą­cego i zawsze uwa­żają się za moral­nie lep­szych od innych.

      A z dru­giej strony, myśli Malin, Oli­ver naprawdę umarł straszną, zde­cy­do­wa­nie przed­wcze­sną śmier­cią w wyniku błędu swo­jej mamy.

СКАЧАТЬ