Piękno ludzkiej duszy. Osho
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу PiÄ™kno ludzkiej duszy - Osho страница 12

Название: PiÄ™kno ludzkiej duszy

Автор: Osho

Издательство: PDW

Жанр: Философия

Серия: Prawdziwe życie

isbn: 9788381432238

isbn:

СКАЧАТЬ jedną z najbiedniejszych, tymczasem dzięki niej powstała marmurowa świątynia. Co prawda jest niewielka, a wokół wzniesiono inne, ale nadal pozostaje ona w centrum. Od tysięcy lat, raz w roku, świętują tu, aby upamiętnić fundatorkę.

      Chiranjilal usłyszał moją przemowę w czasie tego święta. Kiedy skończyłem i przecisnąłem się przez tłum, aby dojść do swojego samochodu, zatrzymał mnie. Była zima, a on stanął przede mną owinięty w koc. Nagle rozłożył koc na ziemi. Nie rozumiałem, o co mu chodzi. Odezwał się: „Usiądź na chwilę. Chciałbym z tobą posiedzieć. Słyszałem twój wykład. Co ty tutaj robisz? Jesteś potrzebny w całym kraju. Nigdy dotąd nie słyszałem takiego wykładu, a znam wielkich intelektualistów, rewolucjonistów i mahatmów, to ostatnie za sprawą Mahatmy Gandhiego”.

      Ponieważ był głównym menedżerem Jamnalala, w oczywisty sposób powierzono mu także funkcję dyrektora generalnego aśramy Gandhiego. Zajmował się gośćmi przybywającymi do aśramy, a były wśród nich postaci tak wybitne jak Jawaharlal, Subhash Chandra, Maulana Azad. Jamnalal był zbyt bogaty i zbyt stary, aby się o to troszczyć. Wybudowano ogromny dom dla gości, który pomieściłby ponad pięciuset znanych przywódców, myślicieli, filozofów, mędrców. I ciągle odbywały się tam przeróżne konferencje: polityczne, religijne, literackie. Wszyscy przybywali ze względu na Gandhiego.

      Chiranjilal powiedział więc: „Znam wszystkich w tym kraju i nikt nie przemawia tak jak ty. Nie marnuj się tutaj. Przyjedź do Mumbaju na święto Mahawiry”.

      Miałem pewne wątpliwości, bo przecież nikt mnie tam nie znał ani ja nie znałem nikogo. On jednak obiecał, że jeśli tylko zechcę przyjechać, sam wszystko zaaranżuje.

      Nie potrafiłem odmówić. Kiedy zrozumiał, że nikt mnie jeszcze nie zna, a na dodatek nie zależy mi na tym, by moje słowa dotarły do ludzi, łzy popłynęły mu po twarzy. Dla niego było to coś potwornego. Obiecał mi, że zrobi dla mnie wszystko – nawet to, czego nie zrobił dla Mahatmy Gandhiego – bylebym tylko pozwolił, by mnie przedstawił w Mumbaju.

      Zgodziłem się, prosząc jednocześnie, żeby przestał płakać, zwłaszcza że wokół zgromadził się już tłumek i cała sytuacja wyglądała bardzo dziwnie. Podałem mu termin przyjazdu mojego pociągu, ale widząc, jak ten stary człowiek przygląda mi się przez swoje grube okulary, nie miałem pewności, czy w ogóle będzie w stanie rozpoznać choćby moją twarz. Patrzył na mnie znad okularów, spod okularów, oglądał mnie z przodu, z boku, aby zorientować się, jakim jestem człowiekiem. W końcu uspokoiłem go, że z całą pewnością przybędę do Mumbaju, a jeśli zdarzy się, że on mnie nie rozpozna, to przecież ja rozpoznam jego.

      Pojechałem więc do Mumbaju i, tak jak się spodziewałem, staruszek coś pokręcił. Opisał mnie dość dokładnie, ale powiedział, że noszę białą czapkę. Nie wiem dlaczego. Być może powodem było to, że wszyscy ludzie, którzy przybywali do aśramy Gandhiego, nosili białe czapki, dokładnie takie jak ich przywódca. Widział tysiące ludzi w białych czapkach i pewnie zapomniał, że istnieją także tacy, którzy w ogóle nie noszą czapek.

      Opisał mnie jako człowieka z małą bródką, w białych szatach, ale pomylił coś z tą czapką. I stałem tak przy drzwiach pociągu, spoglądając na ludzi krążących tam i z powrotem. Wydawało mi się, że kogoś szukają, może mnie, ale nigdzie nie widziałem staruszka.

      Czekałem na niego na peronie, bo gdyby on nie rozpoznał mnie, ja z pewnością rozpoznałbym jego. A nie zobaczyłem go, bo jak się później okazało, staruszek rozchorował się i nie mógł przyjść. Natomiast opisał mnie dokładnie swoim ludziom. Wszyscy patrzyli na moją głowę i przechodzili dalej. W końcu byłem już jedynym pasażerem na peronie. Zapytałem więc oczekujących, czy przypadkiem nie czekają na mnie. Zdawałem sobie sprawę, że szukają czegoś na mojej głowie, ale wyjaśniłem, że nigdy nie noszę czapki. Wtedy pokazali mi kartki, które dał im Chiranjilal Badjatya, a na których mieli wskazówki dotyczące mojego wyglądu.

      Mówili: „Napisał nam, że nosisz białą czapkę, taką jak Gandhi, a my mieliśmy problem, bo wielu ludzi miało na sobie takie czapki, ale żaden z nich nie miał brody. Pomyśleliśmy więc, że nie ma wśród nich osoby, na którą czekamy. Znaleźliśmy jedną w długim białym płaszczu, z brodą, ale bez czapki. Pasowałeś idealnie, gdyby nie ta czapka…”.

      Powiedziałem im: „Obawiałem się, że staruszek niedowidzi. Pomylił się, bo widział w życiu tylko ludzi, którzy nosili białe czapki. Zajmował się tysiącami indyjskich rewolucjonistów, którzy nosili białe czapki, i z tego powodu utkwiły one w jego umyśle. Nie posądzam go bowiem o żadne złe intencje. A tak w ogóle gdzie on jest?”.

      I wtedy okazało się, że zaniemógł. Przekazali mi, że było mu bardzo przykro, że nie jest w stanie mnie powitać, ale zapewniał, że rozmawiał o mnie ze wszystkimi najważniejszymi osobami w Mumbaju. Mężczyźni mówili też, że spodziewali się kogoś znacznie starszego; słowa, jakimi mnie opisał – „Nikt nie przemawia tak jak on” – kazały im sądzić, że jestem starym mędrcem.

      Tymczasem na spotkaniu oczywiście nikt spośród tych dwudziestu czy trzydziestu tysięcy zgromadzonych ludzi mnie nie znał.

      Chitrabhanu przemawiał jako pierwszy i mówił o najważniejszych sprawach dotyczących Mahawiry. Opisywał także jedyny cud, jaki miał miejsce w życiu Mahawiry: kiedy stał nago pogrążony w medytacji, ukąsiła go kobra, a z jego stopy zamiast krwi zaczęło wypływać mleko. Dźini zawsze w to wierzyli.

      Swój wykład zacząłem od stwierdzenia: „Mam wrażenie, że mój przedmówca zwariował”. Kilku z obecnych tam ludzi stało się później moimi sannjasinami. Opowiadali mi potem, że po tych słowach obawiali się zamieszek. I wszyscy zastanawiali się, kim jestem. Wyglądałem jak muzułmanin, a na dodatek zaatakowałem jednego z największych liderów pośród dźińskich mnichów i pośród całej dźińskiej społeczności.

      To prawda, że zaatakowałem go bardzo ostro. Zawsze albo atakuję, albo rezygnuję z ataku – nie ma trzeciego wyjścia. Powiedziałem: „Ten człowiek jest wariatem. Będzie musiał wyjaśnić nam, jak mleko może wydobywać się ze stopy. Aby popłynęło mleko, kobieta potrzebuje piersi i odpowiedniej budowy fizjologicznej, dzięki której w jej piersiach pokarm i krew zamieniają się w mleko. Chcę, aby udowodnił, że Mahawira miał pierś na stopie albo że był workiem pełnym mleka. W przeciwnym razie powinien wszystko odwołać”.

      Zapanowała martwa cisza. Mówiłem przez pół godziny, nie zostawiając na nim suchej nitki. Powiedziałem między innymi: „Skoro wybieracie na liderów takich idiotów, kim w takim razie wy jesteście? Zapewne jesteście jeszcze głupsi niż oni. Ten człowiek jest bardzo cwany i będzie was oszukiwał, bo wszystko, co mówił, było obliczone na umocnienie waszego ego. Człowiek głoszący prawdę, nie postępuje w taki sposób. Człowiek głoszący prawdę mówi prawdę i nieważne, czy jest ona gorzka i narazi się on na waszą wrogość. Człowiek głoszący prawdę dba tylko o prawdę. A ten człowiek kłamał. Wszystko, co powiedział, było kłamstwem, które zostało zapisane w księgach. Bo księgi napisali ludzie podobni do niego i dlatego nie są oni dla mnie żadnym autorytetem. Nie uważam za autorytet tego człowieka. Powinien wstać i odpowiedzieć na moje pytania. Musi udowodnić, że to, co mówi, jest prawdą. Jeśli tego nie zrobi, to jutro przyniosę kobrę, a kiedy go ukąsi, spodziewam się, że rana nie będzie krwawić, lecz popłynie z niej mleko. Niech się przygotuje, bo daję mu dwadzieścia cztery godziny”.

      Oczywiście człowiek ten porzucił swoich słuchaczy i uciekł do Ameryki w towarzystwie dziewczyny СКАЧАТЬ